Obiecałem jej, że to zrobię i że przyniosę jej słowa miłości od Gortaina, jeśli znajdę go na Ścianie. Ona zaś roześmiała się, rozbawiona moją zarozumiałością. Zrobiła to jednak delikatnie, gdyż nie chciała mnie urazić podczas mojej pierwszej miłosnej nocy.
Później miałem wiele kobiet, więcej niż inni chłopcy w moim wieku, więcej niż dyktowałby rozsądek. Sam akt utracił dla mnie posmak nowości, ale nie wspaniałość czy siłę. Kiedy dokonywałem Zmian, czułem że idę do bogów, że sam staję się bogiem. I nienawidziłem wracać do rzeczywistości. Nic jednak nie można na to poradzić, kiedy mija ekstaza.
Pamiętam imiona prawie wszystkich moich kochanek: Sambaral, Byś, Galii, Saiget, Masheloun i druga Sambaral. Kochałem się również z Thissą z Domu Czarowników, której dziwna niepokojąca uroda bardzo na mnie działała. Ona jednak była nieśmiała i bojaźliwa, więc musiałem czekać na nią dwa lata.
Łatwo mi się rozmawiało z dziewczętami i zdobywałem je bez wysiłku. Za moimi plecami szeptano, że to z powodu nogi, gdyż dziewczęta często pociąga kalectwo. Może tak było w kilku przypadkach, ale z pewnością istniały też inne powody. Traiben nie miał takiego szczęścia do dziewcząt, więc od czasu do czasu litowałem się nad nim i podsyłałem mu którąś ze swoich kochanek. Pamiętam, że posłałem mu Galii i jedną z Sambaral. Może były i inne.
Gdy miałem prawie piętnaście lat, zakochałem się poważnie w Turimel z Domu Świętych. Kupiłem lubczyk od starej Czarownicy Kres. Później dowiedziałem się, że Turimel również odwiedziła Kres w tym samym celu. Sądzę, że tak chciało przeznaczenie, co nie znaczy, że wyniknęło z tego coś dobrego dla nas obojga.
Turimel była ciemna i piękna. Miała lśniące gęste włosy opadające długimi splotami i kiedy robiliśmy Zmiany, zabierała mnie w taką podróż, że traciłem głowę, zapominałem własnego imienia, zapominałem o wszystkim oprócz Turimel. Gdy uwydatniały się jej piersi, było tak, jakby spoza chmur ukazywała się Kosa Saag. A kiedy wchodziłem w słodką gorącą szczelinę, którą otwierała dla mnie podczas Zmian, czułem się tak, jakbym spacerował wśród bogów.
Jednak od pierwszej chwili nad naszą miłością ciążyło fatum. Ci, którzy rodzą się w Domu Świętych, nie mogą wyruszyć na Pielgrzymkę. Muszą pozostać na nizinie, żeby strzec świętości, podczas gdy inni wyruszają do bogów mieszkających na Wierzchołku. Poza tym żaden ze Świętych nie może się wyrzec swojego pochodzenia i przenieść do innego Domu. Gdybym więc postanowił związać się z Turimel, z pewnością bym ją utracił, wyruszając na Pielgrzymkę. Jeśli zaś chciałbym zostać przy niej, musiałbym zrezygnować z Pielgrzymki, co wydawało mi się straszne.
— Muszę z niej zrezygnować — wyjawiłem Traibenowi pewnego ponurego ranka. — Nie mogę przecież związać się ze Świętą.
— Nie możesz się związać z nikim, Poilarze. Nie rozumiesz tego?
— Nie wiem, co masz na myśli.
— Jesteś przeznaczony do Pielgrzymki. Wszyscy to wiedzą. Jest na tobie znak bogów.
— Tak — stwierdziłem. — Istotnie.
Pragnąłem usłyszeć od Traibena takie słowa, gdyż pomimo snu o gwiazdach i rodzinnej tradycji co dzień musiałem przedzierać się przez gęstniejący las wątpliwości, czy zostanę wybrany. Było to wina mojego wieku, ponieważ każdy młody mężczyzna wątpi we wszystko, a zwłaszcza w siebie.
— Co będzie, jeśli zwiążesz się z kimś na stałe, a twoja dziewczyna nie zostanie wybrana?
— Tak, rozumiem — powiedziałem. — Czy jednak nasz związek nie skłoni Mistrzów, żeby ją również wybrali?
— Nie sądzę. Oni w ogóle nie biorą pod uwagę takich rzeczy.
— Tak — powtórzyłem.
Pomyślałem o Lilim, której chłopak Gortain poszedł i nigdy nie wrócił ze Ściany.
