Выбрать главу

6

— Jeszcze raz, panienko. Podnieś palcat! Parada! Parada! Parada! — krzyczał Septach Melayn.

Keltryn odpowiadała na każde pchnięcie palcata, którym walczył wysoki mężczyzna szybką ripostą, za każdym razem przewidując kierunek, z jakiego nadchodziły i ustawiając swoją broń tam, gdzie powinna być. Nie miała złudzeń co do swojej zdolności dotrzymania pola genialnemu fechmistrzowi. Tego jednak nie wymagano ani od niej, ani od nikogo innego. Liczył się rozwój innych umiejętności, który postępował z zaskakującą prędkością. Poznawała to po sposobie, w jaki Septach Melayn się do niej uśmiechał. Widział, że była bardzo obiecująca. Co więcej, zaczynał ją lubić, choć mówiło się, że nie interesuje się kobietami bardziej niż kamień. Tak oto, odkąd wrócił z Labiryntu, czynił jej rzadki zaszczyt prowadzenia dla niej prywatnego treningu sztuki fechtunku.

Podczas jego, trwającej tygodniami, nieobecności, spowodowanej podróżą do Labiryntu na pogrzeb starego Pontifexa i uroczystości objęcia przez Prestimiona imperialnego tronu, ćwiczyła bez niego. W tym czasie Keltryn wyszukiwała uczniów z jego dawnej grupy szermierczej i prosiła każdego po kolei o wspólne treningi.

Niektórzy, niepogodzeni z nienormalną obecnością kobiety w takiej grupie, tylko ją wyśmiewali. Niektórzy zgadzali się, być może tylko z tej przyczyny, by móc spędzić trochę czasu w towarzystwie atrakcyjnej, młodej kobiety. Do tej grupy należał Polliex, przystojny syn earla Estotilaup. Był atrakcyjny — właściwie był najprzystojniejszym chłopcem, jakiego Keltryn widziała w życiu — i wiedział o tym aż za dobrze. Prośbę Keltryn, by poćwiczył z nią walkę palcatem i rapierem potraktował jak zaproszenie do miłosnego podboju.

W tej chwili jednak Keltryn nie zamierzała stać się niczyją zdobyczą, a śliczna twarz Polliexa nie była ważna, gdy zasłaniała ją maska szermiercza. Po kilku sesjach, w czasie których wielokrotnie, nawet pomimo grzecznej odmowy, prosił ją, by udała się z nim na weekend zabawy na lustrzanych zjeżdżalniach i korzystania z innych uciech miasta przyjemności, leżącego trochę niżej Morpin Wysokiego, zrezygnowała z dalszych treningów z nim i udała się do Toramana Kanny z Syrinx, syna księcia.

On także był niezwykle przystojnym młodzieńcem, szczupłym i zgrabnym, o oliwkowej skórze i długich, ciemnych włosach. Było w nim niemal kobiece piękno, dlatego też powszechnie uważano, że jest jednym z towarzyszy Septacha Melayna. Może i tak było, ale Keltryn szybko odkryła, że kobiety także mu się podobały — a przynajmniej ona.

— Powinnaś trzymać broń w ten sposób — powiedział, stojąc za nią i unosząc jej ramię. Kiedy poprawił jej pozycję, wsunął lewą rękę pod jej kurtkę i delikatnie położył na jej lewej piersi. Odepchnęła go równie nonszalanckim gestem. Być może myślał, że jako książę ma prawo tak jej dotykać. Więcej nie trenowali razem.

Audhari ze Stoienzar nie sprawiał takich problemów. Duży, piegowaty chłopak wyglądał na serdecznego i dość normalnego, a kiedy był z nią w sali ćwiczeń, zajmował się fechtunkiem, a nie flirtami. Keltryn już wiedziała, że był najlepszy w grupie. Teraz, gdy spotykali się codziennie, koncentrowała się na nauczeniu się od niego, jak opanować sztuczkę Septacha Melayna z dzieleniem każdej chwili na kawałki, a ich na jeszcze mniejsze fragmenty, aż czas zwalniał i można było wkroczyć pomiędzy chwile, i odpowiadać na, a nawet przewidywać ruchy przeciwnika. Audhari, ponieważ nie był tak niesamowicie doskonałym fechmistrzem jak Septach Melayn, przez same niedoskonałości w swojej technice pozwolił jej na zgłębienie tej metody.

Kiedy Septach Melayn powrócił z Labiryntu, Keltryn była prawie tak dobra jak Audhari i lepsza do reszty grupy. Septach Melayn zauważył to od razu przy pierwszej lekcji i kiedy przyszła do niego z nieśmiałą prośbą o prywatne lekcje, zgodził się bez wahania.

