Выбрать главу

— Wcale nie tak złe, jak się mówi. Są tam przyzwoici krawcy i niezłe restauracje. Prestimion nie zamierza być jednym z tych Pontifexów, którzy chowają się na samym dnie i do końca życia nie wychodzą, by obejrzeć słońce. Z tego, co mówi, jego dwór będzie sporo podróżował. Spodziewam się, że będzie pływał w górę i w dół Glayge częściej niż jakikolwiek inny Pontifex. Będzie też robił dalsze wyprawy. Ale ja będę z nim tam, panienko, a ty tutaj…

— Tak. Rozumiem.

Zrobił maleńką pauzę.

— Pewnie nie myślałaś, by przenieść się do Labiryntu? W takim przypadku oczywiście kontynuowalibyśmy nasze lekcje.

Keltryn szeroko otworzyła oczy. O czym on mówił?

— Moi rodzice wysłali mnie na Zamek, bym poszerzała moje wykształcenie, ekscelencjo — odpowiedziała niemal szeptem. — Nigdy raczej nie wyobrażali sobie… że pojadę… że mogłabym pojechać tam…

— No tak. Zamek to światło i radość, a Labirynt, cóż, jest inny. Młodzi panowie i panie powinni mieszkać tutaj. Wiem o tym.

Zdawał się być dziwnie zakłopotany. Zawsze widywała go wyłącznie w doskonalej pozie. Teraz ruszał się nerwowo, szarpał swoją dokładnie przystrzyżoną bródkę, jego jasnoniebieskie oczy unikały jej spojrzenia.

Nie mógł jej fizycznie pożądać. Wiedziała o tym. Ale widać było wyraźnie, że nie chce jej zostawić, kiedy pojedzie za Prestimionem do podziemnej stolicy. Chciał kontynuować ich lekcje. Czy to dlatego, że była tak dobrym uczniem? A może cenił sobie ich niespodziewaną przyjaźń? Jest samotny, pomyślała. Boi się, że będzie za mną tęsknić. Była zdumiona myślą, że Wysoki Doradca Septach Melayn może żywić wobec niej takie uczucia.

Nie mogła pojechać z nim do Labiryntu. Nie pojedzie, nie może, nie powinna. Jej życie było tu, na Zamku, przynajmniej na razie, a potem pewnie wróci do rodziny, do Sipermit, wyjdzie za kogoś za mąż i… cóż, dalej nie umiała sięgnąć myślami. Ale Labirynt nie pasował do jej wizji przyszłości.

— Może będę mogła czasem przyjechać z wizytą — powiedziała. — Żeby odświeżyć lekcje.

— Może tak — powiedział Septach Melayn i skończyli temat.

Jej siostra, Fulkari, czekała na nią w sali wypoczynkowej w części zachodniego skrzydła Zamku zwanej Arkadą Setiphona, gdzie mieszkały obydwie i ich brat, Fulkarno. Fulkari niemal codziennie pływała w basenie. Keltryn zazwyczaj przyłączała się do niej po lekcji fechtunku.

To był wspaniały basen, wielki, owalny, wykonany z różowego porfiru wykładanego jasnym malachitem we wzór rozbłysku gwiazd, biegnący wzdłuż ścian tuż pod powierzchnią wody. Sama woda, ciepła i pachnąca cynamonem, była doprowadzana prosto z podziemnego źródła bijącego głęboko pod powierzchnią Góry, miała bladoróżowy odcień i przypominała wino. Podobno ta część Zamku była apartamentami gościnnymi dla przybyszów z odległych światów za rządów jakiegoś dawno zapomnianego Koronala, w czasach, kiedy handel międzygwiezdny był bardziej popularny niż stał się później, a to był jej sektor rekreacyjny. Służył teraz królewskim gościom z bliższych okolic.

Kiedy przyszła Keltryn, poza Fulkari przy basenie nie było nikogo. Pływała, szybko i regularnie uderzając wodę, niezmordowanie, z jednego końca basenu na drugi, odwracała się i zaczynała kolejną długość. Keltryn stała na brzegu basenu i przez chwilę się jej przyglądała, podziwiała gibkość ciała siostry i perfekcję jej ruchów. Nawet teraz, w wieku siedemnastu lat, Keltryn wciąż postrzegała Fulkari jako kobietę, a siebie jako niezgrabną dziewczynkę. Dzielące je siedem lat wydawało się olbrzymią przepaścią. Keltryn zazdrośnie patrzyła na pełne biodra Fulkari, większe piersi, wszystkie te cechy, które uważała ze wyznaczniki doskonalszej kobiecości siostry.