— Jeśli chcesz się wiązać — odezwał się Traiben — to proszę bardzo. Musisz jednak pogodzić się z tym, że ją utracisz, kiedy pójdziesz w Ścianę. Stanie się tak na pewno, jeśli wybierzesz Turimel. Sam zdajesz sobie z tego sprawę. Jeśli weźmiesz dziewczynę z innego Domu, sytuacja będzie równie zła. Istnieje nie więcej niż jedna szansa na sto, że ona również zostanie wybrana do Czterdziestki. Praktycznie nie ma szansy, rozumiesz? Chciałbyś zostawić swoje dziecko bez ojca, tak jak ty zostałeś zostawiony? Nawet nie myśl o stałym związku, Poilarze. Myśl o Ścianie. Myśl tylko o Ścianie.
Jak zwykle nie mogłem znaleźć luki w rozumowaniu Taribena. Pogodziłem się więc z tym, że pozostanę samotny, ale bolało mnie to straszliwie.
Turimel i ja spędziliśmy razem ostatnią noc. Rozświetlały ją wszystkie księżyce, dwa w pełni, a trzy w nowiu. Powietrze było czyste jak kryształowe puchary Króla. Leżeliśmy spleceni na miękkim łożu z mchu na przełęczy Wzgórza Posłańca. Oznajmiłem dziewczynie delikatnie, że moim przeznaczeniem jest Pielgrzymka. Zobaczyłem, że po jej twarzy przemknął grymas bólu. Szybko jednak się opanowała, uśmiechnęła łagodnie i skinęła głową. W oczach błyszczały łzy. Myślę, że przez cały czas znała prawdę, ale miała nadzieję, że stanie się inaczej. Później zrobiliśmy Zmiany, po raz ostami zaspokajając namiętność. Była to smutna cudowna noc i żałowałem, że się skończyła. O świcie zaczął padać lekki deszcz, a my, trzymając się za ręce, wróciliśmy nadzy do wioski w perłowym świetle poranka. Trzy dni później Turimel ogłosiła zaręczyny z jakimś młodym mężczyzną z Domu Śpiewaków, którego zapewne trzymała w rezerwie, wiedząc że prędzej czy później porzucę ją dla Kosa Saag.
Po Turimel były jeszcze inne, ale moje serce stwardniało i żadnej z nich nie mówiłem o stałym związku i z żadną nie zostawałem na tyle długo, żeby same wpadły na ten pomysł. Jest bardzo prawdopodobne, że wszystkie wiedziały o moim przeznaczeniu. W każdym roczniku są osoby, o których wiadomo, że wyruszą w Ścianę. W tym roku. kiedy skończyłem dwanaście lat należał do nich Thrance. Ja byłem następnym. Ludzie twierdzili, że widzą na mnie znak Ściany. Sprawił to sen o gwiazdach, który przyśnił się całej wiosce tej samej nocy. Szukałem śladu w lusterku mojej matki, ale go nie znalazłem. Wiedziałem jednak, że jest. Nie miałem wątpliwości.
Zacząłem szesnasty rok życia. Dziesiątego dnia orguleta posłaniec z Domu Ściany przyniósł mi kawałek pergaminu, na którym ozdobnymi literami było napisane wezwanie do zgłoszenia się razem z innymi z mojego rocznika na miejsce zebra znane jako Pole Pielgrzymów. Wreszcie marzenie znalazło się w zasięgu ręki.
Pamiętam dobrze ten dzień. Jak mógłbym nie pamiętać? Zebrało się cztery tysiące dwieście pięćdziesięciu sześciu młodych ludzi. Nie była to największa grupa, ale i nie najmniejsza. Ekmelios świecił tak mocno, że niebo skwierczało. Na aksamitnej czerwonej trawie utworzyliśmy czterdzieści dwa szeregi po sto osób w każdym, a w ostatnim pięćdziesiąt sześć. Znalazłem się właśnie w tym. Wziąłem to za zły znak. Ale Traiben stojący niedaleko ode mnie w innym rzędzie mrugnął do mnie i uśmiechnął się szeroko, jakby chciał powiedzieć, że wszystko będzie w porządku.
Wreszcie nadeszła straszna godzina Pierwszej Selekcji, której bałem się bardziej niż śmierci.
Przez całe cztery lata szkolenia nie spotkało mnie nic gorszego niż Pierwsza Selekcja. Trząsłem się jak liść na wietrze, kiedy Mistrzowie z Domu Ściany przechadzali się między nami w milczeniu, przystając się tu i ówdzie, żeby klepnąć kogoś w ramie i w ten sposób dać mu do zrozumienia, że go zdyskwalifikowano.