Выбрать главу

Wybuchłabym śmiechem, gdyby nie grożące nam niebezpieczeństwo; to bowiem, co duch uważał za idealne rozwiązanie, okazywało się zupełnie bezsensowne z ludzkiego punktu widzenia.

Mekare dokładnie przekazała Akaszy słowa Amela.

„Ten, który potrafi dostarczyć naszyjnik, może zarzucić cię wszelkimi twoimi pamiątkami — powiedziała. — Nie znam żadnej czarownicy na całym świecie, która mogłaby go powstrzymać”.

„Gdzie on jest? — wrzasnęła Akasza. — Niech zobaczę tego ducha, z którym rozmawiasz!”

Na to Amel, próżny i wściekły, skupił całą moc i rzucił się na Akaszę.

„Jam jest Amel, zły duch, który kłuje!” — wykrzykiwał i wzbudził wokół niej wielką zawieruchę, jak kiedyś wokół matki, lecz tym razem była ona dziesięć razy potężniejsza. Nigdy nie widziałam takiej wściekłości. Komnata trzęsła się, kiedy ten ogromnych rozmiarów duch skurczył się i wepchał do niej. Słyszałam trzask ceglanych ścian. Na całej pięknej twarzy i ramionach królowej pojawiły się drobniutkie kłute ranki i mnóstwo krwistych plamek.

Krzyczała bezradna, a Amel był w siódmym niebie. Amel potrafił robić cudowne rzeczy! Byłyśmy ogarnięte zgrozą.

Mekare nakazała mu spokój. Obsypała go pochlebstwami i masą podziękowań, powiedziała, że jest najpotężniejszym ze wszystkich duchów, ale musi teraz jej słuchać, by okazać, że jego wielka mądrość dorównuje potędze, i że pozwoli mu znów uderzyć we właściwym czasie.

Tymczasem król rzucił się na pomoc Akaszy, podbiegł też Khayman; wszyscy strażnicy znaleźli się u jej boku. Jednak kiedy unieśli miecze, żeby nas posiekać, rozkazała zostawić nas w spokoju. Mekare i ja przewiercałyśmy ją wzrokiem, w milczeniu grożąc mocą ducha, tylko to bowiem nam pozostało. A Amel, zły duch, unosił się nad nami, napełniając powietrze najbardziej niesamowitymi dźwiękami, swym wielkim pustym śmiechem ducha, który zdawał się rozbrzmiewać na całym świecie.

Wróciwszy do celi, mogłyśmy się zastanowić nad tym, jak wykorzystać tę niewielką przewagę, jaką miałyśmy nad Amelem.

On natomiast ani myślał nas opuścić. Ciskał się i rzucał, szeleścił trzcinowymi matami i powiewał naszymi ubraniami, wichrzył nam włosy. Było z nim istne utrapienie. Jego słowa budziły mój strach. Podobno lubił ssać krew; nabierał wtedy ciała i stawał się ociężały, ale smakowała wybornie; a kiedy jakiś lud składał na ołtarzu krwawą ofiarę, lubił się zjawiać i chłeptać posokę. Przecież była tam dla niego, no nie? I znów ryczał ze śmiechu.

Wśród pozostałych duchów zapanowało wielkie wzburzenie. Czułyśmy to wraz z Mekare. Niektóre z nich koniecznie chciały wiedzieć, jak smakuje ta krew i czemu sprawia mu taką rozkosz.

Wtedy ujawniły się nienawiść i zazdrość o ciało, obecne w tak wielu złych duchach, oraz przekonanie, że my, ludzie, jesteśmy wynaturzeniem, bo mamy zarówno ciało, jak i duszę, co nie powinno zdarzyć się na ziemi. Amel tokował z patosem o czasach, w których były tylko góry, oceany i knieje i nie istniały takie stwory jak my. Oświadczył nam, że dusza w śmiertelnym ciele to przekleństwo.

Słyszałam już podobne kąśliwe uwagi złych duchów, ale nigdy nie poświęciłam im wiele uwagi. Po raz pierwszy uwierzyłam im, kiedy widziałam mój lud idący pod miecz. Jak wielu ludzi wcześniej i może wielu potem myślałam, że idea nieśmiertelności nie obejmującej ciała jest przekleństwem. Lub też, jak powiedziałeś tej nocy, Mariuszu — życie wydawało się niewiele warte, jak żart. W tamtej chwili mój świat był ciemnością, ciemnością i cierpieniem. Wszystkie moje przekonania runęły w proch, życie straciło sens i nie potrafiłam go odnaleźć.

