Выбрать главу

Na północy, w równej odległości pomiędzy Xavialem i Thoriusem, jaśniała biała gwiazda, Trinatha, gwiazda czarnoksiężników, która spoczywała na niebie nad Triggoin, miastem magów.

W duszę Gopaka Semivinvora wlała się niezachwiana pewność, że to Trinatha była kluczem do tego, co Dobranda Thelk nazwał „odpowiednim powiązaniem”. Musi obrócić budynek tak, by sypialnia Koronala leżała wzdłuż linii biegnącej miedzy Thoriusem i Xavialem do świętej Trinathy, białej gwiazdy czarnoksiężników, gwiazdy przewodniej samego Dobrandy Thelka.

Tak. Tak. Była dokładnie północ, Godzina Koronala. Cóż mogłoby być bardziej pomyślne? Złapał ostry patyk i zaczął wyrysowywać linie w miękkim, aksamitnym trawniku, otaczającym bambusowy pałac; paskudne, brązowe linie, wskazujące dokładną pozycję, w której miał stanąć budynek. Pracował z szaleńczym pośpiechem, usiłował skończyć pracę zanim gwiazdy, odbywające swoją podróż po niebie, przesuną się w inną pozycję.

Rankiem Gopak Semivinvor wezwał wszystkich swoich podwładnych, dwudziestkę kobiet i mężczyzn, którzy od tak dawna z nim pracowali, niektórzy niemal odkąd został majordomusem.

— Natychmiast rozmontujemy budynek i przestawimy go o dziewięćdziesiąt stopni, plus minus, żeby był skierowany w tym kierunku — powiedział, wyciągając ręce równolegle wzdłuż linii, które wyrył w trawniku, by wskazywały nową pozycję pałacu.

Byli wyraźnie zaniepokojeni. Patrzyli po sobie, jakby mieli wątpliwości, czy mówi poważnie i czy przypadkiem nie oszalał.

— Chodźcie — powiedział Gopak Semivinvor, niecierpliwie klaszcząc w dłonie. — Widzicie te wzory na trawie. Te dwie długie linie oznaczają miejsce, w którym musi znaleźć się okno sypialni Koronala, kiedy skończymy — zwrócił się do swojego brygadzisty. — Kijelu Busiaku, każ komuś wbić kołki wzdłuż linii, które tu narysowałem, żeby nic się nam potem nie pomyliło. Gorvinie Dihalu, natychmiast zadbaj o to, by spleciono nowy zestaw sznurów do łączenia bambusów, ponieważ obawiam się, że te, które tu mamy, nie przetrwają demontażu. A ty, Voyne Bethafarze…

— Panie? — powiedział nieśmiało Kijel Busiak.

Gopak Semivinvor spojrzał na brygadzistę z irytacją.

— Jakieś pytania?

— Panie, czy nie jest tak, że historia o możliwości demontażu i ponownego, szybkiego złożenia pałacu jest tylko mitem, legendą, historyjką, którą opowiadamy odwiedzającym, ale sami w nią nie wierzymy?

— Nie — odpowiedział Gopak Semivinvor. — Przez wiele dekad dogłębnie studiowałem historię Pałacu Letniego i nie mam wątpliwości, że nie tylko da się to zrobić, ale że to robiono, wielokrotnie w ciągu wieków. Po prostu nie robiono tego ostatnio i już.

— Panie, czy masz więc jakąś instrukcję, która wyjaśniałaby, jak zabrać się do tego zadania? Bo nie ma wśród żywych nikogo, kto pamiętałby, jak to się robi.

— Nie ma żadnej instrukcji. Do czego miałaby być potrzebna? Mamy tu prostą konstrukcję z bambusów powiązanych jedwabnymi sznurami i pokrytą takim samym dachem. Rozwiązujemy sznury, rozdzielamy belki dachowe, odkładamy je na bok. Potem rozbieramy zewnętrzne ściany, kawałek po kawałku. Następnie rysujemy dokładny plan wnętrza i usuwamy ściany wewnętrzne, po czym ustawiamy je tak samo względem siebie, ale w innym kierunku. Później umieszczamy zewnętrzne ściany z powrotem w fundamentach i nakładamy dach. Nic prostszego, Kijelu Busiaku. Chcę, by natychmiast rozpoczęto prace. Nie wiadomo, kiedy odwiedzi nas Lord Dekkeret i wolałbym, żeby nie zastał na wpół ukończonego pałacu.

