Выбрать главу

— Cóż, oczywiście, nie możemy dopuścić, żeby Koronal odbywał Wielką Procesję w towarzystwie jakiejś małej ladacznicy, prawda? Zalegalizujmy nasz związek! Poślubię cię, gdzie i kiedy tylko zechcesz — w jej oczach znów płonęły urocze ogniki zachwytu i psoty. — Ale potem, mój lordzie, kiedy już wrócimy na Zamek… Żądam satyny i aksamitu, kaplicy Lorda Apsimara i Dziedzińca Vildivara…

To była prosta, niemal pobieżna ceremonia, całkiem nieprzystająca do poważnej okazji, jaką jest ślub Koronala: odbyła się w apartamencie Prestimiona, przewodniczył jej Pontifex, świadkami byli Varaile i Dinitak, Septach Melayn i Gialaurys stanowili jedynych gości.

Całość zajęła nie więcej niż pięć minut. Prestimion owszem, miał na sobie szkarłatno-czarne, oficjalne szaty, a na skroni Dekkereta była korona rozbłysku gwiazd, ale prócz tego równie dobrze mógł to być ślub sklepikarza i ślicznej, młodej sprzedawczyni w biurze miejscowego justycjariusza. Wszyscy obecni znali przyczynę pośpiechu. W odpowiednim czasie będzie miało miejsce królewskie wesele z prawdziwego zdarzenia — kiedy tylko rozwiąże się problem Pięciu Lordów Zimroelu. Teraz jednak trzeba było działać dla przyzwoitości. Lord Dekkeret i Lady Fulkari udadzą się do Zimroelu z obrączkami na palcach i nikt na zachodnim kontynencie nie powie złego słowa o zamkowej moralności.

Przynajmniej uczta weselna była odpowiednio wystawna. Podano wino w pięciu kolorach, półmiski ostryg ze Stoienzar, wędzonych mięs i pachnących, marynowanych owoców charakterystycznych dla tych tropikalnych okolic. Septach Melayn odśpiewał prastary hymn weselny przyjemnym, choć nieco niepewnym tenorem, a Fulkari, lekko wstawiona, niespodziewanie pocałowała Pontifexa z takim uczuciem, że Prestimion wytrzeszczył oczy ze zdumienia, a lady Varaile biła jej brawo w wyrazie kpiącego podziwu. We właściwym momencie Dekkeret zabrał żonę i zaniósł ją do leżącego piętro niżej apartamentu, a uczynił to z tak chłopięcym zapałem, że można było pomyśleć, że będzie to ich pierwsza wspólna noc.

W parę dni później świta Pontifexa wyruszyła z powrotem do Labiryntu: statkami przepłynęli z półwyspu Stoienzar do sławnego z domów na drzewach Treymone, potem lądem przez Dolinę Velalisier i Pustynię Labiryntu do imperialnej stolicy. Podczas krótkiego pożegnania Dekkeret stał z Prestimionem na królewskiej kei, podczas gdy dzieci jego i Varaile wsiadały na statek. Septach Melayn i Gialaurys taktownie trzymali się z boku. Na prośbę Dekkereta mieli mu towarzyszyć w Wielkiej Procesji po Zimroelu.

Dekkeret krótko oświadczył, że żałuje ostrych słów, które niedawno między nimi padły, lecz Prestimion uciął temat, mówiąc, że sam żałował gniewu przy śniadaniu przynajmniej równie mocno i że najlepiej będzie zapomnieć o całej tej sytuacji. Zauważył, że skutkiem tej rozmowy była zgoda w najpoważniejszej może kwestii, jaką kiedykolwiek omawiał Koronal z Pontifexem.

Prestimion nie musiał dodawać, że zostawia całkowicie w rękach Dekkereta wszelkie decyzje co do rozwiązania problemu Zimroelu. Obaj wiedzieli, że było to zadanie Koronala, nie Pontifexa.

Co się zaś tyczyło nadejścia nowej Potęgi Królestwa i mianowania Dinitaka Królem Snów, o tym także nie rozmawiali. Dekkeret wiedział, że Prestimionowi wciąż niezupełnie podoba się ten pomysł, ale że ostatecznie nie przeszkodzi w jego realizacji. Prestimion rozmawiał z Dinitakiem, choć żaden z nich nie przekazał szczegółów Dekkeretowi. Ten stwierdził, że zapewne wszystko się udało. Najpierw jednak trzeba się było zająć kampanią przeciwko Mandralisce.

Na koniec uścisnęli się ciepło, choć jak zawsze różnica wzrostu sprawiła, że było to dość niezręczne. Prestimion pożegnał Dekkereta i kolejny raz pogratulował mu z okazji ślubu, życzył mu udanej Wielkiej Procesji i powiedział, że kiedy tylko skończy się ta sprawa, spotkają się na Zamku. Potem odwrócił się i z iście imperialną godnością wszedł na pokład statku, który miał go zawieźć do Treymone.

Dekkeret, jego małżonka i towarzysze, wraz z resztą królewskiej świty wyruszyli pięć dni później. Oni także zaczęli podróż statkiem, pożeglowali ze Stoien przez Zatokę do małego, cichego portu na zachodnim brzegu, Kimoise. Czekały tam na nich śmigłe latacze, mające przewieźć ich do Alaisor przez Klai, Kikil i Steenorp, czyli dokładnie tą samą trasą, którą jechali na spotkanie Dekkereta z Pontifexem. Czekał ich długi okres oczekiwania w Alaisor, zanim zbierze się flota i wojsko.

Odbywała się prawdziwa mobilizacja. Dekkeret w to nie wątpił. Wiedział, że musi udać się do Zimroelu gotów do wojny, ale to, czy uda mu się jej uniknąć, będzie największym sprawdzianem jego rządów. Miał nadzieję, że tak będzie. Był Koronalem Lordem Zimroelu tak samo jak Alhanroelu, ale nie chciał zdobyć lojalności zachodnich poddanych mieczem.

To była czwarta wizyta Dekkereta w Alaisor, głównym mieście zachodniego wybrzeża. Podczas wcześniejszych trzech nie miał okazji, by porządnie je zwiedzić.

Podczas pierwszej wizyty, kiedy podróżował do Zimroelu z Akbalikiem z Samivole wiele lat temu, jeszcze jako młodziutki rycerz kandydat, zatrzymał się tylko na czas konieczny, by wsiąść na statek, płynący przez Morze Wewnętrzne. Kilka lat później znów jechał przez Alaisor, tym razem zabawił w nim jeszcze krócej, gdyż odbywał wówczas wariacką podróż przez cały świat na Wyspę Snu z informacją dla Prestimiona, że Venghenar Barjazid uciekł z więzienia na Zamku i zamierzał przekazać swoje kontrolujące myśli hełmy zbuntowanemu Dantiryi Sambailowi. Podczas ostatniej wizyty, ledwie kilka miesięcy wcześniej, Dekkeret był w Alaisor tylko przez parę dni, gdyż otrzymał wiadomość, że Prestimion dotarł do Stoien i pragnął jego natychmiastowej obecności. Ledwo miał okazję położyć wieniec na grobie Lorda Stiamota i już musiał ruszać.

Teraz miał więcej niż dość czasu na zwiedzanie Alaisor. Dekkeret wolałby bez zwłoki ruszyć do Zimroelu, ale trzeba było zebrać statki z odległych portów, wybudować nowe i zgromadzić żołnierzy z okolicznych prowincji. Czy mu się to podobało, czy nie, tym razem czekał go długi pobyt w Alaisor.

Było to fenomenalnie położone miasto, idealny port morski. Tutaj do morza wpadała biegnąca na zachód przez Alhanroel rzeka Iyann. Wycinała szerokie przejście w czarnych, granitowych klifach, biegnących równolegle do morza, tworząc łącznik pomiędzy interiorem kontynentu i wielką zatoką w kształcie półksiężyca, leżącą u podnóża gór. Ta właśnie zatoka była portem Alaisor. Samo miasto wybudowano głównie wzdłuż wybrzeża, choć jego część sięgała położonych dalej wzgórz. Powstała tam spektakularnie położona dzielnica, zwana Wzgórzami Alaisor.

Dekkeret i Fulkari zatrzymali się w apartamencie na szczycie trzydziestopiętrowego budynku Alaisorskiej Wymiany Handlowej — zazwyczaj tutaj mieszkała rodzina królewska. Z okien widzieli ciemne szprychy wielkich bulwarów, biegnących nad wodę z każdego punktu miasta, a łączących się tuż pod nimi na okrągłym placu targowym, gdzie sześć olbrzymich, czarnych kamieni znaczyło grób Lorda Stiamota. Historia głosiła, że Stiamot, już w podeszłym wieku, był w drodze do Zimroelu, gdzie chciał prosić Danipiur Metamorfów o wybaczenie za wojnę, którą toczył z jej ludem i w Alaisor śmiertelnie zachorował. Prosił, by pochowano go twarzą w stronę morza. Tak przynajmniej głosiła legenda.

— Zastanawiam się, kto naprawdę tu leży — powiedział Dekkeret patrząc na pradawny grób. Kilku miejscowych kręciło się między obeliskami i przyozdabiało je kwiatami. Na grobie co dzień składano świeże kwiaty. — I czy Stiamot w ogóle istniał.

— A więc wątpisz w niego tak samo, jak wątpiłeś w Dvorna, gdy odwiedziłeś jego grób.