– Czy ja również mogę pozostać tak długo, jak będę chciał? – zapytał hrabia Lynmouth.
– Jeśli masz zamiar zalecać się do mojej wnuczki, to pewnie musisz. Oczywiście, że możesz zostać.
Dni były coraz dłuższe i oczywiste stało się, że zbliża się wiosna. Z ziemi wyrosły pierwsze listki i po pewnym czasie okoliczne wzgórza były już żółte od żonkili. John Southwood zalecał się do lady Sabriny Stuart pod czujnym okiem ojca i kuratelą babki. Od razu widać było, że będą dobraną parą. Oboje wywodzili się z rodu Skye O'Malley, ale ich pokrewieństwo nie było na tyle bliskie, by nie mogli się pobrać. Hrabia Lynmouth uważał szkocki akcent, który i tak złagodniał znacznie od dnia jej przybycia do Anglii, za uroczy. Ku zaskoczeniu Jasmine okazało się, że jej wnuczka wie wszystko, co młoda dama wiedzieć powinna o prowadzeniu domu. Nie istniały żadne prawne przeszkody dla zawarcia tego małżeństwa, więc ustalono datę ślubu na drugiego maja.
Autumn uspokoiła się po swoim początkowym wybuchu gniewu. Jasmine starała się pamiętać jak uprzejma była dla niej babka, gdy sama znalazła się w podobnej sytuacji. Spór między matką i córką, które zawsze przecież były sobie tak bliskie, zosta! zażegnany. Autumn nie rozumiała tylko, dlaczego Jasmine tak polubiła Gabriela Bainbridge'a.
– Nie ma tyle wdzięku, co Sebastian – powiedziała. – Nie jest nawet w części tak przystojny.
– Pewnie dlatego, że nie jest Sebastianem d'O1eron – odparła rozsądnie matka. – Jest zupełnie innym mężczyzną. Przestań szukać w nim Sebastiana i przestań go do niego porównywać. Spójrz na niego świeżym okiem, a zobaczysz kim jest. To dobry człowiek.
– Dobrzy ludzie są nudni, mamo – odparła Autumn.
– Nie zawsze, kotku – zaśmiała się matka. Autumn starała się więc widzieć w Gabrielu Bainbridge'u człowieka, którym był naprawdę. Coś ze mną jest nie tak, pomyślała. W październiku minie dziesięć lat od śmierci mego męża. Nagle pożałowała, że jest ciężarna. Jak można zalecać się do kobiety, która wygląda jak cielna krowa? Powiedziała mu to żartem.
– Jestem hodowcą krów, madame – rzekł z błyskiem w oku. – Mnie podobają się cielne krowy.
– Nie oddam dzieci na wychowanie – rzekła nagle bardzo poważnym tonem.
– A niby dlaczego miałabyś to robić? Garwood to miejsce stworzone do wychowywania dzieci. Twoich i naszych.
– W październiku skończę trzydzieści lat – powiedziała. – Nie wiem ile mi jeszcze zostało czasu na rodzenie dzieci.
– Ja w sierpniu skończę czterdzieści jeden – stwierdził. – Jeśli się postaramy, Autumn, zdołamy dorobić się kilkorga dzieci, zanim posiwiejemy – zażartował.
– Śmiejesz się ze mnie. Potaknął.
– Owszem. Z czasem do tego przywykniesz.
– A może nie zechcę – odparła, nie będąc pewną, czy jej się to podoba.
Uśmiechnął się.
– Gdybyś nie była taka piękna, byłaby z ciebie straszna sekutnica.
– Nie jestem sekutnica! – krzyknęła. – Jak śmiesz!
– Czarownicą więc – zgodził się. – Uroczą, małą czarownicą.
Położyła dłoń na brzuchu.
– Trudno raczej powiedzieć o mnie, że jestem mała. A niedługo będę jeszcze większa.
Roześmiał się, a ona też nagle wybuchnęła śmiechem.
Jasmine przyglądała im się i nagle dostrzegła nikły promień nadziei. Tak bardzo by chciała, żeby Au – tumn zakochała się w księciu Garwood. Gdyby została bez męża, z samymi tylko dziećmi, jej życie nie byłoby kompletne.
Służba, która była z Jasmine całe jej życie, zaczynała niknąć w oczach. Adali miał już około dziewięćdziesiątki. Nigdy jeszcze nie słyszała, żeby ktoś żył tak długo. Rohana i Toramalli były już po osiemdziesiątce. Kiedy się urodziła, bliźniaczki miały po dziesięć lat, a Jasmine miała wkrótce skończyć siedemdziesiąt jeden. Co pocznie, kiedy straci ich wszystkich?
