Выбрать главу
Stan Rice „Fragmenty greckie” z tomu „Treść dzieła” (1983)

Siadła przy końcu stołu, czekając na nich, nieruchoma i spokojna. W świetle paleniska karmazynowa szata przydawała jej skórze blasku.

Kontur jej twarzy i tafle ciemnego szkła ozłacały płomienie, nieskazitelne lustra pokazywały ją wyraziście, jakby odbicie było prawdziwą istotą, unoszącą się w przejrzystym powietrzu nocy.

Czułem lęk. Strach o nich, o mnie i, co dziwne, o nią. Był we mnie chłód, przeczucie złego, tego, co ona może uczynić. Ona, zdolna zniszczyć wszystkich, których kiedykolwiek kochałem.

W drzwiach odwróciłem się i jeszcze raz ucałowałem Gabrielę. Przez chwilę czułem, jak wtula się we mnie całym ciałem, a potem jej uwaga skupiła się na Akaszy. Kiedy dotknęła mojej twarzy, czułem nieznacznie drżenie dłoni. Popatrzyłem na Louisa, pozornie delikatnego i spokojnego, i na Armanda, tego urwisa o twarzy anioła. Ci, których kochasz, są po prostu tymi… których kochasz.

Kiedy wszedłem do pokoju, Mariusz był sztywny z gniewu, nic nie mogło tego ukryć. Przeszywał mnie płonącym wzrokiem — mnie, mordercę tamtych biednych, bezbronnych śmiertelnych pozostawionych na stoku góry. Wiedział o tym, prawda? Cały śnieg świata nie mógł zakryć tamtych jatek.

Potrzebuję, cię, Mariuszu — powiedziałem mu w myślach. — Wszyscy cię potrzebujemy.

Jego umysł był zasłonięty, podobnie jak umysły wszystkich. Czy potrafią ukryć przed nią swoje sekrety?

Kiedy weszli do sali, stanąłem po prawej ręce Akaszy, takie bowiem było jej życzenie, a ja wiedziałem, iż tam jest moje miejsce. Wskazałem Gabrieli i Louisowi miejsca naprzeciwko, blisko siebie, tam, gdzie będę mógł ich widzieć. Widok twarzy Louisa, tak zrezygnowanej, tak smutnej, łamał mi serce.

Rudowłosa kobieta, przedwieczna istota nazywana przez nich Maharet, siadła przy drugim końcu stołu, najbliżej drzwi. Mariusz i Armand po jej prawej stronie, a po lewej ruda młódka, Jesse. Maharet sprawiała wrażenie całkowicie biernej, skupionej, jakby nic nie mogło jej poruszyć. Nietrudno było odkryć źródło tego spokoju. Akasza nie mogła jej skrzywdzić; ani jej, ani drugiego bardzo starego osobnika, Khaymana, który zasiadł po mojej prawej ręce.

Ten o imieniu Eryk był wyraźnie przerażony i niechętnie zasiadł przy stole. Mael również się bał, ale doprowadzało go to do furii. Przeszywał Akaszę wzrokiem, nie starając się ukrywać swoich uczuć.

A Pandora, cudowna piwnooka Pandora siedząca obok Mariusza, sprawiała wrażenie zupełnie obojętnej. Nawet nie spojrzała na Akaszę. Patrzyła przez panoramiczne okno, z rozkoszą przesuwając wzrok po ciemnych pasmach sekwojowych pni i ciernistej zieleni.

Daniel również był zupełnie obojętny. Jego też widziałem na koncercie, chociaż nie wiedziałem, że towarzyszył Armandowi! Nie wyczułem najmniejszego śladu obecności Armanda. Pomyśleć, że wszystko, co nas kiedykolwiek łączyło, było na zawsze stracone. A może nie? Mogliśmy mieć czas dla siebie, Armand i ja, wszyscy mogliśmy go mieć. Daniel wiedział o tym, piękny Daniel, reporter z małym magnetofonem, który rozpoczął tę historię z Louisem na Divisadero Street! To dlatego patrzył na Akaszę ze spokojem, to dlatego smakował chwilę po chwili.

Spojrzałem na czarnowłosego Santina — istotę wręcz królewską, która oceniała mnie z rozmysłem. On też się nie bał, ale z niecierpliwością czekał na to, co się wydarzy. Patrzył na Akaszę, olśniony jej urodą, jakby budziła w nim pamięć jakiejś głębokiej rany. Na chwilę zatliła się w nim stara wiara, znacząca dla niego więcej niż przetrwanie, wiara, która spłonęła w goryczy.

Nie sposób zrozumieć ich wszystkich, trudno ocenić więzi, które ich łączą, nie czas, by pytać o znaczenie dziwnego obrazu dwóch rudych kobiet przy trupie matki, który widziałem przez moment, kiedy patrzyłem na Jesse.

