– Zostań tam – rzekła. – Minęły już dni, gdy potrzebowałam twojej opieki. Nasza przygoda już się skończyła.
– Zawsze się pani pakowała w kłopoty, kiedy mnie przy pani nie było – przypomniał jej. – Wiele razy o mało pani nie zabito – dodał i ucałował jej wciąż elegancką dłoń.
– Zawieź ode mnie list do Patricka – rzekła. Zapytała drugiego ze służących, czy chce jechać do Glenkirk, ale ten zaskoczył ją, odmawiając.
– Mnie to nie robi różnicy, gdzie umrę. Jak umrę, to umrę i tyle. Poza tym moja kobieta nie zostawiłaby siostry, ja też nie chcę ich zostawiać. Będziemy z panią, póki nas Bóg nie wezwie.
– Mamo, zachowujesz się, jakbyś miała umrzeć. Nie strasz mnie – odezwała się Autumn.
– Na razie nie – odparła matka stanowczo. – Jednak śmierć Adalego uświadomiła mi fakty, o których chciałam zapomnieć. Żadne z nas nie jest już młode. Moi służący mają prawo do odrobiny spokoju na ziemi, nim będą musieli znaleźć się pod jej powierzchnią. Nie chcą jednak wracać do domu.
– Co z nimi będzie, mamo? – zapytała Autumn. – Kochają cię i przez całe życie byli z tobą. Umrą, jeśli nie będą w twojej służbie.
– Może powinnam tylko wziąć kogoś do pomocy dla Rohany i Toramalli – stwierdziła Jasmine. – Obie są zmęczone, ale im nigdy nikt nie pasuje.
– Zdaje się, że po prostu są zazdrosne, że ktoś inny ci służy. Ale pewnie teraz ucieszą się, że dasz im kogoś do pomocy.
Wiosna się skończyła, nadeszło lato. Gabriel Bainbridge kilka razy na krótko pojechał do Durham, by upewnić się, że wszystko w jego majątku idzie sprawnie. Postarał się także, nie mówiąc nic Autumn, by jego dom był gotów na przyjazd żony i dzieci. Minął lipiec i w sierpniu nadeszły straszliwe burze, które położyły zboże i postrącały z drzew jabłka i gruszki. Zboże zebrano, nim wysypało się z kłosów ziarno, ale owoców nie można było jeszcze wycisnąć, bo nie zdążyły dojrzeć.
Dziewiętnastego sierpnia Autumn zaczęła rodzić. Miała ledwie niewielkie skurcze, a gdy nagle poczuła parcie. Wiedziała, że ten poród będzie inny niż poprzednie. Odeszły wody, zmoczyły suknie, a Autumn wołała o pomoc. Potem powtórzył się ból, ostry i gwałtowny, jakby coś miało ją rozerwać. Gabriel Bainbridge nie odszedł. Stał przy niej i ocierał jej czoło, a ona krzyczała i przeklinała z bólu. W końcu po kilku godzinach urodziło się dziecko. Był to ładny mały chłopiec, niestety martwy, bo owinął się pępowiną i był teraz siny na twarzy.
– Dlaczego nie płacze? – zapytała. – Mamo, czy to chłopiec? Obiecałam królowi chłopca. Dlaczego nie płacze?
Nic nie można było zrobić. Jasmine pokazała Autumn dziecko, a ona zaczęła wyć z rozpaczy. Nawet Jasmine płakała.
– To wola boska – powiedziała, jakby to mogło wyjaśnić straszliwą tragedię. Odwinęła pępowinę z szyi chłopczyka.
– Znów Bóg! – krzyknęła. – To ten sam Bóg, który zabrał mi męża i mego pierwszego syna! A teraz to maleństwo! Nienawidzę tego Boga za to, że robi mi takie straszne rzeczy, mnie i moim dzieciom! W czym go ukrzywdziło niewinne dziecko, mamo? W czym?
Znów zaczęła wyć z niepohamowanej rozpaczy. Rohana przycisnęła jej kielich z winem do ust.
– Pij, milady. Wycisnęłam do niego sok z maku. Musisz zasnąć, by uciec od bólu.
Autumn przyjęła wino i wypiła wszystko.
– Mam nadzieję, że nigdy się nie obudzę – rzuciła gorzko. – Mam nadzieję, że już się nie obudzę!
– Nie mów takich rzeczy – prosił książę Garwood. – A co z Madeline i małą Margot? Pomyśl o córkach.
– Mama je wychowa.
– A co z nami?
– Znajdziesz sobie żonę – szepnęła zamykając oczy. – Lepszą ode mnie. Bardziej uprzejmą.
