— Obsesję? — Prestimion zamrugał, zdumiony. — Czekaj! Myślałem, że ją kochasz, Dekkerecie. Obsesja to coś całkiem innego, mniej ładnego i czystego. A może próbujesz powiedzieć mi, że uważasz, że te dwa słowa to synonimy?
— Mogą nimi być. A w tym wypadku wiem, że są — teraz już nie było odwrotu. — Przysięgam ci, Prestimionie, do Fulkari przyciągnęło mnie jej podobieństwo do Sithelle, nic innego. Nic o niej nie wiedziałem. Nie zamieniłem z nią ani słowa. Ale zobaczyłem ją i pomyślałem „Oto ona, oddano mi ją” i było tak, jakbym wpadł w pułapkę. Pułapkę, którą sam zastawiłem.
— A więc nie kochasz jej? Używasz jej, żeby zastąpiła kogoś, kto zmarł dawno temu?
Dekkeret potrząsnął głową.
— Nie sądzę, żeby to była prawda. Kocham ją. Ale jasne jest, że nie jest dla mnie właściwą kobietą. Mimo to wciąż z nią jestem, bo czuję się, jakbym przywracał Sithelle do życia. A to żaden powód. Muszę się od tego uwolnić, Prestimionie!
Prestimion był zdumiony.
— Niewłaściwa kobieta? W jakim sensie niewłaściwa?
— Nie chce być małżonką Koronala. Przerażają ją te wszystkie obowiązki, absorbowanie mojego i jej czasu…
— Powiedziała ci to?
— Tymi właśnie słowami. Spytałem, czy zostanie moją żoną, a ona odparła, że tak, o ile nie dam się uczynić Koronalem.
— To zdumiewające, Dekkerecie. Nie tylko, jak mówisz, kochasz ją z niewłaściwego powodu, ale i nie nadaje się na twoją królową… A mimo to z nią nie zerwiesz? Musisz.
— Wiem. Ale nie znajduję na to siły.
— Z powodu wspomnienia o utraconej Sithelle?
— Tak.
— Te twoje wątpliwości, Dekkerecie, składają się w bardzo groźny obraz. Sithelle i Fulkari to dwie różne osoby — głos Prestimiona był surowy i tak ojcowski, jak nigdy wcześniej. — Sithelle odeszła na zawsze. Nie ma możliwości, żeby Fulkari ci ją zastąpiła. Pozbądź się tej myśli. Poza tym, jak się okazuje, nawet bez tego nie jest dobrym materiałem na żonę.
— Ale co ja mam robić?
— Rozstań się z nią. Zerwij kompletnie — słowa Prestimiona przygniatały go jak głazy. — Na dworze jest wiele kobiet, które chętnie dotrzymają ci towarzystwa, aż zdecydujesz się wziąć ślub. Ale ten związek trzeba uciąć. Powinieneś dziękować Bogini, że Fulkari ci odmówiła. Nie ma wątpliwości, że to dla ciebie niewłaściwa kobieta. Nie ma sensu żenić się tylko dlatego, że kogoś ci przypomina.
— Myślisz, że tego nie wiem. Wiem, ale…
— Ale nie możesz uwolnić się od swojej obsesji.
Dekkeret odwrócił wzrok. To się robiło żenujące. Wiedział, że straszliwie zmalał w oczach Prestimiona. Cichym, zupełnie nie królewskim głosem, powiedział:
— Nie. Nie mogę. A ty nie możesz tego zrozumieć, prawda, Prestimionie?
— Wręcz przeciwnie. Sądzę, że mogę.
Przez chwilę trwała niezręczna cisza. Wciąż chodzili wśród rzędów skrzyń ze skarbami Confalume’a, ale żaden z nich niczego nie oglądał.
Prestimion odezwał się innym, bardziej osobistym tonem:
— Rozumiem, jak zaciera się granica pomiędzy miłością a obsesją. W moim życiu też kiedyś była kobieta, którą kochałem i którą odebrała mi przemoc. Była siostrą Korsibara, siostrą bliźniaczką… To długa historia, bardzo długa historia. — Prestimion z trudem znajdował słowa. — Została zabita w ostatniej godzinie wojny domowej, na polu bitwy, przez zdradliwego maga Korsibara. Byłem w żałobie po niej przez długie lata, a potem jakoś udało mi się zostawić to za sobą. A przynajmniej tak mi się zdawało. Wtedy znalazłem Varaile, która pod każdym względem jest dla mnie właściwą osobą i wszystko było w porządku. Prócz tego, że Thismet — tak miała na imię, Thismet — wciąż mnie nawiedza. Nie ma miesiąca, żebym o niej nie śnił. Budzę się zlany zimnym potem, krzycząc z bólu. Nigdy nie powiedziałem Varaile, dlaczego tak jest. Nikt o tym nie wie. Poza tobą.
