Выбрать главу

— To będą wrota do niewinności i tak zostaną zapamiętane. Nikt nigdy nie dopuści do rozrostu męskiej populacji, bo kto pragnąłby powtórzenia koszmarów?

— Zmuś mężczyzn do posłuchu. Oszołom ich, jak oszołomiłaś kobiety, jak oszołomiłaś mnie.

— Ależ, Lestacie, oni nigdy nie posłuchają. Ty byś posłuchał? Prędzej umrą, jak ty byś umarł. Mieliby następny powód do rebelii, jakby kiedykolwiek go potrzebowali. Stawiliby niebywały opór. Wyobraź sobie, że mieliby okazję do walki z boginią. I tak naoglądamy się tego aż nadto. Są mężczyznami i nic na to nie poradzą. Zapanowałby chaos. Jest sposób przerwania łańcucha przemocy. Nastąpi era całkowitego, idealnego pokoju.

Znów zamilkłem. Miałem tysiąc odpowiedzi, ale wszystkie błędne. Ona znała swój cel aż za dobrze i rzeczywiście miała wiele racji.

Ach, lecz to było nierealne! Świat bez mężczyzn. Co by to oznaczało? Och, nie. Nie gódź się na ten pomysł choćby na chwilę. Nawet… A jednak znów powróciła tamta wizja, wizja dojrzana w żałosnej wiosce w dżungli; świat bez strachu.

Wyobraź sobie, że usiłujesz wytłumaczyć im, jacy byli mężczyźni. Wyobraź sobie, że usiłujesz opowiedzieć, iż kiedyś, dawno temu, można było zostać zamordowanym na ulicy miasta; wyobraź sobie, że usiłujesz wytłumaczyć, co znaczył gwałt dla samców gatunku ludzkiego… wyobraź sobie. Zobaczyłem ich nie rozumiejące oczy wpatrzone we mnie, kiedy próbowały to sobie wyobrazić, siłą umysłu starając się pokonać przepaść niepojętego. Poczułem dotyk ich miękkich dłoni.

— Ależ to szaleństwo! — szepnąłem.

— Och, wciąż mi się opierasz, mój książę — szepnęła z nutą gniewu i bólu. Zbliżyła się do mnie. Gdyby znów mnie pocałowała, zacząłbym płakać. Myślałem, że wiem, czym jest kobieca uroda, ale jej piękno było niewyobrażalne.

— Mój książę — odezwała się tym samym szeptem. — Ta logika jest elegancka. Świat, w którym tylko garstka mężczyzn będzie trzymana dla rozpłodu, to świat kobiecy. Ten świat będzie czymś, czego nie poznałyśmy w całej naszej żałosnej, krwawej historii. Nigdy nie powtórzą się obecne czasy, gdy mężczyźni rozmnażają w ampułkach zarazki zdolne zabić kontynenty podczas wojny biologicznej i projektują bomby, które mogą wytrącić Ziemię z jej szlaku wokół Słońca.

— A co się stanie, jeśli kobiety podzielą między siebie role męskie i żeńskie, jak się to często zdarza mężczyznom, kiedy są pozbawieni kobiet?

— Wiesz, że to głupie zastrzeżenie. Takie podziały mogą być tylko powierzchowne. Kobiety to kobiety! Czy potrafisz wyobrazić sobie wojnę rozpoczętą przez kobiety? Odpowiedz mi. Potrafisz? Czy potrafisz wyobrazić sobie rozzuchwaloną bandę kobiet spragnionych jedynie zniszczenia lub gwałtu? Taka myśl jest niedorzeczna. Kilku wynaturzonym bezzwłocznie wymierzy się sprawiedliwość. Ale generalnie nastąpi coś zupełnie nieprzewidzianego. Nie pojmujesz? Na ziemi zawsze była możliwość pokoju i zawsze byli ludzie, którzy mogli go wprowadzić i utrzymać, a tymi ludźmi są kobiety. Jeśli tylko usunie się mężczyzn.

Przysiadłem na łóżku jak zwykły skonsternowany śmiertelnik. Oparłem łokcie na kolanach. Dobry Boże, dobry Boże! Czemu te dwa słowa tak się mnie uczepiły? Nie było żadnego Boga! Byłem w tym pokoju z bogiem.

— Tak, skarbie. — Roześmiała się triumfalnie. Wzięła mnie za rękę, okręciła w kółko i przyciągnęła do siebie. — Ale powiedz mi, czy ciebie to chociaż trochę podnieca?

Spojrzałem na nią.

— O co ci chodzi?

— Ty impulsywna istoto. Kto stworzył z tamtego dziecka, Klaudii, krwiopijcę, żeby tylko przekonać się, co się stanie? — W jej głosie była drwina, ale czuła drwina. — Czy naprawdę nie chcesz zobaczyć, co się stanie, kiedy wszyscy mężczyźni znikną? Nie jesteś nawet troszeczkę ciekaw? Poszukaj prawdy w duszy. To bardzo interesujący pomysł, czyż nie tak?

