Выбрать главу

— Zdradził nas w bitwie pod Stymphinor podczas wojny z Korsibarem — dodał szybko Gialaurys — kiedy Navigorn niemal nas zmiażdżył, a Gaviundar i jego brat, Gaviad, podówczas nasi sojusznicy, haniebnie wstrzymywali swoje wojska. A teraz jego nasienie sprawia nam kolejne problemy.

Dekkeret znowu zwrócił się do Skandara, który stał skołowany rozmową o bitwach, o których nigdy nie słyszał, ale starał się to ukryć.

— Opowiedz mi o wszystkim. Do jakiego dokładnie terytorium rości sobie prawa Gaviral? Tylko do Ni-moya, czy to dopiero początek?

— Z tego, co tutaj wiemy — odpowiedział Kelmag Volvol — jego lordowska mość Gaviral, bo tak się kazał tytułować, „jego lordowska mość Gaviral”, ogłosił, że cały kontynent jest niezależny od rządu imperialnego. Wygląda na to, że już kontroluje Ni-moya. Wysłał ambasadorów do okolicznych okręgów, wyjaśnia przez nich swoje plany i żąda przysiąg wierności. Wkrótce proklamuje nową konstytucję. Jego lordowska mość Gaviral wkrótce wybierze pierwszego Koronala Zimroelu. Powszechnie uważa się, że będzie to jeden z jego braci.

— Czy wspomina się o niejakim Mandralisce? — spytał Dekkeret. — Czy on w jakiś sposób w tym uczestniczy?

— Jego podpis widniał na proklamacji, którą otrzymaliśmy — odparł Kelmag Volvol. — Tak, „hrabia Mandralisca z Zimroelu, doradca jego wysokości, lordowskiej mości Gavirala”.

— Hrabia, ni mniej, ni więcej — mruknął Septach Melayn. — Hrabia Mandralisca! Doradca jego wysokości Pontifexa Zimroelu! Doprawdy, daleko zaszedł od czasów, kiedy kosztował win prokuratora, sprawdzając, czy nie są zatrute!

16

— Chciałeś mnie widzieć, wasza miłość? — spytał Thastain.

Mandralisca skinął głową.

— Przyprowadź do mnie Zmiennokształtnego, jeśli łaska, mój dobry diuku.

— Ale, panie, on wyjechał.

— Wyjechał? Wyjechał?

Mandralisca poczuł, że wzbiera w nim furia i rozczarowanie tak potężne, że aż go to zdumiało. Trwało to tylko chwilę, ale przez tę chwilę miał wrażenie, że unosi go rozszalały huragan. To była straszliwie przesadna reakcja, w dodatku nie przytrafiało mu się to po raz pierwszy.

Ostatnio zdarzały mu się podobne ataki wybujałych emocji. Pogardzał sobą za uleganie im. Były oznaką słabości.

Chłopak na pewno też to widział. Gapił się teraz na niego.

Mandralisca zmusił się do mówienia spokojniej.

— Dokąd wyjechał?

— Myślę, panie, że wrócił do Piurifayne. Chyba wezwała go Danipiur, by złożył jej raport.

Zdumiewające wiadomości. Mandralisca poczuł, że w jego umyśle budzi się kolejny huragan.

Sięgnął po jeździecki pejcz, który zawsze leżał na biurku, złapał za jego rączkę tak mocno, że aż zbielały mu kostki palców i rzucił go w kąt. Żeby się uspokoić, podszedł do okna i zapatrzył się przez nie, ale to tylko pogorszyło sprawy, bo okazało się, że na zewnątrz pada deszcz. Przez trzy ostatnie dni Ni-moya zlewały niespodziewane deszcze. Nikt nie spodziewał się takich ulew późnym latem, kiedy powinna raczej nadejść sucha pora jesienna i zimowa. Za oknem była tylko szara ściana wody. Nie było w ogóle widać rzeki, choć płynęła tuż obok budynku. Tylko szarość, szarość, szarość. Nieustanne bębnienie wody o wielkie kwarcowe okno gabinetu zaczęło go już doprowadzać do szału. Jeszcze dzień i zacznie krzyczeć.

Spokój. Uspokój się.

Ale jak? Dekkeret — właśnie się o tym dowiedział — wylądował bezpiecznie w Piliploku z dużym kontyngentem wojsk. Za to Vitheysp Uuvitheysp Aavitheysp wrócił do Piurifayne na pogaduszki z królową.

