Strzały umilkły, pojazd zatrzymał się z chrzęstem. Wyskoczył z niego chłopiec, krzycząc dziko:
— Cieniu Snu, gdzie jesteś?' To ja. Pasterz Mgły! Chodź tutaj, chodź! — aż sobie przypomniał, że język, w którym zostali wychowani, nie był ludzki. Krzyczał więc dalej w tej innej mowie, aż z krzaków, w których dotychczas się chowała, wymknęła się dziewczyna. Patrzyli na siebie poprzez kurz, dym i księżycową poświatę. Pobiegła ku niemu.
Z samochodu inny głos zawołał:
— Barbro, szybciej!
Przystani Bożego Narodzenia nieobce było światło dnia, krótkiego o tej porze roku, a jednak: promienie słońca, błękitne niebo, białe chmury, połyskująca woda, słona bryza na ruchliwych ulicach, i logiczny nieporządek salonu Eryka Sherrinforda.
Siedząc w fotelu krzyżował i rozstawiał swe długie nogi i pykał z fajki, jakby chciał stworzyć zasłonę dymną. Powiedział:
— Jesteś pewna, że już wydobrzałaś? Nie wolno ci ryzykować nadmiernego wysiłku.
— Czuję się znakomicie — odpowiedziała Barbro Cullen, mimo że jej głos był jeszcze słaby i bezdźwięczny. — Tak, jestem wciąż zmęczona. Bez wątpienia widać to po mnie. Nie można przeżyć czegoś takiego i w ciągu tygodnia być z powrotem na nogach. Ale jestem czujna i gotowa. Szczerze powiedziawszy, myślę, że zanim będę mogła całkiem się uspokoić i odzyskać siły, muszę się dokładnie dowiedzieć, co tam zaszło i co się dzieje tutaj. Nie docierają do mnie żadne wiadomości, znikąd.
— Rozmawiałaś o tej sprawie z innymi?
— Nie. Odwiedzającym mówiłam po prostu, ze jestem zbyt wyczerpana, aby rozmawiać. To niezupełnie było kłamstwo. Założyłam jednak, że jest jakiś powód dla stosowania tej cenzury.
Sherrinfordowi jakby ulżyło.
— Grzeczna dziewczynka. To ja domagałem się zachowania tajemnicy. Możesz sobie wyobrazić, jaka by wybuchła sensacja, gdyby to zostało podane do publicznej wiadomości. Władze zgodziły się, że potrzebny jest im czas, żeby dokładnie przyjrzeć się faktom, pomyśleć i podebatować w spokoju. Chcą także opracować rozsądną politykę, żeby ją przedstawić wyborcom, którzy w pierwszym okresie mogą być skłonni do wpadania w histerię. — Kąciki jego ust uniosły się lekko ku górze. — A poza tym i ty, i Jimmy musicie przyjść do siebie, zanim rozpęta się nad wami dziennikarska burza. Jak on się czuje?
— Całkiem nieźle. Ciągle domaga się, żebym mu pozwoliła pójść do Pięknego Miejsca bawić się z przyjaciółmi. Jednak, w jego wieku, wyzdrowieje… zapomni.
— Będzie mógł się z nimi spotkać później.
— Co? Nie zrobiliśmy… — Barbro poruszyła się w swym krześle. — O tym też zapomniałam. Niewiele pamiętam z tych ostatnich kilku godzin. Przywiozłeś kogoś z porwanych ludzi?
— Nie. Szok, którego doznali, był i tak wystarczająco okrutny, bez rzucania ich prosto w… w objęcia instytucji. Pasterz Mgły, w gruncie rzeczy bardzo rozsądny chłopak, zapewnił mnie, że dadzą sobie radę, przynajmniej pod względem podstawowych potrzeb życiowych, do czasu aż wszystko zostanie odpowiednio przygotowane. — Sherrinford zawahał się. — Tylko nie bardzo wiem, co ma być przygotowane. Nikt tego nie wie, na obecnym etapie. Jednak niewątpliwie musimy zapewnić tym ludziom — lub znacznej ich części, szczególnie tym, którzy jeszcze nie są dorośli — ponowne przyłączenie do rasy ludzkiej. Mimo że w cywilizowanym świecie mogą nigdy nie czuć się jak w domu. Być może tak jest najlepiej, z pewnego punktu widzenia, gdyż w kontaktach z Mieszkańcami będziemy potrzebowali akceptowanych przez obie strony łączników. Bezosobowość tych słów działała uspokajająco na nich oboje.
— Czy zrobiłam z siebie straszną idiotkę? Pamiętam, tak, pamiętam, jak wyłam i waliłam głową w podłogę.