Kiedy zastanawiał się nad tym zadaniem, przekonywał się, że stare historie o demontażu i złożeniu pałacu w jeden dzień musiały być tylko starymi historiami. W rzeczywistości było to bardziej skomplikowane. Mogło to zająć tydzień, może dziesięć dni. Nie przewidywał jednak żadnych trudności. Jego ducha oblewało gorące podniecenie na myśl o rychłej wizycie Koronala i nie wątpił, że dziecinną igraszką będzie rozebrać pałac, zmienić jego położenie o dziewięćdziesiąt stopni i wznieść go ponownie. Nawet prowincjonalny architekt powinien sobie z tym poradzić.

Pojawiły się słabe głosy protestu, ale Gopak Semivinvor szybko je uciął. Jego wola zwyciężyła, wiedział, że tak będzie. Następnego dnia zaczęła się praca.

Niespodziewane problemy wynikły niemal natychmiast. Belki dachowe były połączone na szczycie w bardzo skomplikowany sposób. Łączenia pomiędzy nimi i podporami oraz szczytami prętów, z których zbudowano ściany były podobnie niezwykłej konstrukcji. Ich styl był archaiczny, a prócz tego sposób, w jaki wpuszczono czopy w gniazda był dziwaczny i zbijał z tropu, jakby wymyślił go ktoś, kto uparł się, że zdobędzie nagrodę za oryginalność. Robotnicy Gopaka Semivinvora nie wspominali mu często o tych problemach, ponieważ obawiali się jego gniewu i niecierpliwości, którą smagał jak biczem. Prace nad demontażem ciągnęły się drugi tydzień, potem trzeci. Gopak Semivinvor zaczął mówić, że może najlepiej będzie zwolnić wszystkich i zatrudnić młodszych, którzy może okażą się być sprytniejszymi majstrami.

Podczas rozdzielania złamały się końce wielu prętów. Nietypowe gniazda łamały się i nie dawało się ich naprawić. Niespodziewanie zawaliła się jedna ze ścian wewnętrznych, a jej budulec się połamał. Do Sippulgaru wysłano prośbę o części zamienne.

Wreszcie jednak, po dwóch miesiącach, Pałac Letni zmieniono w stos bambusowych prętów, których spora część była tak zniszczona, że nie nadawała się do ponownego użycia. Obnażone fundamenty okazały się być także bambusowe i mocno uszkodzone przez grzyby. Wiele gniazd, w których umieszczone były końce prętów, spuchło pod wpływem wilgotnego powietrza kiedy tylko wyjęto z nich pręty i wyglądało na to, że nie da się ich ponownie złożyć.

— Co teraz mamy robić? — spytał Kijel Busiak, kiedy wraz z Gopakiem Semivinvorem przechadzali się po placu zniszczenia. — Jak mamy to poskładać, panie? Czekamy na twoje instrukcje.

Gopak Semivinvor nie miał pojęcia, co robić. Teraz było jasne, że Pałac Letni Lorda Kassarn bynajmniej nie był tak prosty, jak się wszystkim zdawało. Był wspaniałą i skomplikowaną konstrukcją, ekscentrycznym arcydziełem zapomnianego, a genialnego architekta. Rozebranie go spowodowało wielkie zniszczenia. Niewiele oryginalnych części pałacu nadawało się do wykorzystania przy odbudowie. Trzeba było od zera budować nowy pałac, idealną kopię pierwszego. Ale kto miał dość umiejętności, by tego dokonać?

Teraz zrozumiał, że pod wpływem dziwnego, nieprzezwyciężonego ciśnienia z tyłu czaszki, dziwacznego przesłania, które nie było przesłaniem od dobrej Pani, zniszczył Pałac Letni usiłując go rozmontować. Nie przestawi go teraz, nie można go przestawić w bardziej pomyślną stronę. Nie było już Pałacu Letniego. Gopak Semivinvor, zrozpaczony, usiadł obok stosu prętów dachowych, ukrył twarz w dłoniach i zaczął szlochać. Kijel Busiak, nie mogąc znaleźć słów, zostawił go samego.

Po pewnym czasie wstał. Nie odwracając się zostawił za sobą zrujnowany budynek i zaszedł aż na krawędź wyspy, gdzie stał dłuższą chwilę na brzegu Wielkiego Jeziora. Jego umysł był całkowicie pusty. Bardzo powoli wszedł do jeziora i szedł dalej naprzód, aż woda zamknęła mu się nad głową.