— Będę musiał poddać to pod głosowanie — oświadczyłem.
Narada była burzliwa. Thrance czekał na skraju urwiska, poza zasięgiem słuchu, i nawet nie zerkał w naszą stronę, kiedy się spieraliśmy. Początkowo głosy były równo podzielone. Naxa, Muurmut, Seppil i Kath wypowiadali się ostro przeciwko przyjęciu Thrance’a do grupy, a Marsiel, Traiben, Tuli i Bress Cieśla za. Reszta przychylała się ku jednej lub drugiej grupie zależnie od siły argumentów ostatniego mówcy. Muurmut, najsilniejszy głos opozycji, stwierdził, że Thrance jest szaleńcem i demonem, który spowoduje wśród nas zamieszanie i odwróci uwagę od zadania. Traiben, który spokojnie przewodził drugiej stronie, dopuszczał możliwość, że Thrance jest obłąkany, ale że w przeciwieństwie do nas zna tę część Ściany, więc powinniśmy skorzystać z jego doświadczenia.
Przez cały czas odgrywałem rolę mediatora, udzielając chętnym głosu, ale nie wyrażając własnej opinii. Po części zachowywałem się tak dlatego, że sam byłem niezdecydowany. Skłaniałem się ku opinii Muurmuta, a jednocześnie dostrzegałem mądrość w słowach Traibena. Fakt, że przychylam się ku argumentom Muurmuta, wydawał mi się tak dziwny, iż nie wiedziałem, co powiedzieć. Przed naradą skonsultowałem się z Thissą, która z zakłopotaniem stwierdziła, że jej kunszt czarodziejski na nic się tutaj nie przyda. Thrance był tak niesamowity i przerażający, że nie potrafiła czytać w jego duszy. Samo to przemawiało za wypędzeniem go, ale Thissą nie odezwała się podczas narady.
Wezwałem do wstępnego, orientacyjnego głosowania. Było osiem przeciwko ośmiu, przy czym od głosu wstrzymała się ponad połowa grupy.
Wtedy zabrała głos Gryncindil, która do tej pory milczała.
— Bylibyśmy głupcami, gdybyśmy go ze sobą nie zabrali. On wie wszystko, co powinniśmy wiedzieć. Poza tym, jaką krzywdę może nam wyrządzić sam jeden?
— Tak — poparła ją Galii, która do tej pory również nie brała udziału w dyskusji. — Jeśli będzie sprawiał kłopoty, zawsze możemy go zabić, prawda?
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Stwierdziłem jednak, że głosy tych dwóch silnych i zdecydowanych kobiet przeważyły szalę. Muurmut również to dostrzegł. Chodził w te i z powrotem z nachmurzoną miną i piorunował wzrokiem Gryncindil, która przecież była jego kochanką, a wypowiadała się w obronie Thrance’a.
— Co myślisz, Poilarze? Nic nie powiedziałeś. Może byś się z nami podzielił swoją opinią? — odezwała się Hendy.
Parę osób gwałtownie nabrało powietrza. Wszyscy wiedzieli, że Hendy i ja niedawno zostaliśmy kochankami, a ona zachowała się teraz zuchwale, rzucając mi wyzwanie. Byłem zły, że zmusza mnie do zajęcia stanowiska. Spojrzałem na nią z irytacją. Jednak w jej oczach zobaczyłem miłość. Nie zamierzała mnie urazić. Po prostu traktowała mnie jak przywódcę, ponaglając, żebym wypełnił swój obowiązek wobec grupy.
Wszystkie oczy były utkwione we mnie. Szukając po omacku drogi wśród pomieszanych myśli, powiedziałem wolno:
— Zgadzam się z Muurmutem, że Thrance może nam sprawić kłopoty. I zgadzam się z Traibenem, że może być użyteczny. Wziąłem również pod uwagę to, co podsunęła Gali. Jeśli będą z nim problemy, zawsze będziemy mogli się go pozbyć. Dlatego głosuję za przyjęciem go.
— I ja — oświadczyła Gryncindil.
— I ja — dołączyła się Galii, a także Malti i parę innych osób, które wcześniej wstrzymały się od głosu.
Przekonałem je. Podnosiły się kolejne ręce. Muurmut mruknął coś i odmaszerował dumnym krokiem, zabierając z sobą swoich popleczników, Seppila i Talbola. Pozostali głosowali za Thrance’em, z wyjątkiem Thissy, która rozłożyła dłonie, jakby dać do zrozumienia, że nie może się zdecydować.
Tak wiec sprawa się rozstrzygnęła. Poszedłem do Thrance’a, który siedział patrząc na wielką ciemną zatokę krain leżących w dole.