— Wyjechał — powiedział Mandralisca — i nikt mnie nie poinformował? Dlaczego nie? Mieliśmy na dzisiaj zaplanowane ważne spotkanie — znowu wzbierał w nim czerwony przypływ gniewu. — Ambasador Metamorfów niespodziewanie wyrusza do domu, nawet nie zadaje sobie trudu przejścia po drodze przez mój gabinet, żeby się pożegnać, ale nikt mnie o tym nawet nie poinformuje!

— Panie, nie miałem pojęcia… Nie pomyślałem…

— Nie pomyślałeś! Nie pomyślałeś! Właśnie o to chodzi, Thastainie: nie pomyślałeś.

Chciał, by jego słowa zabrzmiały lodowato, ale zamiast tego wyszedł mu zdławiony skrzek. Mandralisca czuł się tak, jakby zaraz miała mu wybuchnąć głowa. Khaymak Barjazid powiedział mu ostatnio, że korzystanie z hełmu tak często, jak on to robił, mogło być niebezpieczne. Może i tak było, może przez to zrobił się trochę niestabilny emocjonalnie. A może to wszystko przez napięcie, które czuł teraz, u progu długo wyczekiwanej wojny o niepodległość. Nigdy wcześniej jednak nie miał takich problemów z zachowaniem panowania nad sobą — a teraz nie była na to pora.

Nie, kiedy Dekkeret jest w Piliploku. I kiedy odszedł ambasador Metamorfów.

Po raz drugi w ciągu półtorej minuty Mandralisca opanował swoje rozszalałe emocje i zmusił się do spokojnego przemyślenia spraw.

Już dawno porzucił plan obrony całego wybrzeża przed Koronalem. Podjął tę decyzję, gdy uznał, że czym innym było zaprosić ludność Zimroelu do przyłączenia się do władców Ni-moya w proklamowaniu niepodległości, a czym innym, szczególnie na tak wczesnym etapie powstania, wymagać od nich, by podnieśli rękę na namaszczonego Koronala. Po wielotygodniowym namyśle uznał, że najlepiej będzie pozwolić głodnym zemsty Zmiennokształtnym, by zajęli się Dekkeretem. Nagle jednak okazało się, że ta decyzja mogła być poważnym błędem strategicznym, postawieniem na niewłaściwego konia. Bojówki Zmiennokształtnych, które Mandralisca chciał rozmieścić w lesie wzdłuż prawdopodobnej trasy przemarszu Dekkereta na północ jeszcze nawet nie istniały, a teraz zniknął ambasador Metamorfów. Jego główny sprzymierzeniec. Tajna broń w walce z rządem Alhanroelu.

Danipiur poznała już najważniejsze punkty propozycji Mandraliski: swobody obywatelskie dla jej ludu w zamian za pomoc wojskową w walce z Dekkeretem. Być może Vitheysp Uuvitheysp Aavitheysp po prostu wrócił do domu, by omówić z królową szczegóły dotyczące rozstawienia wojsk, o które prosił Mandralisca.

Może.

Ale dlaczego Zmiennokształtny nie wspomniał mu o tym choćby słowem? Może działo się coś dużo bardziej niepokojącego: co, jeśli Zmiennokształtni zmienili zdanie co do całego przedsięwzięcia? To, co wcześniej wydawało się takie proste, zaczęło przedstawiać sobą nieoczekiwane wyzwanie.

Wiedział jednak, że gniew nie jest właściwą reakcją. Strach, rozpacz, niepokój — same bezużyteczne uczucia. Było za wcześnie, by pozwolić sobie na panikę. Trzeba się przygotować na niespodzianki, utrudnienia, błędy.

Mandralisca odezwał się najłagodniejszym tonem, na jaki było go stać:

— Thastainie, powinienem zostać natychmiast poinformowany. Żałuję, że tak się nie stało. Ale teraz nic na to nie poradzimy, prawda?

— Nie, wasza miłość — wyszeptał cichutko Thastain.

Chłopak był blady, drżał. Nie potrafił spojrzeć Mandralisce w oczy. Czy spodziewał się, że zostanie pobity za zaniedbanie? Może pejczem? Mandralisca nie widział Thastaina tak przerażonym od najwcześniejszych dni na Pustyni Biczów.

W tej chwili terroryzowanie podwładnych w niczym nie pomoże. Nagły wyjazd Vitheyspa Uuvitheyspa Aavitheyspa mógł, ale nie musiał być poważnym wydarzeniem, choć istniało prawdopodobieństwo, że wywoła komplikacje i zamieszanie. Jednak Mandralisca pomyślał, że niezależnie od tego, co planował Zmiennokształtny, teraz nie należało zniechęcać do siebie swoich kluczowych ludzi. Ten chłopak był lojalny, przydatny i inteligentny.

Mandralisca powiedział: