— Skazujesz nas na chaos, Prestimionie.
— Doprawdy?
— Świat jest zbyt skomplikowany, by dało się nim rządzić tylko z Zamku i Labiryntu. Pod rządami Prankipina, Confalume’a i twoimi Zimroel stał się bogaty i niespokojny. Wiedzą, ile zajmuje wysłanie do nich wojsk z Alhanroelu, by zajęły się jakimkolwiek problemem. Dantirya Sambail stający się prokuratorem i niby królem był zapowiedzią tamtejszego ruchu separatystycznego. Teraz poczyniono kolejny krok. O ile nie będziemy mieli możliwości szybkiego interweniowania, między kontynentami już zawsze będzie istnieć zagrożenie podziałem i insurekcją. Cały mechanizm się rozsypie.
— Naprawdę uważasz, że użycie hełmu Barjazida jest jedynym sposobem na utrzymanie światowego rządu?
— Tak. Jedynym, poza zamienieniem Zimroelu w obóz wojskowy z garnizonem imperialnym w każdym mieście. Myślisz, że to lepsze rozwiązanie? Co, Prestimionie?
Prestimion gwałtownie wstał i podszedł do okna. O niczym innym nie marzył, jak tylko o zakończeniu tej szaleńczej dyskusji. Dlaczego Dekkeret nie poddaje się nawet mimo odmowy Pontifexa? Czemu nie widzi, że jego wielki plan jest niewykonalny?
A może, pomyślał Prestimion, to ja nie rozumiem?
Przez chwilę w milczeniu patrzył na ulice Stoien. Pamiętał, jak kiedyś z innego okna tego budynku oglądał słupy dymu z pożarów wzniecanych przez szaleńców w czasach plagi szaleństwa, plagi, którą — choć niechcący — sam sprowadził na świat.
Czy chciał znowu oglądać takie pożary w miastach Majipooru? W Zimroelu: w cudownym Ni-moya, w magicznym, kryształowym Dulorn, w owiewanym słodką, morską bryzą Narabalu?
„Skazujesz nas na chaos, Prestimionie”…
Czwarta potęga Królestwa.
Król Snów.
Młody Barjazid z hełmem, wyruszający nocami, wyszukujący tych, którzy mogli zburzyć pokój, surowo przestrzegający ich przed konsekwencjami i karzący ich, jeśli pozostawali nieposłuszni.
„Z krwi, ale nie z natury”.
To byłaby wielka przemiana. Czy się ośmieli? O ileż prościej byłoby skorzystać z pontyfikalnego prawa veta, wysłać Dekkereta na Zimroel, by stłumił to nowe powstanie i wreszcie posłał Mandraliskę do grobu. Prestimion wróciłby do Labiryntu i do końca żył w imperialnym przepychu, jak Confalume. Już nigdy nie musiałby się mierzyć z problemami rządów, miałby od tego Koronala.
„Między kontynentami już zawsze będzie istnieć zagrożenie podziałem i insurekcją. Cały mechanizm się rozsypie”.
Z oddali dobiegł go głos Dekkereta:
— Wasza wysokość, pragnę zauważyć, że musimy brać pod uwagę wizję Maundiganda-Klimda. Podczas mojej podróży przez Alhanroel przy kilku okazjach sam doświadczyłem wizji, które, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, wskazywały…
— Cicho — powiedział łagodnie Prestimion, nie odwracając się. — Wiesz, co myślę o wizjach, przepowiedniach, taumaturgii i podobnych. Bądź cicho i daj mi pomyśleć, Dekkerecie. Błagam, człowieku, po prostu daj mi pomyśleć.
Król Snów. Król Snów. Król Snów. Król Snów.
Wreszcie powiedział:
— Pierwszym krokiem powinna, jak sądzę, być rozmowa z Dinitakiem. Przyślij go do mnie, Dekkerecie. Zdajesz sobie sprawę, że władza, którą chcesz mu powierzyć, przewyższa nawet naszą własną? Mówisz, że możemy mu ufać i najpewniej masz rację, ale ja nie mogę oprzeć się na opinii z trzeciej ręki. Musimy chyba odkryć, jak święty jest twój przyjaciel. Co będzie, jeśli jest zbyt święty? Co jeśli myśli, że nawet my dwaj jesteśmy żałosnymi grzesznikami, których trzeba naprostować? Co wtedy dalibyśmy światu? Przyślij go do mnie na rozmowę.
— Teraz? — zapytał Dekkeret.
— Teraz.
15
— Plan jest następujący — dwie godziny później mówił Dekkeret do Fulkari. — Nazwiemy to po prostu Wielką Procesją. Nie będzie to oficjalnie wyprawa wojskowa. Ale de facto będzie to Wielka Procesja ogromnie przypominająca wojenną wyprawę. Koronalowi towarzyszyć będzie nie tylko własna straż, ale również niemały kontyngent wojsk Pontyfikatu. Nada to całemu przedsięwzięciu aspekt jakby misji pokojowej, ponieważ normalnie w Wielkiej Procesji uczestniczą wyłącznie ludzie Koronala. Będziemy więc przekazywać następującą wiadomość: „Oto wasz nowy Koronal i powitajcie go jak króla. Jeśli zaś ktoś spośród was ma zdradzieckie myśli o secesji, ostrzegamy, że za Koronalem idzie wojsko, które przemówi rebeliantom do rozumu”.
— To pomysł Prestimiona, czy twój?
— Mój. Oparty na jego dawnej sugestii, że dobrym sposobem na zbadanie sytuacji w Zimroelu będzie udanie się tam pod płaszczykiem Wielkiej Procesji. Właśnie go przekonałem, że lepiej będzie uznać użycie sił zbrojnych za środek ostateczny, do którego można się zawsze odwołać, jeśli zostanę źle przyjęty.
— Zimroel! — powiedziała Fulkari, potrząsając głową ze zdumienia. — Nigdy nie marzyłam nawet, że tam pojadę — oczy lśniły jej z podekscytowania. Jakby w ogóle nie wspominał o możliwości wybuchu zbrojnego konfliktu. — Oczywiście pojedziemy do Ni-moya, prawda? A Dulorn? Podobno Dulorn wygląda jak miasto z bajki, całe jest z białego kryształu. A Pidruid? Til-omon? Och, Dekkerecie, kiedy ruszamy?
— Obawiam się, że nieprędko.
— Ale jeśli to taka pilna sprawa…
— Nawet mimo to. Statki do Zimroelu wypływają z Alaisor, najpierw więc musimy udać się tam. Trzeba zebrać flotę i zgromadzić wojska imperialne. To zajmie sporo czasu, pewnie całe lato. W tym czasie trzeba sporządzić i wysłać do każdego miasta Zimroelu, które odwiedzę, oficjalne proklamacje Wielkiej Procesji, by mogli przyjąć mnie z odpowiednim splendorem — uśmiechnął się. — Jest jeszcze jedna sprawa: powinniśmy się pobrać. Najlepiej pod koniec tygodnia. Prestimion zgodził się osobiście odprawić…
— Pobrać? Och, Dekkerecie! — jej ton był mieszanką zdumienia i zachwytu, ale dominowało zdumienie. Dolna warga lekko jej drżała. — Tutaj, w Stoien? Nie będziemy mieć ślubu na Zamku? Wiesz, że zrobię to, gdzie zechcesz. Ale żeby tak zaraz…
Wziął jej dłonie w swoje.
— O ile mi wiadomo, ludność Zimroelu jest bardzo konserwatywna. Nie wyglądałoby dobrze, gdyby Koronal odwiedził ich w towarzystwie…
— Konkubiny? Tego słowa szukasz? — Fulkari zrobiła krok w tył i roześmiała się. — Dekkerecie, mówisz zupełnie jak Dinitak! Niewłaściwe! Źle widziane! Haniebne!
— Powiedzmy, że niezręczne. Sytuacja w Zimroelu jest tak delikatna, że nie mogę ryzykować żadnego fałszywego kroku. Ale, Fulkari, jeśli twoja odpowiedź brzmi „nie”, powiedz mi to teraz.
— Odpowiedź brzmi „tak”, Dekkerecie! — odpowiedziała bez wahania. — Tak, tak, tak! Wiedziałeś o tym — mimo to radosny blask zniknął z jej oczu i odwróciła wzrok. Dalej mówiła zupełnie innym tonem. — Ale… zawsze myślałam… wiesz, tak, jak robi się to na Zamku, w kaplicy Apsimara, gdzie żenią się Koronalowie, a potem wesele na Dziedzińcu Vildivara…
Dekkeret zrozumiał. Mówiła do niego potomkini Koronala Makhario, lady Fulkari z Sipermit, której drugą naturą była zamkowa etykieta. Bała się, że zostanie pozbawiona wielkiej i wspaniałej ceremonii zaślubin, której spodziewała się od zaręczyn.
— Później możemy pobrać się na Zamku — powiedział łagodnie. — Pełna ceremonia, obiecuję, Fulkari, całe wielkie wydarzenie, twoja siostra będzie druhną, Dinitak drużbą, cały dwór będzie na nas patrzeć i spędzimy drugi miesiąc miodowy w Morpin Wysokim w wakacyjnej rezydencji Koronala. Ale pierwszy miesiąc miodowy spędzamy w Ni-moya. Po ślubie odprawionym przez samego Pontifexa, tu i teraz, zanim wróci do Labiryntu. Co ty na to?