Выбрать главу

— Ale czemu oni mieliby nas krzywdzić? — spytała Mała Jenks. Tamten dom naprawdę ją zaciekawił. Kim były umarlaki, które w nim faktycznie mieszkały? Na litość boską, kto płacił rachunki za gaz i prąd?

Przez firanki w jednym z frontowych okien widać było coś jakby żyrandol. Wielki, wymyślny żyrandol. Ludzie! To było życie.

— Och, oni mają tam wszystko — powiedział Davis, czytając w jej myślach. — Nie sądzisz chyba, że sąsiedzi uważają ich za prawdziwych ludzi? Popatrz na wózek na tym podjeździe, wiesz, co to jest? To bugatti, mała. I obok mercedes-benz.

A co złego, do diabła, w różowym cadillaku? Marzyło się jej właśnie coś takiego, wielkie kabrio żłopiące benzynę bez opamiętania, które mogłaby rozbujać na prostej do dwóch setek. I to właśnie sprowadziło na nią kłopoty, to ściągnęło ją do Detroit — tamten dupek z cadillakiem kabrio. Ale przecież jak się jest umarlakiem, to jeszcze nie znaczy, że musisz jeździć harleyem i spać w syfie każdego dnia, no nie?

— My jesteśmy wolni, kochanie — powiedział Davis, znowu czytając w jej myślach. — Nie rozumiesz tego? Jak prowadzisz takie wielkomiejskie życie, bierzesz sobie na kark kupę bagażu. Powiedz jej, Ogier. I nie wpakujesz mnie do takiego domu, żebym spał w skrzyni pod podłogą.

Zarżał. Ogier zarżał. Ona też zarżała. Ale jak tam było w środku, do diabła? Włączają nocny program i oglądają filmy o wampirach? Davis wprost tarzał się po ziemi ze śmiechu.

— Prawdę mówiąc, Mała Jenks — oświecił ją Ogier — oni traktują nas jak hołotę i chcą mieć nad wszystkim władzę. Uważają na przykład, że nie mamy prawa być umarlakami. Kiedy nadają komuś tytuł wampira, jak to nazywają, robią wtedy wielką ceremonię.

— Coś jak na przykład wesele, o to wam chodzi?

Tamci dwaj śmieli się jeszcze bardziej.

— Nie całkiem, raczej jak pogrzeb!

Robili za dużo hałasu. Te domowe umarlaki gotowe jeszcze ich usłyszeć. Ale skoro Ogier się nie bał, Mała Jenks też się nie bała. Gdzie są Russ i Tim, pojechali na polowanie?

— Główna rzecz w tym, Mała Jenks — powiedział Ogier — że oni mają te wszystkie zasady i mówię ci, głoszą na prawo i lewo, że dorwą się do Wampira Lestata w noc koncertu, ale wiesz co, oni czytają jego książkę, jakby to była Biblia. Używają tego całego jego języka, Mroczny Dar, Mroczne Zaklęcie. Chcą spalić faceta na stosie, a potem traktować jego książkę, jakby to była Emily Post albo panna Manners. Mówię ci, to dopiero najgłupsza rzecz, jaką w ogóle słyszałem…

— Oni nigdy nie dopadną Lestata — powiedział ze wzgardą Davis. — Nie ma mowy, człowieku. Nie da rady zabić Wampira Lestata, to po prostu niemożliwe. Widzisz, już tego próbowano i na próżno. Tak się składa, że to ten jeden jedyny ptaszek, który jest od czubka głowy do pięt nieśmiertelny.

— Do diabła, oni się tam wybierają tak samo jak my — powiedział Ogier — żeby dołączyć do tego ptaszka, jeśli nas chce.

Mała Jenks nic z tego nie rozumiała. Nie wiedziała, kim są Emily Post czy panna Manners. I czy oni wszyscy nie mieli być nieśmiertelni? I czemu Wampir Lestat miałby chcieć uganiać się z Upiorną Bandą? Przecież jest gwiazdą rocka, na miłość boską. Pewnie ma własną limuzynę. I nie ma bardziej cudnego faceta, ani wśród umarlaków, ani wśród żywych! Blond włosy, za które oddałabyś życie, uśmiech taki, że masz ochotę przewrócić się na brzuch i nadstawić mu szyję, niech gryzie, jak chce, cholera!

Próbowała czytać książkę Wampira Lestata — całą historię umarlaków od czasów starożytnych i w ogóle — tyle że było w niej za dużo wzniosłych słów i BĘC, zasnęła.