– Ale kocham ciebie.
– To miło.
Zaczynała zasypiać. Kocha ją. Ktoś znów mnie kocha, pomyślała i zapadła w nicość.
ROZDZIAŁ 20
Nie chciała się obudzić. Wcale nie miała na to ochoty. Niechętnie otworzyła oczy i zobaczyła siedzące przy łóżku matkę i siostrę. Czuła się pusta. Nie wiedzieć czemu nagle była pusta. Spojrzała na brzuch i dotarło do niej, co się stało. Ledwie mogła oddychać.
– On nie żyje, prawda? – szepnęła.
– Został ochrzczony i pochowany – odparła cicho Jasmine. – Jak się czujesz, drogie dziecko?
– Jak długo spałam? – zapytała, ignorując pytanie matki. Czuła się okropnie, naprawdę strasznie. Jak miała się czuć, kiedy po dziewięciu miesiącach noszenia dziecka pod sercem urodziła je martwe?
– Byłaś nieprzytomna przez dwa i pół dnia – powiedziała matka i wstała. Podeszła do stolika przy łóżku i nalała wina dla Autumn.
Kobieta przyjęła kielich i łapczywie wypiła jego zawartość.
– Muszę napisać do króla – rzekła.
– Już to zrobiono.
– Dziękuję. Nie wiedziałabym, co mu napisać. Obiecałam syna i zawiodłam go. To już drugi martwy syn, co ze mną jest?
– Nic ci nie dolega – zapewniała Jasmine. – Syna Sebastiana straciłaś z powodu szoku po nagłej, niespodziewanej śmierci męża. Ten drugi miał nieszczęście zaplątać się w pępowinę. Udusił się jeszcze przed porodem. Nie chcę cię zasmucać, ale powiem ci tylko, że to był piękny maluch, miał tłuste małe rączki i grubiutkie nóżki. Twarzyczkę też miał śliczną. To straszna tragedia, ale nie było w tym twojej winy, Autumn. Takie rzeczy się zdarzają. – Po chwili dodała: – Wysłałam Charliego do króla, by mu o tym powiedział osobiście i zabrał mój list do Jego Królewskiej Mości. Nikt nie będzie o tym dyskutował na dworze.
– Gdzie go pochowałaś, mamo?
– Obok twojego pradziada. Będzie tam bezpieczny.
– Chcę go zobaczyć – prosiła.
– Za kilka dni, kiedy choć w części odzyskasz siły – odparła Jasmine. – Musisz się dobrze odżywiać i odpoczywać. Ja się tobą zajmę.
– Zdaje się, że nie mam wyjścia – rzuciła z goryczą.
Jadła, co jej podano, piła napary z ziół, wiele spala, ale nie płakała. Autumn miała wrażenie, że jej serce zamieniło się w kamień. Kilka dni po narodzinach martwego syna do sypialni przyszły jej córki, by dotrzymać matce towarzystwa. Madeline i Margot mówiły już po angielsku bez francuskiego akcentu, choć wciąż jeszcze rozmawiały po francusku, by nie zapomnieć języka.
Madeline niedługo miała skończyć osiem lat.
– Mamo, widziałyśmy naszego braciszka, nim go pochowano w grobie – powiedziała. – Był ładnym dzieckiem. Szkoda, że nie przeżył i nie możemy się z nim bawić. Czy tobie też jest przykro, że umarł?
Usiadła z jednej strony łóżka, a Margot już wspinała się na miejsce obok mamy z drugiej strony.
– Jest ci przykro? – powtarzała po starszej siostrze.
– Tak, bardzo.
– Biedny, mały Ludwik – westchnęła Madeline, potrząsając ze smutkiem głową.
– Biedny Ludwik – powtórzyła jej siostra.
– Będzie miał własny pomnik – obwieściła Madeline z bardzo poważną miną. – Babcia mówi, że będzie tam napisane: Ludwik Karol Stuart, urodzony i zmarły dwudziestego sierpnia tysiąc sześćset sześćdziesiątego pierwszego. Na grobie ma być rzeźba aniołka.
– Aniołka, aniołka, aniołka – powtarzała śpiewnie Margot.
– Och, bądź cicho, Maggot! Rozmawiam z mamą – rzuciła poirytowana Maddie.
– Nie nazywaj siostry Maggot – ofuknęła ją Autumn, choć sama o mało się nie roześmiała. Maddie była bardzo inteligentna. – Ma na imię Małgorzata Ludwika, ale wszyscy mówimy do niej Margot.