Dekkeret nie spodziewał się takiego wyznania. To było zadziwiające.
— Jak widzę, wszyscy mamy swoje duchy. Duchy, które nie chcą puścić naszych dusz, nieważne, ile minie lat.
— Tak. Dziękuję, Dekkerecie, że podzieliłeś się ze mną tymi prywatnymi sprawami.
— Nie masz o mnie gorszego zdania przez to, co powiedziałem?
— Czemu miałbym? Jesteś człowiekiem, prawda? Nikt nie wymaga od Koronala, by był pod każdym względem doskonały. Gdyby tak było, zamiast nich sadzalibyśmy na tronach marmurowe posągi. A twoje cierpienie może da się wyleczyć. Mógłbym poprosić Maundiganda-Klimda, by oczyścił twoją pamięć ze wspomnień o zmarłej kuzynce.
— Tak, jak oczyścił twoją ze wspomnień o Thismet? — odpowiedział ostro Dekkeret bez chwili zawahania.
Prestimion spojrzał na niego, wystraszony. Dekkeret, głęboko zawstydzony, zrozumiał, że nagle poczuł konieczność zaatakowania człowieka, który próbował złagodzić jego ból i że pospieszne słowa raniły.
— Wybacz. To były podłe słowa.
— Nie, Dekkerecie. Były szczere. Miałeś prawo to powiedzieć. — Prestimion próbował objąć Dekkereta za ramiona, ale młodszy mężczyzna był na to za wysoki. Zamiast tego łagodnie złapał go za nadgarstek. — To była cenna rozmowa. Jedna z najważniejszych, jakie przeprowadziliśmy. Poznałem cię po niej dużo lepiej niż kiedykolwiek wcześniej, przez te wszystkie lata.
— I uważasz, że ktoś, kto nosi takie brzemię, jest godzien bycia Koronalem?
— Chyba udam, że tego nie powiedziałeś.
— Dziękuję, Prestimionie.
— Moja uwaga sprzed chwili, ta o Maundigandzie-Klimdzie… Ewidentnie cię zdenerwowała. Przykro mi z tego powodu. Jak mówisz, wszyscy mamy swoje duchy. I może to prawda, że jesteśmy skazani na noszenie ich z sobą do końca życia. Miałem na myśli jedynie to, że wspomnienie zmarłej kuzynki wyraźnie zadaje ci wielki ból, a masz kierować światem, wybrać małżonkę i wiele innych zadań do wykonania. Będziesz do tego potrzebował całej siły twego ducha, bez rozproszeń. Myślę, że Maundigand-Klimd mógłby uleczyć cię z bólu po stracie. Ale może wcale nie chcesz oddać wspomnień o Sithelle pomimo bólu, jaki ci sprawiają, tak jak ja, który trzymam się tego, co zostało z Thismet. Nie rozmawiajmy o tym więcej. Pewien jestem, że wyleczysz się na swój własny sposób. I że odpowiednio załatwisz też sprawę Fulkari.
— Taką mam nadzieję.
— Tak będzie. Jesteś teraz królem. Brak zdecydowania to luksus, na który mogą pozwolić sobie zwyczajni ludzie.
— Byłem kiedyś jednym z nich — powiedział Dekkeret. — To nie jest coś, co w pełni umiera. — Potem uśmiechnął się. — Ale masz rację, muszę nauczyć się być królem. Obawiam się, że to temat, który będę zgłębiać przez całe moje życie.
— Tak będzie, a i tak będziesz miał wrażenie, że go nie opanowałeś. Niech cię to nie martwi. Czułem to samo, podobnie Confalume, Prankipin pewnie również i tak samo wszyscy aż do Stiamota i królów, którzy panowali przed nim. Dekkerecie, pod koronami i szatami wszyscy jesteśmy zwyczajnymi ludźmi. Ważne tylko, jak dobrze wznosimy się ponad to. A kiedy pojawią się wątpliwości, możesz zwrócić się do mnie.
— Wiem, Prestimionie. I bardzo ci za to dziękuję.
— Załatwiłem też, że dostaniesz mojego szambelana, Zeldora Luudwida, kiedy wrócisz na Zamek. Lepiej niż ktokolwiek inny wie, jak ma zachowywać się Koronal. Jeśli będziesz miał problem, po prostu go zapytaj. To mój prezent dla ciebie.