Spotykali się co trzy dni na godzinę. Był cierpliwy, życzliwy, tolerował błędy, które oczywiście się jej zdarzały.

— Spójrz — mówił. — Rób tak. Patrz wysoko, uderzaj nisko, albo odwrotnie. Odczytuję twoje zamiary. Za wiele zdradzasz oczami.

Ich ostrza spotkały się. Z łatwością prześlizgnął się obok jej zastawy i lekko dotknął obojczyka. Gdyby walczyli naprawdę, umierałaby pięć razy na minutę. Ani razu nie udało się jej przełamać jego zasłon. Nie liczyła na to jednak. Był absolutnym mistrzem. Nikt nigdy nie mógł go trafić.

— Hej! — krzyknął. — Patrz! Patrz! Patrz! Hop!

Pracowała nad zatrzymaniem czasu, próbowała rozbić jego miękkie ruchy w serię oddzielnych skoków i wejść w przerwę między kawałkami czasu, by wreszcie trafić go końcem ostrza i prawie jej się udało. Zawsze się jej wymykał i miał niesamowitą umiejętność kontratakowania jakby z dwóch stron naraz, a przed tym nie miała jak się bronić.

Kochała z nim ćwiczyć. Kochała jego samego, w sposób, który nie miał nic wspólnego z płciowością. Miała siedemnaście lat, a on ile? Pięćdziesiąt? Pięćdziesiąt pięć? W każdym razie był stary, bardzo stary, choć wciąż zachwycający, elegancki i bardzo przystojny. Wszyscy jednak mówili, że nie interesował się kobietami. Przynajmniej nie w ten sposób, bo lubił się z nimi przyjaźnić i często widywano go w ich towarzystwie. Keltryn to pasowało. W tym momencie swego życia od mężczyzn chciała tylko przyjaźni, niczego więcej. A Septach Melayn był wspaniałym przyjacielem.

Był czarujący, zabawny, dowcipny i optymistyczny. Był mądry — czyż to nie jego Prestimion wybrał na Wysokiego Doradcę Królestwa? Mówiło się, że jest znawcą win, wiedział wiele o muzyce, poezji i malarstwie i nikt na Zamku, nawet Koronal, nie posiadał wspanialszej garderoby. I oczywiście był najlepszym fechmistrzem na świecie. Nawet ci, którzy uważali fechtunek za bezsensowną zabawę podziwiali go. Podziwia się ludzi, którzy są w czymś lepsi od wszystkich, niezależnie od tego, czym to „coś” jest.

Poza tym Septach Melayn był uprzejmy i dobry, lubiany przez wszystkich, tak skromny, jak pozwalały mu na to jego wybitne osiągnięcia i słynął z oddania swemu przyjacielowi Koronalowi. Był przykładem dla wszystkich, najszczęśliwszym i najbardziej godnym zazdrości z ludzi. Kiedy Keltryn poznała go lepiej, zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie ma w nim, gdzieś w głębi, smutku, który bardzo stara się ukryć. Nie było wątpliwości, że starzenie się napawało go obrzydzeniem, gdyż był kiedyś wybitnym sportowcem i zjawiskowo pięknym mężczyzną. Może w głębi duszy był samotny. A może marzył o tym, by gdzieś pośród piętnastu miliardów mieszkańców planety znalazł się ktoś, kto dorównałby mu w pojedynku.

W trzecim tygodniu prywatnych lekcji Septach Melayn gwałtownie zdjął maskę po tym, jak wyjątkowo dobrze poradziła sobie z serią wymian i, patrząc na nią z wysoka, powiedział:

— To było całkiem udane, panienko. Nigdy nie widziałem nikogo, kto uczyłby się równie szybko, co ty. Szkoda, że tak niedługo będziemy musieli zakończyć te lekcje.

Nie bolałoby bardziej, gdyby chlasnął ją w twarz rapierem.

— Jak to? — zapytała przerażona.

— Pontifex wkrótce przybędzie na Zamek na ceremonię koronacyjną Lorda Dekkereta, a potem zaczną się zmiany w rządzie. Lord Dekkeret wybierze własnego Wysokiego Doradcę. Zdaje mi się, że będzie to brat Prestimiona, Teotas. Co się tyczy mnie, zostałem poproszony, bym pozostał w służbie Prestimiona, teraz jako Wysoki Rzecznik Pontifexa. Co oczywiście oznacza, że opuszczę Zamek i zamieszkam w Labiryncie.

Keltryn ostro wciągnęła powietrze.

— Labirynt? Jakie to okropne, Septachu Melaynie!

Zgrabnie wzruszył ramionami i powiedział: