Выбрать главу

Umilkł i czekał niemal obojętnie, aż coś powiem.

— W swojej długiej opowieści nie wspomniałeś, w jaki sposób zaszły takie zmiany w twoim wyglądzie, gdzie i dlaczego — zauważyłem po chwili.

— Czy to coś tajemniczego? Z pewnością wiesz, że Kosa Saag to miejsce, gdzie nieostrożnym grozi transformacja. I ostrożnym czasem też.

— Tak. Wiem. W Pierwszym Królestwie, Królestwie Stopionych widziałem, jak to się dzieje. Czy to tam…

— Nie, nie tam — powiedział lekceważąco. Po jego wykrzywionej twarzy przemknął cień. — To było wyżej. Przez Pierwsze Królestwo przeszedłem bez kłopotów. Kto chciałby żyć w takim okropnym kraju i wielbić krwiopijcze demony? Nie jestem Stopionym, Poilarze. Oni są nie lepsi od zwierząt, jak sam pewnie zauważyłeś. Nie, jestem Przekształconym. I to z własnej woli, ze względu na korzyści, których się spodziewałem.

Wydawało mi się to niewielką różnicą: Stopiony, Przekształcony, co to miało za znaczenie? Tak czy inaczej, poddanie się ogniowi zmian prowadziło do zniekształcenia. Nie zapytałem jednak o to.

— Opowiesz mi jak do tego doszło?

— To było w Królestwie Kavnalli. Nastąpiła tylko częściowa transformacja. Dzieło nie zostało dokończone i dlatego tak wyglądam.

— Kavnalli? — Ta nazwa nic dla mnie nie znaczyła.

— Tak. Wkrótce poznacie Kavnalle. Będziecie mieli szansę pozdrowić ją osobiście i posłuchać jej pieśni. I jeśli nie będziecie bardzo uważali, podobnie jak ja ulegniecie pokusie i w ten sposób dołączycie do legionów Przekształconych.

Pomyślałem o cichym głosie, który dzisiaj rano słyszeliśmy z Traibenem na szlaku, uwodzicielski szept przywołujący nas do siebie. Czy to była Kavnalla Thrance’a? Bardzo prawdopodobne. A jednak bez trudności oddaliliśmy się od tego pieszczotliwego głosu.

— Bardzo w to wątpię — powiedziałem. — Mnie nie jest łatwo uwieść.

— O, czyżby, Poilarze? Naprawdę? — Uśmiechnął się. Tym protekcjonalnym uśmiechem sprawił, że poczułem się jak dziecko. — Cóż, możliwe. Wydajesz się dość niezwykły. Obyś się jednak nie pomylił. Kavnalla zwabiła już wielu. Byłem jednym z nich.

— Opowiedz mi o tym.

— Wszystko we właściwym czasie. Kiedy staniemy u wrót Królestwa. Teraz powiem ci tylko, że moja transformacja była największym życiowym błędem. Myślałem, że wygram z Kavnallą. Naprawdę wierzyłem, że zostanę Królem tej góry. Kiedy zdałem sobie sprawę, że się myliłem, uciekłem… niewielu się to udało, chłopcze, niewielu… ale dopiero kiedy stałem się taki, jak widzisz. Tego kształtu już nie mogę zmienić. — Prześwidrował mnie wzrokiem. Zauważyłem to jego protekcjonalne „chłopcze”, ale postanowiłem je puścić mimo uszu. — Kavnalla śpiewa bardzo kuszącą pieśń — powiedział. — Za późno nauczyłem się zamykać na nią uszy.

— Daleko stąd jest ta Kavnalla? — zapytałem.