Nie odpowiadałem. Wreszcie potrząsnąłem głową.

— Nie — powiedziałem.

— Tchórz — szepnęła. — Karzełek ze snami karzełka.

Nikt nigdy mnie tak nie nazwał, nikt.

— Tchórz — powtórzyła.

— Może nie będzie wojny, gwałtu i przemocy — powiedziałem — jeśli wszystkie stworzenia skarleją i będą miały sny karzełków, jak ty to nazywasz.

Roześmiała się łagodnie, wybaczająco.

— Moglibyśmy wiecznie tak rozprawiać — szepnęła. — Ale niebawem się przekonasz. Świat będzie taki, jak ja sobie zażyczę i jak powiedziałam, zobaczymy, co się stanie.

Usiadła obok mnie. Przez chwilę wydawało mi się, że tracę rozum. Objęła mój kark swoim nagim ramieniem. Wydawało się, że nigdy nie było delikatniejszego kobiecego ciała, nigdy żaden uścisk nie był równie pełen oddania i szczodry. A zarazem była tak twarda, tak silna.

Światła w pokoju przygasały, a niebo za oknem stało się bardziej żywe i granatowe.

— Akaszo — szepnąłem. Patrzyłem poza otwarty taras, na gwiazdy. Chciałem coś powiedzieć, coś decydującego, co zmiecie wszystkie jej argumenty, ale sens mi się wymknął. Byłem bardzo śpiący; to z pewnością jej sprawka. Rzucała urok, chociaż wiedziała, że nie sprawi mi ulgi. Znów poczułem jej wargi na swoich ustach, na gardle. Poczułem chłodny atłas jej skóry.

— Tak, odpocznij teraz, mój skarbie. A kiedy się obudzisz, ofiary będą czekały.

— Ofiary… — Prawie spałem, gdy trzymała mnie w ramionach.

— Teraz musisz spać. Jesteś wciąż młody i kruchy. Moja krew płynie w tobie, zmienia cię, doskonali.

Tak, niszczy mnie, niszczy serce i wolę. Byłem nieświadomy, że się poruszam, kładę na łóżku. Opadłem na jedwabne poduszki, a jedwab jej włosów był tak blisko; gładziła mnie i znów pocałowała w usta. W jej pocałunku była krew; krew tętniąca pod skórą.

— Posłuchaj morza — szepnęła. — Posłuchaj otwierających się kwiatów. Wiesz, że teraz możesz je słyszeć. Możesz słyszeć drobne stworzenia morskie, jeśli chcesz. Możesz usłyszeć śpiew delfinów, one bowiem śpiewają.

Unosiłem się bezwolnie, bezpieczny w jej ramionach, jej, potężnej, jej, której bali się wszyscy.

Zapomnij o kwaśnym smrodzie płonących trupów, słuchaj kanonady morza bijącego o brzeg w dole; słuchaj szelestu, z jakim opadający płatek róży osiada na marmurze. Świat zamienia się w piekło i nic na to nie poradzę. Jestem w jej ramionach i zaraz zasnę.

— Czy to nie zdarzyło się miliony razy, miłości moja? — szepnęła. — Czy nie odwróciłeś się plecami do świata pełnego cierpienia i śmierci, jak robią to miliony śmiertelnych każdego wieczoru?

Mrok. Pojawiają się cudowne wizje. Pałac jeszcze piękniejszy od tego. Ofiary. Służba. Mityczne postaci baszów i imperatorów.

— Tak, kochanie, czego tylko zapragniesz. Cały świat u twoich stóp. Wzniosę ci pałac za pałacem. To powinno wystarczyć, będą cię czcili. To drobiazg, to najprostsze ze wszystkiego. Pomyśl o łowach, mój książę. Dopóki trwa nagonka, myśl o pościgu, bo z pewnością będą uciekali i ukrywali się przed tobą, a jednak ty ich znajdziesz.

Widziałem to w gasnącym świetle tuż przed nadejściem snów. Widziałem siebie rozciągniętego w powietrzu jak dawni herosi, nad płaskim krajem, w którym migotały ogniska.

Poruszali się jak wilki, watahami, przez miasta, ale i przez lasy, ośmielając się wychylić nos tylko za dnia, bo tylko wtedy nic im z naszej strony nie groziło. Kiedy noc zapadała, zjawialiśmy się; znajdowaliśmy ich, słysząc myśli, czując krew i zbierając szeptane wyznania kobiet, które ich widziały, a może nawet ukrywały. Mogli wybiegać na otwartą przestrzeń, strzelać ze swojej bezużytecznej broni; niszczyliśmy ich jednego po drugim, nasze ofiary, poza tymi, których chcieliśmy mieć żywych, tymi, którym powoli, bezlitośnie wysysaliśmy krew.