— Nie wchodzisz? — zawołała Fulkari.

Keltryn zdjęła strój szermierczy, rzuciła go na bok i wskoczyła do basenu obok siostry. Woda była jedwabista i kojąca. Przez chwilę pływały koło siebie bez słowa.

Kiedy zmęczyły się pływaniem, wypłynęły na powierzchnię i unosiły się na niej.

— Co cię trapi? — zapytała Fulkari. — Jesteś dziś bardzo cicha. Kiepsko radziłaś sobie na lekcji fechtunku, tak?

— Wręcz przeciwnie.

— Więc o co chodzi?

Keltryn odpowiedziała urażonym tonem.

— Septach Melayn powiedział mi, że wyprowadza się do Labiryntu. Niedługo odbędzie się koronacja, a potem zostanie rzecznikiem Prestimiona.

— Zdaje się, że to zakończy twoją karierę szermierczą — oświadczyła Fulkari bez współczucia.

— Tak, jeśli tu zostanę. Ale zaproponował mi przeprowadzkę do Labiryntu, żebyśmy mogli kontynuować lekcje.

— Ach tak! — zawołała Fulkari ze śmiechem. — Wyprowadzić się do Labiryntu! Ty! Może jeszcze ci się oświadczył?

— Nie wygłupiaj się, Fulkari.

— Wiesz, że tego nie zrobi.

Keltryn poczuła wzbierający gniew. Nie było powodu, żeby Fulkari była tak okrutna.

— Myślisz, że o tym nie wiem?

— Chciałam się tylko upewnić, że nie masz żadnych dziwnych myśli na jego temat.

— Zapewniam cię, że nigdy nie myślałam o zostaniu żoną Septacha Melayna. Jestem też pewna, że on nigdy nie myślał o naszym ślubie. Nie, Fulkari, po prostu chcę, żeby dalej mnie uczył. Ale oczywiście nie wyniosę się do Labiryntu.

— Co za ulga — Fulkari wygramoliła się z basenu. Keltryn po chwili zrobiła to samo. Fulkari złączyła ręce za plecami, wygięła w tył i przeciągnęła się zmysłowo, jak wielki kot. Odezwała się z ociąganiem:

— I tak nigdy nie rozumiałam, o co ci chodzi z tymi mieczami. Jaki sens ma bycie fechmistrzem? A już szczególnie fechmistrzynią?

— A jaki sens ma bycie damą dworu? — odparowała Keltryn. — Przynajmniej fechmistrz umie używać czegoś więcej, niż tylko języka.

— Może i tak, ale to bezużyteczna umiejętność. Cóż, spodziewam się, że kiedyś z tego wyrośniesz. Niech tylko spodoba ci się jakiś książę i przestaniemy słuchać o tych twoich rapierach i palcatach.

— Na pewno masz rację — powiedziała Keltryn kwaśno i zrobiła minę. Skoczyła na nogi, pobiegła na drugi koniec basenu i zanurkowała, skacząc tak płasko, że pieczenie od uderzenia w wodę przebiegło boleśnie po jej brzuchu i piersiach. Płynęła krótkimi, ostrymi, wściekłymi posunięciami z powrotem do miejsca, gdzie siedziała Fulkari i wystawiła głowę z wody.

— A czy ten twój Koronal załatwi nam dobre miejsca na ceremonii koronacyjnej? — zapytała, szczerząc zęby w złośliwym uśmiechu.

— Mój Koronal? Gdzie on niby jest moim Koronalem?

— Nie zgrywaj niewiniątka, Fulkari.

— Książę Dekkeret — oświadczyła chłodno — a raczej Lord Dekkeret i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi. Tak jak ty i Septach Melayn, Keltryn.

Keltryn wyszła z basenu i stanęła obok siostry, kapiąc na nią wodą.

— Nie jesteśmy zupełnie takimi samymi przyjaciółmi jak ty i Dekkeret.

— Co chcesz przez to powiedzieć?

— Robisz to z nim, prawda?

Na policzki Fulkari wystąpiły rumieńce, ale minęła tylko chwilka, zanim odpowiedziała.

— No, tak. Oczywiście.

— Więc ty i on jesteście…

— Tylko przyjaciółmi. Niczym więcej. Przyjaciółmi.

— Nie zamierzasz za niego wyjść, Fulkari?

— Wiesz, to naprawdę nie twoja sprawa.

— Ale zamierzasz? Zamierzasz? Żona Koronala? Królowa świata? Oczywiście, że tak! Byłabyś głupia, gdybyś odmówiła! A nie odmówisz, bo głupia nie jesteś. Nie jesteś głupia, prawda?