Mekare ponownie przemówiła do Amela, dając mu do zrozumienia, że woli być tym, czym jest, niż nim — bytem unoszącym się bezwolnie przez wieczność i pozbawionym celu. To doprowadziło go do wściekłości. Jeszcze jej udowodni, na co go stać!

„Dopiero kiedy ci rozkażę, Amelu! — powiedziała. — Możesz na mnie liczyć, że wybiorę odpowiednią chwilę. Wtedy wszyscy ludzie dowiedzą się, co potrafisz!”

Infantylny, próżny duch znów był zadowolony i rozciągnął się na ciemnym niebie.

Przez trzy dni i noce byłyśmy więźniarkami. Strażnicy nie patrzyli na nas ani się do nas nie zbliżali, podobnie niewolnicy. Prawdę mówiąc, umarłybyśmy z głodu, gdyby nie Khayman, królewski rządca, który przynosił nam jedzenie.

Wtedy powiedział nam to, co już wcześniej wiedziałyśmy od duchów. Wybuchł wielki spór. Kapłani chcieli naszej śmierci, ale królowa bała się nas zabić, mogłybyśmy bowiem nasłać na nią duchy, a ona nie umiałaby ich odpędzić. Król był zaintrygowany tym, co się stało, i wierzył, że można się od nas jeszcze czegoś dowiedzieć. Ciekawiła go potęga duchów i to, jak można je wykorzystać. Jednak lęk królowej był silniejszy.

Wreszcie przyprowadzono nas przed oblicze całego dworu, do wielkiego atrium.

Było samo południe i król wraz z królową zgodnie ze zwyczajem złożyli ofiary bogu słońca Ra, a my musiałyśmy się temu przyglądać. Te uroczystości nie miały dla nas znaczenia, gdyż wiedziałyśmy, że są to ostatnie godziny naszego życia. Marzyłam wtedy o naszej górze, o naszych jaskiniach, marzyłam o dzieciach, które mogłybyśmy powić — ślicznych synach i córkach, z których część odziedziczyłaby naszą moc — wracałam myślami do życia, które zostało nam odebrane. Myślałam o eksterminacji moich bliskich, która niebawem miała zostać doprowadzona do końca. Dziękowałam wszystkim żywym mocom, że mogę widzieć niebo nad głową i że wciąż jestem razem z Mekare.

W końcu przemówił król. Czułam jego straszliwy smutek i znużenie. Chociaż był młodym człowiekiem, w takich chwilach miał duszę starca. Rzekł nam, że posiadamy wielki dar, ale niewątpliwie użyłyśmy go w złym celu i nikt inny nie może go spożytkować. Oskarżył nas o kłamstwa, oddawanie czci demonom, o czarną magię. Rozkazałby nas spalić, by sprawić radość swojemu ludowi, ale on i królowa nam współczują. Szczególnie królowa pragnęła, by okazał nam łaskę.

Było to wierutne kłamstwo, ale wiedziałyśmy, że przekonała samą siebie, iż to prawda. Oczywiście król jej uwierzył. Jakie to jednak miało znaczenie? Jaką łaskę nam okazują, zastanawiałyśmy się, usiłując zajrzeć głębiej w ich dusze.

Następnie królowa powiedziała nam w czułych słowach, że nasze wielkie czary sprawiły, iż odzyskała dwa naszyjniki, których pragnęła najbardziej na świecie, i dlatego tylko pozwoli nam żyć. W ten sposób tkany przez nią kobierzec kłamstwa stał się jeszcze większy, bardziej złożony i odstający od osnowy prawdy.

Król oświadczył, że uwolni nas, lecz wpierw zademonstruje całemu dworowi, że nie mamy mocy, i w ten sposób zadośćuczyni naleganiom kapłanów.

A jeśli w którymś momencie zły demon objawi się i spróbuje wyrządzić krzywdę prawym wyznawcom Ra lub Ozyrysa, nasze ułaskawienie zostanie cofnięte i natychmiast spotka nas śmierć. Moc naszych demonów umrze wraz z nami, a my utracimy łaskę królowej, na którą obecnie ledwo zasługujemy.

Oczywiście, wiedziałyśmy, co się wydarzy; ujrzałyśmy to w ich sercach. Zaproponowano nam układ. Gdy król zdjął z szyi złoty medalion i nałożył go Khaymanowi, wiedziałyśmy, iż mamy zostać zgwałcone w obecności całego dworu, zgwałcone jak zwykłe więźniarki lub niewolnice podczas wojny. A jeśli wezwiemy duchy, umrzemy. Taka była nasza sytuacja.