Adali, powróciwszy do Anglii, spędzał dni siedząc przy oknie na słońcu. Becket zajmował się Queen's Malvern, by Adali już nic nie musiał robić. Ostatnio Rohana i Toramalli nie były w stanie wcześnie wstawać. Narzekały, że bolą je kolana i szurały nogami przy chodzeniu. Ręce Toramalli były już zupełnie powykręcane. Jej mąż, Fergus, wcale nie miał się lepiej. Cały dzień on i Red Hugh grali w szachy. Tej gry nauczył ich Adali. Jesteśmy domostwem pełnym starców, pomyślała Jasmine.
Lady Sabrina Stuart wyszła za hrabiego Lynmouth drugiego maja. Dzień był słoneczny, ciepły i bezwietrzny. Panna młoda miała na sobie starodawną jedwabną suknię, która należała do jednej z jej przodkiń, choć nikt nie wiedział do której. Znaleziono ją w kufrze na strychu, leżała wiele lat, doskonale zachowana. Włosy miała rozpuszczone i na głowę włożyła jedynie wianek ze stokrotek. Jej przystojny narzeczony miał na sobie błękitny kaftan z aksamitu z rękawami ozdobionymi wodospadem błękitnych wstążek. Weselne przyjęcie urządzono na trawniku przy starej kapliczce rodzinnej.
Markiz Westleigh z żoną przybyli na tę uroczystość wraz z dziećmi, zięciami i synowymi oraz wnuczętami. Zaproszono również sąsiadów. Przygotowano ruszta do pieczenia wołowiny. Na stoły wystawiono wiejską szynkę, pieczone kaczki z nadzieniem z rodzynek i jabłek w śliwkowym sosie. Z Glenkirk przysłano wędzone łososie, które leżały teraz na srebrnych tacach, ozdobione rzeżuchą. Obok stały półmiski z gęsią w cieście, potrawka z królika w czerwonym winie i kotlety jagnięce oraz wielki indyk nadziewany wiśniami, śliwkami i ryżem z szafranem. Miseczki ze świeżym groszkiem, buraczkami, karczochami w białym winie i szparagami w białym sosie rozstawiono przy mięsnych daniach. Goście mogli posmakować też ostrego sera cheddar, łagodnego francuskiego brie, świeżo upieczonego chleba ze śmietankowym masłem. Na deser było ciasto i świeże truskawki. Wino pochodziło z Archambault i Chermont. Pito też miejscowe piwo i jabłecznik.
Tańczyli proste wiejskie tańce, grali na trawniku w kule i strzelali z łuku do ustawionych w tym celu tarcz. Śpiewali do samego wieczora, a gdy nadszedł czas, para młoda z chichotem uciekła na górę, odprowadzana przez weselników. To był wspaniały dzień dla wszystkich. Gdy siedzieli wieczorem przy kominku, państwo młodzi byli już zajęci sobą, a dzieci dawno spały, rozprawiali o tym, jak udała się uroczystość.
W środku nocy Rohana obudziła swoją panią.
– Już pora – skinęła znacząco, a Jasmine wstała, włożyła szlafrok i poszła za służącą do pokoju Adalego.
Czekała tam już na nie Toramalli. Jasmine usiadła przy łóżku starego sługi i wzięła go za rękę. Staruszek oddychał płytko, z każdą chwilą coraz słabiej. Jasmine pomyślała, że nie zauważył jej przyjścia, więc odezwała się cicho:
– Adali.
Otworzył brązowe oczy i uśmiechnął się, widząc swoją panią.
– Służyłem ci tak długo jak mogłem, moja księżniczko. Będę na ciebie czekał z moim panem. On mówi, że już na mnie pora – odetchnął i zamknął oczy. Umarł o świcie trzeciego maja.
Jasmine nie wspomniała o tym rodzinie. Jej wnuczka zeszła na dół, szczęśliwa, w towarzystwie męża. Dopiero gdy państwo młodzi odjechali, powiedziała pozostałym, że Adali zmarł. Grób wykopano mu na cmentarzu rodzinnym. Tak wiele lat wiernie służył swojej pani. Jasmine szlochała po jego stracie, mając cały czas w świadomości, że niedługo straci też pozostałych.
Kilka dni później Red Hugh przyszedł poprosić, by Jasmine pozwoliła mu pojechać do Glenkirk. Wiedziała, po co chce tam jechać.