Выбрать главу

— Czy Fiorinda przekazała ci wiadomość z Labiryntu?

— W końcu tak. Zdaje mi się, że wolałaby ją przede mną ukryć.

— Chyba wszyscy wolelibyśmy ukrywać ją sami przed sobą — odparł Teotas. — Ale są rzeczy, przed którymi nie można się ukryć, co, Varaile?

— Czy on umrze?

— Tego nie wie nikt. Ale to ostatnie zdarzenie, czymkolwiek było, bez wątpienia przybliża go do końca. Sądzę jednak, że zostało nam jeszcze trochę czasu tutaj.

— Mówisz tak, bo wiesz, że to chcę usłyszeć, Teotasie? A może naprawdę coś wiesz? Czy Pontifex miał udar, czy nie?

— Jeśli miał, to bardzo łagodny. Kłopoty z nogą i ręką… na chwilę zaćmił mu się umysł…

— Fiorinda powiedziała mi o ręce i nodze. O umyśle nie. Mów: co jeszcze?

— To wszystko. Teraz leczą go magowie.

— I mam nadzieję, że jeden albo dwóch lekarzy?

Teotas wzruszył ramionami.

— Znasz Confalume’a. Może zajmuje się nim lekarz, może nie. Ale przez cały czas pali się kadzidło i rzuca czary, tego jestem pewien. Oby były skuteczne.

— O to się modlę — powiedziała Varaile z szyderczym parsknięciem.

Szybko szli kręconymi korytarzami, które prowadziły do sali tronowej Stiamota, miejsca zebrania. Przeszli obok królewskiej gotowalni i wspaniałej sali sądowej, którą Prestimion nakazał zbudować w miejsce grupki niewielkich pokoi przylegających do wielkiej sali tronowej Lorda Confalume’a.

Każdy Koronal zostawiał na Zamku ślad, dobudowując coś nowego. Sala sądowa, okazała, sklepiona komnata z wielkimi, łukowymi oknami i gigantycznymi, błyszczącymi kandelabrami była głównym dodatkiem Prestimiona do wewnętrznej części Zamku, choć rozkazał również, by na granicy centralnej części, zwanej Wewnętrznym Zamkiem, wybudowano Archiwum Prestimiona. Było to muzeum, w którym zbierano największe historyczne skarby. Varaile wiedziała, że miał też inne, ambitne plany rozbudowy, o ile tylko Bogini pozwoli mu pozostać dłużej na tronie Koronala.

W każdym razie, pomimo ogłupiającej wspaniałości sali sądowej i położonej obok sali tronowej Confalume’a, od początku swego panowania Prestimion wolał porzucać to imponujące otoczenie i kiedy tylko mógł, pełnił oficjalne obowiązki w pradawnej sali tronowej Stiamota, prostej, wręcz surowej, niewielkiej komnacie z kamienną podłogą, która ponoć zachowała się prawie bez zmian od początków istnienia Zamku.

Varaile weszła do niej właśnie w tej chwili i zobaczyła niemal wszystkich wielkich parów królestwa, siedzących wewnątrz. Był tam Wysoki Doradca Septach Melayn, Wielki Admirał Gialaurys, mag Maundigand-Klimd, Navigorn z Hoikmar i diuk Dembitave z Tidias, trzech czy czterech innych, a prócz tego delegat pontyfikatu, Phraatakes Rem i Hierarchini Bernimorn, reprezentantka Pani Wyspy. Wstali, kiedy weszła, a Varaile ruchem dłoni nakazała, by usiedli z powrotem.

Ze wszystkich ważnych postaci królestwa brakowało tylko drugiego brata Prestimiona, księcia Abriganta. We wczesnych latach rządów Prestimiona Abrigant odegrał ważną rolę, ponieważ odkrył bogate złoża żelaza w Skakkenoir, które stały się podwalinami dobrobytu królestwa za czasów Prestimiona, ostatnio jednak wycofał się do rodzinnej posiadłości na stoku Góry, w Muldemar. Obowiązek ten spadł na niego dziedzicznie i tam spędzał większość czasu. Zebrali się jednak wszyscy pozostali. Obecność tylu dygnitarzy na spotkaniu Rady dodatkowo pogłębiała niepokój, który Varaile czuła wcześniej.