— Głosowanie wypadło na twoją korzyść — oznajmiłem. — Jesteś teraz jednym z nas.
Nie wyglądał na zbytnio poruszonego tą nowiną.
— Naprawdę? No cóż, więc jestem.
17
Szliśmy dalej, a Świat się zmieniał. Za nami stawał się coraz bardziej płaski i szeroki, a przed nami zwężał się do szerokości igły. Wokół pojawiały się dziwne nowe krainy i zostawały w tyle, jakbyśmy siedzieli na skale tkwiącej nieruchomo w rzece. I przez cały czas wywierały na nas wpływ dwie potężne nowe siły. Jedną z nich był zew Kavnalłi, która nie czekała długo, by się nam ujawnić, a drugą obecność Thrance’a. Wraz z jego przybyciem wkroczyliśmy w nową, mroczną fazę naszej Pielgrzymki. Zdawali sobie z tego sprawę nawet najmniej spostrzegawczy z nas. Może Thrance nie był demonem — szybko przestałem tak myśleć choćby w żartach — ale transformacja, jaką przeszedł w krainie Kavnalli, zmieniła go w dziwnego, gwałtownego człowieka, istotę jak z nocnego koszmaru. Jego wysoka, monstrualnie zdeformowana postać górowała nad nami jak sama Ściana.
Był w nim jakiś nieodparty magnetyzm. Czułem go wyraźnie. Niczego nie brał poważnie, wszystko traktował jako okazję do śmiechu, do rzucenia kąśliwej uwagi tam, gdzie właściwsze byłoby dobre słowo. Spodziewaliśmy się tego i nawet bawił nas ten sposób bycia. Nie wątpiliśmy, że jest bohaterem, człowiekiem o ogromnej sile i wytrzymałości. Zarazem jednak miał trudny charakter, malkontenckie usposobienie i rzeczywiście zakłócał nam spokój, dokładnie jak przewidział Muurmut.
Zawsze wybierał sobie spośród nas faworytów, lecz często ich zmieniał. Jednego dnia szukał mojego towarzystwa, następnego Kilariona, a jeszcze kiedy indziej maszerował z Galii u jednego boku i Tuli Klownem u drugiego. Gdy ktoś go nie interesował, mówił mu wprost: „Odejdź, nudzisz mnie”. Powiedział to Muurmutowi. Powiedział Naxie. Ale usłyszał to także Jaif Śpiewak o dobrym sercu i czystej duszy i nie mógł zrozumieć dlaczego.
Chociaż był odrażający, fascynował zwłaszcza kobiety. Tylko Thissa trzymała się od niego z daleka. Szczególnie podobał się Gryncindil. Często widziałem, jak przepycha się, żeby znaleźć się u jego boku. Nie poprawiało to nastroju Muurmuta, który zrzędził i mruczał coś pod nosem. Ale w nocy Thrance zawsze spał sam, przynajmniej na początku podróży. Przez jakiś czas wydawało mi się, że wcale nie interesuje go robienie Zmian w zwykłym znaczeniu tego słowa. Dokonała się w nim oczywiście ogromna Zmiana i jego styl życia różnił się teraz całkowicie od naszego. Myliłem się jednak.
Nigdy nie mówił o swoim życiu w wiosce ani o losie Czterdziestki, z którą wyruszył wiele lat temu na Ścianę, ani też o sobie czy swojej przeszłości. Majestatyczny Thrance z mojego dzieciństwa, którego często obserwowałem podczas zawodów, jak rzucał oszczepem lub skakał wzwyż, umarł i został pogrzebany gdzieś w zdeformowanym ciele. Zamiast rozmawiać, potrafił tylko żartować, kpić, szydzić, drwić i rzucać zagadki. Może najbardziej tajemniczą jego cechą była zmienność nastrojów. Często był wylewny i energiczny, pędził do przodu pomimo kalectwa i wołał do nas wesoło, żebyśmy mu dotrzymali kroku, a potem nagle stawał się ponury i nieobecny, jakby na zmiany-wstępował w niego bóg albo zły duch. A gdy go opuszczał, nie zostawało nic oprócz powłoki. Zmiana mogła nastąpić trzy razy w ciągu pięciu minut. Nikt nie wiedział, z jakim Thrance’em będzie się miał do czynienia za chwilę.
Po jakimś tygodniu pozbył się Muurmuta.
Nigdy nie poznałem prawdy. Pewne jest tylko, że powodem była Gryncindil. Podobno poszła w nocy do Thrance’a, a on ją przyjął. I tyle, jeśli chodzi o moją teorię, że nie potrzebował robić Zmian. A potem — tak uważał Kath, który spał obok i słyszał kłótnię — podszedł do nich Muurmut, żeby zabrać kochankę.