Ogier i Davis powiedzieli, że jeszcze się przekona, że da radę czytać naprawdę szybko, jeśli będzie się z nimi trzymać. Nosili ze sobą wszędzie książkę Lestata, pierwszą, z tym tytułem, którego nigdy nie mogą dobrze zapamiętać, coś w rodzaju: „rozmówki z wampirem” albo „rozmawianie z wampirem”, albo „spotkanie z wampirem”, czy coś w tym guście. Davis czasem czytał ją na głos, ale Mała Jenks nie potrafiła przy tym wydolić, CHRAP! Tamten umarlak, Louis, czy jak mu tam było, został przerobiony na umarlaka w Nowym Orleanie i w książce było w kółko o liściach bananowca, żelaznych balustradach i oplątwach.

— Mała Jenks, oni wiedzą wszystko, te stare europejskie umarlaki — powiedział wtedy Davis. — Wiedzą, jak się to zaczęło, wiedzą, że możemy tak ciągnąć dalej, pod warunkiem że będziemy trzymać się tego, co do tej pory, i dobijemy tysiąca lat, aż zamienimy się w biały marmur.

— Rany, to dopiero super, Davis — powiedziała Mała Jenks. — Już jest dość fatalnie, że nie można wejść do spożywczego w tych światłach, żeby ludzie się na ciebie nie gapili. Komu zależy na tym, żeby wyglądać jak biały kamol?

— Mała Jenks, ty już nie potrzebujesz nic ze spożywczego — powiedział zupełnie spokojnie Davis. I miał świętą rację.

Mniejsza o książkę. Mała Jenks naprawdę uwielbiała muzykę Wampira Lestata i bez końca słuchała jego piosenek, zwłaszcza tej o Tych Których Należy Mieć w Opiece — o egipskim królu i królowej — chociaż, szczerze mówiąc, nie miała pojęcia, co to, do diabła, znaczy, dopóki Ogier jej nie wyjaśnił.

— To Rodzice wszystkich wampirów, Mała Jenks, Matka i Ojciec. Widzisz, tworzymy nieprzerwaną linię, biegnącą od króla i królowej w starożytnym Egipcie; to oni są Tymi Których Należy Mieć w Opiece. A trzeba mieć ich w opiece z następującej przyczyny: jeśli się ich zniszczy, zniszczy się tak samo nas wszystkich.

Dla Małej Jenks to była jakaś kupa pierdół.

— Lestat widział Ojca i Matkę — klarował jej Davis. — Znalazł ich ukrytych na greckiej wyspie, więc wie, że to prawda. O tym właśnie mówi wszystkim w tych piosenkach.

— A Matka i Ojciec nie poruszają się, nie mówią i nie piją krwi, Mała Jenks — dodał Ogier. Był naprawdę zamyślony, prawie smutny. — Siedzą tam tylko i patrzą przed siebie już od tysięcy lat. Nikt nie ma pojęcia, co wie tych dwoje.

— Pewnie nic — powiedziała ze smutkiem Mała Jenks. — I wiecie, też mi coś, taka nieśmiertelność! O co wam chodzi z tym, że wielkomiejskie umarlaki mogą nas zabić? Jakim cudem?

— Ogniem i słońcem zawsze można — przypomniał jej Ogier, trochę zniecierpliwiony. — Mówiłem ci. Teraz słuchaj, proszę. Zawsze możesz się postawić umarlakom z wielkiego miasta. Jesteś twarda. Tak naprawdę to umarlaki z wielkiego miasta tak samo boją się ciebie jak ty ich. Możesz tego być pewna, kiedy po raz pierwszy widzisz jakiegoś umarlaka. Tej zasady trzymają się wszyscy, którzy są martwi.

Kiedy odjechali sprzed domu sabatowego, Ogier miał dla niej jeszcze jedną wielką niespodziankę: opowiedział jej o barach dla wampirów. Wielkich przefajnych lokalach w Nowym Jorku, San Francisco i Nowym Orleanie, w których umarlaki spotykają się na zapleczu, podczas kiedy ci cholerni durni ludzie piją i tańczą na froncie. Tam żaden inny umarlak nie może cię zabić, ani miejski goguś, ani Europejczyk, ani taka hołota jak ona sama.

— Zmiataj do takiego lokalu — powiedział jej — gdyby któryś z wielkomiejskich umarlaków się do ciebie przyczepił.

— Jestem niepełnoletnia. Nie mogę wejść do baru.

To ich kompletnie załatwiło. Ogier i Davis zaśmiewali się do rozpuku. Spadali z motorów.

— Jak znajdziesz bar dla wampirów, Mała Jenks — powiedział Ogier — po prostu popatrz na nich krzywym okiem i powiedz: „Wpuszczać mnie i już”.

Taaa już patrzyła krzywym okiem na ludzi i musieli robić, co chciała; to działało bez pudła. A tak naprawdę to nigdy nie byli w żadnym barze dla wampirów. Tylko o nich słyszeli. Nie wiedzieli gdzie one są. Miała masę pytań, kiedy wreszcie wyjeżdżali z St. Louis.