— Jej terytorium to najbliższe Królestwo. Można tam dojść bardzo szybko. — Wiec jednak słyszeliśmy głos Kavnalli. — Zanim się zorientujesz, co się dzieje — dodał Thrance — twoi ludzie ustawią się w kolejce i będą prosić o transformacje. To tam, w Królestwie Kavnalli, straciłem dużą cześć mojej Czterdziestki. I jak widzisz, omal sam nie przepadłem. Wielu Pielgrzymów spotkał smutny los w Królestwie, gdzie rządzi Kavnalla. Ogień zmian jest tam bardzo silny. Buzuje pod ziemią, wydostaje się na powierzchnię i niszczy wszystkich, którzy się nie bronią.

— W takim razie pójdziemy inną drogą — odparłem bez namysłu. — Jest więcej tras na szczyt.

— Nie. Nie, nie macie innego wyboru, jak iść tą drogą. Wierz mi. Ja wiem. Przeszedłem wszystkie te szlaki, chłopcze. Na Wierzchołek prowadzi tylko jedna ścieżka, która przechodzi przez Królestwo Kavnalli. Potem przez Sembitol, a dalej przez Królestwo Kvuz.

Sembitol… Kvuz… te nazwy nic mi nie mówiły. Po raz kolejny doszedłem do wniosku, że niczego nas nie nauczono w wiosce. Niczego.

— Skąd masz pewność, że nie ma bezpieczniejszej trasy? — zapytałem.

— Ponieważ byłem wszędzie i widziałem wszystko. Wiem, którą drogą musicie iść.

— A jeśli kłamiesz? Jeśli przyszedłeś do nas jako agent Ka-vnalli, żeby zdobyć nasze zaufanie i zaprowadzić prosto w jej ręce?

Na to zapłonął gniewem. Wydawało się, że nareszcie zrzucił wszystkie maski. Ukazał się pod nimi prawdziwy człowiek: obrażony, wściekły, udręczony. Splunął, wyrzucił w górę ramiona, zerwał się i odszedł tym chwiejnym krokiem, przy którym mój wyglądał jak taniec. Kiedy odwrócił się do mnie, jego oczy rzucały błyskawice.

— Jesteś głupi, chłopcze! Jakże bzdurne są wszystkie twoje podejrzenia! Cóż, skoro myślisz, że jestem szpiegiem, idźcie beze mnie! Wmaszerujcie prosto do jaskini Kavnalli, pocałujcie ją w policzek i szepnijcie, że Thrance przesyła jej słowa miłości! I przekonajcie się, co się wtedy z wami stanie! Zobaczycie, co zrobi z wami ogień zmian! Albo… nie, nie, jeśli wolicie ominąć krainę Kavnalli, wybierzcie inną trasę. Idźcie w górę tego zbocza na wschód, gdzie czeka na was wrzące jezioro. Idźcie na zachód do krainy pijących ciemność. Rób, co chcesz, chłopcze. Rób, co chcesz! — Zaśmiał się gorzko. — Agent Kavnalli? Tak! Tak, oczywiście właśnie nim jestem! Sprytnie mnie zdemaskowałeś! Widzisz, jakim pięknym uczyniła mnie Kawialla? I z wdzięczności dostarczę jej wszystkich twoich ludzi, żebyście się stali równie piękni! — Pogardliwie machnął zniekształconą ręką. — Rób, co chcesz, chłopcze! — I odwrócił się do mnie plecami.

— Czego od nas chcesz, Thrance? — Po dłuższej chwili zapytałem spokojnie.

— Już mnie o to pytałeś. I otrzymałeś odpowiedź.

— Wejść z nami na górę? To wszystko?

— Nic więcej. Wędrowałem przez wiele lat. Tak długo przebywałem w swoim towarzystwie, że nie mogę znieść dźwięku własnego oddechu. Chcę ruszyć dalej. Nie potrafię ci wyjaśnić dlaczego, ale chcę. Weźcie mnie ze sobą, a ja podzielę się z wami tym, co wiem o Królestwach. Albo zostawcie mnie i radźcie sobie sami, a ja pójdę swoją drogą. Wszystko mi jedno. Rozumiesz? Na niczym mi już nie zależy, chłopcze! — I potrząsnął głową. — Agent Kavnalli!