Zastanawiałem się, czy potrafią przejrzeć mój umysł i odsłonić wszystko, co starałem się ukryć; to, co nieświadomie zatajałem przed samym sobą.

Twarz Gabrieli była nieprzenikniona. Jej oczy zmalały i zszarzały, jakby utraciły wszelkie światło i wszelką barwę; patrzyła to na mnie, to na Akaszę. Czyżby usiłowała coś zrozumieć?

Wtem przeszyła mnie straszliwa myśl, że być może oni nigdy się przed nią nie ugną i że stanie się to za sprawą czegoś głęboko w nich zakorzenionego, tak jak w moim przypadku. I że zanim opuścimy tę salę, dojdzie do jakiegoś fatalnego rozwiązania.

Przez chwilę byłem jak sparaliżowany. Potem wziąłem Akaszę za rękę. Czułem, jak jej palce delikatnie zamykają się wokół moich.

— Spokojnie, mój książę — rzekła łagodnie i uprzejmie. — Wyczuwasz śmierć w tej sali, ale to śmierć wiary, niczego więcej. — Popatrzyła na Maharet. — Być może śmierć marzeń, które powinny umrzeć dawno temu.

Maharet siedziała obojętna i bez życia. Jej fiołkowe oczy były zmęczone, nabiegłe krwią. Nagle zdałem sobie sprawę, że to były ludzkie oczy. Umierały w jej czaszce. Krew ciągle nasycała je życiem, ale nie będą trwały wiecznie. Zbyt wiele drobnych nerwów umarło w jej ciele.

Znów ujrzałem tamtą senną wizję. Bliźniaczki, trup przed nimi. Jaki to miało związek z obecną chwilą?

— Żaden — szepnęła Akasza. — To coś dawno zapomnianego, teraz bowiem odpowiedzi nie kryją się w historii. Przekroczyliśmy granice historii. Ona jest wzniesiona na błędach, my zaczniemy od prawdy.

— Czy nic cię nie przekona? — Mariusz od razu przystąpił do rzeczy. Mówił głosem bardziej przyciszonym, niż się tego spodziewałem. Pochylił się do przodu, rozłożył dłonie jak osoba demonstrująca, że pragnie podejść do rzeczy zdroworozsądkowe. — Co możemy powiedzieć? Chcemy, żebyś zaprzestała tych nawiedzeń. Chcemy, żebyś nie mąciła ludziom w głowach.

Palce Akaszy zacisnęły się na moich. Rudowłosa kobieta wpatrywała się we mnie nabiegłymi krwią fiołkowymi oczami.

— Akaszo, błagam cię — powiedział Mariusz. — Zatrzymaj tę rebelię. Nie pokazuj się więcej śmiertelnym; nie wydawaj dalszych rozkazów.

— A czemu nie, Mariuszu? — Akasza roześmiała się łagodnie. — Bo to tak bardzo niepokoi twój cenny świat, świat, któremu przyglądałeś się przez dwa tysiąclecia? Rzymianie też kiedyś przyglądali się w cyrku życiu i śmierci, jakby były zabawą lub teatrem, jakby cierpienie i śmierć nie miały znaczenia.

— Wiem, ku czemu dążysz — powiedział Mariusz. — Akaszo, nie masz do tego prawa.

— Mariuszu, obecny tu twój uczeń przedstawił mi już te stare argumenty. — Mówiła tonem równie powściągliwym i cierpliwym. — Jednak, co ważniejsze, przenicowałam je po tysiąckroć. Jak myślisz, przez ile wieków słuchałam modlitw świata, roztrząsając sposoby zakończenia nieustającego cyklu ludzkiej przemocy? Przyszedł czas, byście wysłuchali, co chcę wam powiedzieć.

— Mamy odegrać w tym jakąś rolę? — zapytał Santino. — A może zostaniemy zniszczeni jak pozostali? — Jego zachowanie było raczej impulsywne niż aroganckie.

Ruda kobieta po raz pierwszy przejawiła emocje. Jej zmęczone oczy natychmiast spoczęły na Santinie.

— Wy będziecie moimi aniołami — odparła czule Akasza, patrząc na niego. — Wy będziecie moimi bogami. Jeśli nie zechcecie pójść za mną, zniszczę was. Co do starszych, których nie mogę się tak łatwo pozbyć — znów zerknęła na Khaymana i Maharet — to jeśli zwrócą się przeciwko mnie, staną się diabłami i cała ludzkość będzie ich ścigać, a oni, stawiając opór, znakomicie przysłużą się mojemu planowi. Świat taki, jaki mieliście poprzednio… świat, w którym można skrycie polować… musi się skończyć.