Szybko przeszła przez pomieszczenie w stronę niskiego, białego tronu z szorstkiego marmuru, na którym zasiadać miał Koronal, a pod jego nieobecność regent. Spojrzała w lewo, gdzie siedział Septach Melayn, elegancki, smukły fechmistrz, najbliższy przyjaciel Prestimiona od czasów młodości i jego najbardziej, poza Varaile, zaufany doradca. Septach Melayn spojrzał jej w oczy z trudem, niemal ze smutkiem. Gialaurys… Navigorn… Dembitave… wszyscy wyglądali na niepewnych. Tylko wysoki mag, Su-Suheris Maundigand-Klimd, był jak zawsze nieprzenikniony.

— Zostałam już poinformowana — zaczęła Varaile — że Pontifex jest chory. Czy ktokolwiek może mi powiedzieć, jak bardzo chory? — zwróciła się do reprezentanta pontyfikatu. — Phraatakesie Rem, otrzymaliśmy tę wiadomość od ciebie, prawda?

— Tak, moja pani — był niedużym, schludnym, siwym mężczyzną, który przez ostatnie dziewięć lat był oficjalnym delegatem Pontifexa na Zamku, czyli de facto ambasadorem zwierzchniego monarchy na dworze młodszego. Do piersi jego aksamitnej, szarej tuniki przypięta była skomplikowana, złota spirala, symbol Labiryntu. — Wiadomość dotarła zeszłej nocy. Później nie przyszło nic nowego. Nie wiemy nic poza tym, co wasza miłość na pewno już słyszała.

— Czy to udar? — zapytała Varaile wprost. Nie miała w zwyczaju owijać w bawełnę.

Delegat Pontyfikatu zaczął kręcić się na krześle. Niepokojący był widok tego zahartowanego dyplomaty, zawsze przymilnego i pewnego siebie, okazującego tak wyraźne strapienie.

— Jego wysokość odczuł swoiste zawroty głowy… drętwienie ręki, niepewne podparcie w nodze. Został położony w łóżku, zajmują się nim jego magowie. Czekamy na dalsze raporty.

— Brzmi to całkiem jak udar.

— Nie mam na ten temat zdania, moja pani.

Głos zabrał Yegan z Morpin Niskiego, stateczny, pozbawiony poczucia humoru człowiek, którego obecność w Radzie wciąż zastanawiała Varaile.

— Udar nie musi być śmiertelny, lady Varaile. Są tacy, którzy po udarze żyli jeszcze wiele lat.

— Dziękuję za tę uwagę, książę Yeganie — zwróciła się następnie do Phraatakesa Rema. — Czy ostatnio Pontifex cieszył się dobrym zdrowiem?

— Tak, pani, był aktywny i energiczny. Oczywiście, biorąc pod uwagę jego wiek. Zawsze był niezwykle żywym człowiekiem.

— Ile on ma teraz lat? — zapytał Septach Melayn. — Osiemdziesiąt pięć? Dziewięćdziesiąt? — wstał ze swego miejsca i zaczął nerwowo przechadzać się po niewielkim pomieszczeniu. Na swych długich nogach przemierzał je w kilku szybkich krokach.

— Możliwe, że jest nawet starszy — powiedział Yegan.

— Był Koronalem przez czterdzieści z okładem lat — powiedział Navigorn z Hoikmar charczącym głosem. Kiedyś był potężnym człowiekiem, wielkim dowódcą wojskowym, ale z czasem stał się gruby i powolny. — A potem Pontifexem przez ile, dwadzieścia lat? To znaczy…

— Tak. To znaczy, że jest bardzo stary — powiedziała Varaile ostro. Z trudem zachowywała cierpliwość. Wszyscy ci ludzie byli od niej starsi o dziesięć, dwadzieścia lat i minęły już dni, kiedy z łatwością podejmowali decyzje. Ona zaś była niecierpliwa i szybko irytowała się, gdy popadali w swoje bezsensowne dywagacje.

Zwróciła się do Hierarchini Bernimorn.

— Czy poinformowano Panią?

— Wysłaliśmy już wiadomość na Wyspę — odparła tamta, szczupła, blada kobieta w zaawansowanym wieku, która wyglądała na delikatną i imponującą zarazem.

— Dobrze — teraz zapytała Dembitave. — Co z Lordem Prestimionem? Jest w Dolinie Deepenhow, o ile mi wiadomo. Albo w Bombifale.

— Lord Prestimion obecnie znajduje się w mieście Fa, moja pani. W tej chwili szykuje się do drogi posłaniec, który zawiezie mu wiadomość.

— Kogo wysyłacie? — zapytał Navigorn. Mówił niskim, ostrym, niemal zaczepnym tonem.