— Dlaczego, wcale nie. — Przyglądał się jej przez chwilę, rozważał jej dumę, potem wstał, podszedł i położył jej dłoń na ramieniu. — Zostałaś zwabiona i wpędzona w pułapkę przez umiejętną grę na twych najgłębiej zakorzenionych instynktach, i to w chwili, która sama w sobie była czystym koszmarem. Potem, gdy ten ranny potwór doniósł cię na miejsce, najwyraźniej przyszła do ciebie jakaś inna istota, ktoś, kto mógł manipulować tobą z pomocą sił neuropsychicznych o niewielkim zasięgu. Ukoronowaniem tego wszystkiego było moje przybycie i nagłe, brutalne, przerwanie wszystkich halucynacji. To musiało być druzgocące. Nic dziwnego, że krzyczałaś z bólu. Jednak przedtem wniosłaś Jimmiego i sama weszłaś do samochodu, nie przeszkadzając mi w niczym.
— A co ty zrobiłeś?
— Oczywiście odjechałem stamtąd najszybciej, jak to było możliwe. Po kilku godzinach warunki atmosferyczne poprawiły się na tyle, że mogłem połączyć się z Portolondonem i zażądać natychmiastowego przysłania samolotu. Nie dlatego, żeby to było absolutnie niezbędne. Jakie oni mieli szansę nas zatrzymać? Nawet nie próbowali… Jednak szybki transport oczywiście się przydał.
— Wyobrażałam sobie, że właśnie tak to wszystko przebiegło. — Pochwyciła jego szybkie spojrzenie. — To znaczy, chciałam powiedzieć, jak nas tam znalazłeś, na tym pustkowiu?
Sherrinford odsunął się od niej nieco.
— Moim przewodnikiem był mój więzień. Nie sądzę, abym rzeczywiście zabił kogoś z tej grupy, która przyszła rozprawić się ze mną. Mam nadzieję, że nie. Po kilku ostrzegawczych strzałach samochód po prostu przebił się przez nich, a potem zostawił ich daleko z tyłu. To była niezupełnie czysta gra — stal i paliwo przeciwko nagiej skórze. Jednak przy wejściu do jaskini musiałem naprawdę zastrzelić kilku z tych olbrzymów. Nie jestem z tego dumny.
Stał przez chwilę w milczeniu. Potem:
— Byłaś ich więźniem — powiedział. — Nie wiedziałem, co oni z tobą zrobią, a ty byłaś dla mnie najważniejsza. — I po kolejnej przerwie dodał. — Nie spodziewam się już innych aktów przemocy.
— Jak ci się udało skłonić tego… chłopca… do współpracy?
Sherrinford zrobił kilka kroków, od niej ku oknu. Zatrzymał się, patrząc na Ocean Północy.
— Wyłączyłem pole ochronne — powiedział. — Pozwoliłem tej grupie podejść bardzo blisko, wraz z całą wspaniałością iluzji, w którą byli przybrani. Potem włączyłem pole z powrotem i obaj zobaczyliśmy ich tak, jak naprawdę wyglądali. Podczas drogi na północ wyjaśniłem Pasterzowi Mgły, w jaki sposób on i inni w jego rodzaju byli oszukani, wykorzystywani, zmuszani do życia w świecie, który właściwie nigdy nie istniał. Spytałem go, czy chciałby całe życie, aż do końca, spędzić w charakterze domowego zwierzęcia. Owszem, mając trochę wolności, tyle żeby biegać po wzgórzach, lecz zawsze na koniec trafiać z powrotem do pełnej snów zagrody. — Pykał wściekle z fajki. — Niech mi już nigdy nie będzie dane oglądać takiej goryczy. Nauczono go wierzyć w to, że jest wolny.
Wróciła cisza, unosząc się nad odgłosami gorączkowego ruchu ulicznego. Gwiazda Karola Wielkiego zbliżyła się do horyzontu; na wschodzie niebo już pociemniało.
W końcu Barbro spytała:
— Czy wiesz, dlaczego?
— Dlaczego dzieci były wykradane i wychowywane w ten sposób? Częściowo dlatego, że to było zgodne z modelem życia, jaki Mieszkańcy tworzyli, ponadto chcieli obserwować przedstawicieli naszego gatunku i przeprowadzać na nich eksperymenty — na ich umysłach, nie ciałach. A również dlatego, że ludzie są wyposażeni w specjalne pożyteczne zdolności, na przykład potrafią znosić światło pełni dnia.
— Ale jaki był ostateczny cel tego wszystkiego? Sherrinford przechadzał się tam i z powrotem.