— Odsuń się, Poilarze. Nie widzisz, że ona nie jest teraz w stanie mówić?
Ustąpiłem mu miejsca, a on pochylił się nad nią i dotknął tak, jak Uzdrowiciel dotyka chorego. Zręcznie skierował strumień sił życiowych na jej ciało, doprowadzając powietrze, ciepło i światło. Po jakimś czasie na policzki Min wrócił kolor, a oddech stał się normalny. Przyłożyła dłoń do twarzy, barku, ręki, by sprawdzić co z nią zostało zrobione. Westchnęła z niechęcią. Zobaczyłem, że szybko zmienia kształt, jakby próbowała wrócić do swojej właściwej postaci. Przebiegł przez nią gwałtowny prąd Zmian, ale ciało pozostało zniekształcone.
— Oszczędź siły, Min — powiedział cicho Jekka. — Później będzie czas, żeby przywrócić ci dawną postać.
Skinęła głową. Usłyszałem za sobą ciche łkanie. Min przedstawiała sobą potworny widok.
Usiadła i rozejrzała się jak osoba, która budzi się z koszmarnego snu. Nikt się nie odezwał. Po chwili oświadczyła bardzo spokojnie:
— Byłam wśród Stopionych.
— Tak — powiedziałem. — Tak, wiemy.
— Porwali nas w środku nocy, Stum i mnie, tak szybko, że nie zdążyłyśmy nawet krzyknąć. Zakryli nam usta dłońmi…i gdzieś ponieśli…
— Odpocznij teraz — przerwał jej Jekka. — Później nam opowiesz.
— Nie, nie. Teraz. Musicie wiedzieć.
Miała rację. Drżąca i osłabiona, opowiedziała nam całą historię.
Ona i Stum nierozsądnie ułożyły się na noc na skraju obozu, gdzie czyhało największe niebezpieczeństwo. Nie potrafiła jednak wytłumaczyć, w jaki sposób Stopieni podkradli się niepostrzeżenie do naszego obozu. Może wartownicy zasnęli głęboko albo rzucono na nich czar, a może wszystko rozegrało się tak szybko, że nawet najbardziej czujni strażnicy nie mogli zauważyć. Tak czy inaczej, Stopieni porwali Min i Stum i zanieśli je w ciemnościach gdzieś daleko, chyba w kierunku Ściany. Tak przypuszczała Min, choć nic nie widziała o tej bezksiężycowej godzinie. Była tylko pewna, że porywacze szli pod górę.
— Dotarliśmy do jakiejś jaskini — powiedziała. — To musiało być u podnóża Ściany. Wszędzie panowały ciemności, ale kiedy znaleźliśmy się w środku, zobaczyłam dziwne światło, zieloną poświatę, która chyba wydobywała się prosto z ziemi. Było tam coś w rodzaju przedsionka, a dalej otwór w ziemi i długi, opadający stromo korytarz i tworzący głęboki szyb. To stamtąd biło światło. Stopieni pozwolili nam do niego zajrzeć. Wyjaśnili, że to jest Źródło. Mówili starym językiem, gotarza. Skrybowie trochę go rozumieją.
— Tak. Tak, wiem — pośpieszyłem z zapewnieniem.
— Nie potrafię wam powiedzieć, co znajduje się na dnie. Coś jasnego i ciepłego. Cokolwiek to jest, roztapia ludzi. — Dłoń Min powędrowała, może nieświadomie, do zdeformowanego policzka. Wstrząsnął nią silny dreszcz i minęła chwila, zanim mogła znowu mówić. — Chcieli nas zmienić. Odesłać z powrotem do was jako ambasadorów i pokazać, jaka to wspaniała rzecz być stopionym. Pchnęli nas w stronę Jamy…
— Kreshe! — szepnął ktoś i wszyscy zrobiliśmy święte znaki, które strzegą od zła.
— Poczułam gorąco. Tylko po tej stronie ciała, która była wystawiona na działanie poświaty. Wiedziałam, że zaczynam się zmieniać, ale nie była to taka zmiana, jakie znałam wcześniej. Usłyszałam, że Stum przeklina i walczy obok mnie, ale nie widziałam jej, ponieważ ją zasłonili. Znajdowała się bliżej Źródła niż ja. Stopieni śpiewali, recytowali i tańczyli wokół nas jak dzicy. Jak zwierzęta. — Min zamknęła na moment oczy i parę razy z trudem zaczerpnęła oddech. Jekka położył dłonie na jej nadgarstkach i starał się ją uspokoić. Po chwili zaczęła mówić dalej. — Kopnęłam któregoś mocno. Jego ciało było bardzo miękkie i galaretowate. Usłyszałam okropny krzyk bólu. Kopnęłam znowu, a potem uwolniłam rękę, wsadziłam komuś palec w oko i wyrwałam drugą rękę. Powstało zamieszanie. Stum i ja uciekłyśmy. Biegli za nami, lecz byłam dla nich za szybka. Ale Stum dorwali. Udało mi się dotrzeć do wyjścia z jaskini. Obejrzałam się i zobaczyłam, że Stum nadal jest w środku, na skraju Jamy i walczy z kilkunastoma Stopionymi. Krzyknęła, żebym się stamtąd wydostała, ratowała siebie. Ruszyłam jej na pomoc, ale opadli ją ze wszystkich stron i wiedziałam, że nie mam szans. Już jej nie widziałam, tylu ich było, spadli na nią całą chmarą jak rój insektów i ciągnęli coraz bliżej Jamy…
— Kreshe! — szepnąłem i znowu zrobiłem święte znaki.
— Wiedziałam, że to beznadziejne. Nic nie mogłam dla niej zrobić, a gdybym wróciła mnie by również dopadli. Odwróciłam się więc i pobiegłam. Nie próbowali mnie zatrzymać. Wypadłam z jaskini i próbowałam w ciemności znaleźć drogę do obozu. Musiałam długo krążyć, dopiero gdy w końcu wzeszło słońce, wiedziałam już, którędy iść. Wszędzie byli Stopieni, ale na mój widok po prostu kiwali głowami i pozwalali mi iść, jakby mnie uważali za jedną ze swoich. — W oczach Min pojawił się nagły błysk strachu. Znowu dotknęła zmienionego policzka, dźgnęła go gwałtownie palcem, jakby ciało było twarde jak drewno. — Nie stałam się jedną z nich, prawda? Czy jestem bardzo brzydka? Budzę w was wstręt? Powiedzcie mi… Poilar… Jekka…
— Połowa twarzy wygląda trochę inaczej — powiedziałem łagodnie. — Nie jest tak źle. Nie będzie trudno to naprawić, prawda, Jekka?
— Myślę, że nam się uda — odparł z ważną miną, jaką czasami przybierają Uzdrowiciele.
Odniosłem jednak wrażenie, że wcale nie jest taki pewny.
Postanowiliśmy iść do jaskini i zobaczyć, co się stało ze Stum. Thissa rzuciła czar wiatru i wody, który przeniósł ją do innego świata, i kiedy w końcu wyrwała się z transu, wskazała na północny zachód.
— Tam jest ścieżka, którą musimy pójść. — powiedziała.
Czy Stum będzie jeszcze żywa, kiedy ją znajdziemy? Thissa nie udzieliła nam odpowiedzi. Niewielu z nas jednak w to wierzyło, a jeśli chodzi o mnie, to miałem nadzieję, że nie. Do tej pory moc Źródła musiała zmienić dobrą, silną dziewczynę z Domu Cieślów nie do poznania. Lepiej, żeby zginęła z rąk Stopionych albo sama pozbawiła się życia. Jeśli jednak istniała szansa, że Stum żyje, byłoby grzechem zostawić ją, nawet zdeformowaną. Jeśli nie żyła, honor wymagał od nas podjęcia próby odzyskania ciała i sprawienia przyzwoitego pochówku.
Tak więc zwinęliśmy obóz z i wyruszyliśmy w stronę jaskini ze Źródłem trasą, którą wskazała nam Thissa.
Wbrew moim obawom, Stopieni nie stawiali oporu. Nasza śmiała decyzja, by przemaszerować między nimi, najwyraźniej ich zaskoczyła, podobnie jak wcześniej, kiedy nadeszliśmy z drugiej strony rzeki. Wpatrywali się w nas z podejrzliwością i nienawiścią, ale cofali z każdym naszym krokiem. Kath i parę innych osób zastanawiało się na głos, czy nie brniemy prosto w pułapkę. Twierdzili, że idzie się nam zbyt łatwo. Oczywiście Muurmut głośno wyrażał swoje wątpliwości. Ja jednak nie zwracałem na nich wszystkich uwagi. Czasami trzeba po prostu iść naprzód.
Ziemia była bardzo sucha, twarda, jałowa i pokryta warstwą kurzu. Przez cały czas teren nieznacznie się wznosił. Jak powiedziałem, po wielu tygodniach marszu zbliżaliśmy się do końca płaskowyżu i następnego wypiętrzenia Ściany, która do niedawna była tylko różową poświatą na horyzoncie, a teraz znajdowała się niemal na wyciągnięcie ręki. Pięła się na niebotyczną wysokość, a jej górne partie ginęły w chmurach. Nie mogliśmy sobie jednak pozwolić na myślenie o niej.
— Tam — powiedziała Thissa, wskazując ręką. — Tam. Pójdziemy tą drogą.
A Min, która pomimo zmęczenia uparła się, żeby iść na czele, skinęła głową.