– A więc – zaczął jowialnym tonem – jesteście gotowe do drogi po nową przygodę. Mam nadzieję, siostrzyczko, że nie znajdziesz się w takich samych opałach, w jakich znalazły się wszystkie twoje krewne. – Zaśmiał się, nie zważając na groźne spojrzenie, jakie posłała mu matka. – Ależ, mamo – rzekł poklepując ją po ramieniu. – Przecież ty będziesz nad nią czuwać. Jestem tego pewien. Poza tym, ona w niczym nie przypomina Indii ani Fortune. Jest znacznie bardziej ułożona, prawda, dziewczyno?
– Jak dotąd nie miała możliwości pokazania pazurów. Poza tym, Henry, czasy się zmieniają.
– Milady, to okrycia pani i mojej panienki – powiedziała Lily, podchodząc do nich. – Rohana przeprasza, że zabrała je przez pomyłkę na statek. Obawiała się, że zostaną w gospodzie. – Dziewczyna okryła księżnę niebieską peleryną podbitą bobrowym futrem z takim samym kołnierzem. Potem to samo zrobiła z peleryną Autumn, również podbitą futrem, i zapięła wszystkie haftki. Odsunęła się i skłoniła grzecznie.
– Dziękuję, Lily – rzekła księżna i zwróciła się do córki. – Pożegnaj się z Henrym i idź na statek.
Patrzyła, jak jej najstarszy syn żegna najmłodszą córkę.
– Nie musisz robić wszystkiego, co każe ci mama – szepnął Henry – ale przynajmniej czasem wysłuchaj tego, co ma do powiedzenia. To mądra kobieta. Mimo to masz dość rozumu, by wiedzieć, co właściwe, a co nie. Uważaj na słowa, dbaj o reputację. Uważaj na mężczyzn, którzy nadto ci nadskakują. Będą chcieli albo twego dziewictwa, albo majątku. Nie można im ufać. Wyjdź za mąż z miłości, a nie z innego powodu. Gdyby mama lub inni mnie potrzebowali, napisz do mnie.
– Napiszę – odparła Autumn. – Zapamiętam sobie twoje rady, Henry. – Pocałowała go w policzek. – Kocham cię, bracie.
Objął ją mocno, uścisnął i ucałował czule.
– Niech ci Bóg błogosławi, siostrzyczko. Do zobaczenia.
– Jeśli tylko będziesz miał okazję, przypomnij Charliemu, żeby się nie dał zabić.
Uwolniła się z jego objęć i weszła za służącą na oczekujący na nich żaglowiec. Jasmine zwróciła się do najstarszego syna:
– Bądź ostrożny. Nie wdaj się w coś tak niemądrego jak twój brat. Bądź równie ostrożny jak Patrick i inni. Pamiętaj, że Cromwell i jego poplecznicy mimo swej władzy nie są wieczni.
– Wrócisz do domu, kiedy oni odejdą? – zapytał. Uśmiechnęła się do niego i narzuciła na głowę kaptur, bo wiatr zaczął dąć w ich stronę.
– Nie wiem – odparła szczerze. – Bóg jeden wie, że Belle Fleurs nie jest większe od mojego wdowiego domu tutaj, ale zawsze miałam słabość do tego miejsca. Poza tym pogoda w okolicach Loire bardziej mi odpowiada niż angielska. Nie powiem, że nigdy nie wrócę, ale dopilnuj, by pochowano mnie w Glenkirk, kiedy już nadejdzie ta chwila, a jeśli to nie będzie możliwe, to w Queen's Malvern, obok mojej babki.
– Chyba nie masz zamiaru umierać, madame? - rzekł z błyskiem w oku.
– Nie, ale kiedyś ten czas nadejdzie, musisz więc znać moje w tym względzie życzenia. Gdybyś postąpił niezgodnie z nimi, pamiętaj, że będę zmuszona powrócić tu i nawiedzać cię jako duch.
Wybuchnął śmiechem.
– Mamo, nie ma na całym świecie drugiej takiej osoby jak ty. – Ucałował ją serdecznie w oba policzki. – Jedźcie z Bogiem. Napisz do mnie, żebym wiedział, co się dzieje z Autumn.
Markiz Westleigh stał w porcie, póki żaglowiec nie odpłynął. Wrócił do powozu i kazał jak najszybciej wieźć się do domu. Matka i córka wyruszyły na jednym ze statków handlowych należącym do rodziny. Popłynął przez Morze Północne i kanał La Manche, mijał Brest i przez Zatokę Biskajską dotarł do ujścia Loary, a stamtąd, rzeką, do miasta Nantes, gdzie czekał na nich powóz. Kapitan straży przybocznej księżnej wyruszył do Francji wcześniej, by poczynić wszelkie niezbędne przygotowania.
W połowie listopada morze bywało niespokojne, choć na razie pogoda była ładna. Wiatr wiał bez przerwy, przyśpieszając znacznie podróż. Mijali Wyspy Normandzkie. Północno – zachodni wiatr pchał ich obok Przylądka św. Mateusza, a po południu, gdy wpływali już do ujścia rzeki, kapitan Ballard szedł do kajuty zajmowanej przez Jasmine i jej córkę. Autumn i Lily leżały na kojach, bo huśtanie statku sprawiło, że kręciło im się w głowach. Adali drzemał na krześle, a Rohana i jej siostra, Toramalli, siedziały w milczeniu u boku swojej pani, zajęte szyciem. Ciche pukanie do drzwi poderwało Toramalli na nogi.
– Dzień dobry, wasza wysokość – przywitał się kapitan Ballard, wchodząc. Zdziwił się, widząc Autumn leżącą na koi. – Czy jej lordowską mość źle się czuje?
– To tylko zwykła mal de mare, kapitanie – wyjaśniła Jasmine. – Moja córka jeszcze nigdy nie była na morzu. Walczyła z tym od wejścia na statek, ale dziś musiała się położyć. Nic jej nie będzie.
– Może wiadomość, że wchodzimy do ujścia Loary, poprawi jej humor – rzekł kapitan z uśmiechem. – Późnym popołudniem dotrzemy do miasta, wasza wysokość.
– Doskonale, kapitanie – odparła Jasmine. – Pragnę panu podziękować za podróż. Mocno zboczyliście z kursu. Bylibyście już dawno w drodze do Maryland, gdyby nie ta zmiana planów. Proszę też pamiętać o przekazaniu mojej córce, pani Deveres, listów, które panu dałam.
– Ależ oczywiście, wasza wysokość, przekażę. Będzie to dla niej wspaniały prezent gwiazdkowy, nawet jeśli purytanie nie pozwalają nam świętować narodzin Chrystusa.
Jasmine zaśmiała się, a potem ostrzegła kapitana.
– Proszę uważać z tak krytycznymi uwagami. Jeśli wpadną w ucho niewłaściwej osoby, purytanie mogą zażądać zmiany kapitana. Moja rodzina woli sama zarządzać własnymi interesami, bez ingerencji obcych. Kompania handlowa O'Malley przetrwała prawie sto lat dzięki naszej dyskrecji.
– Tak jest, wasza wysokość – przytaknął zawstydzony kapitan.
– Wiem, że masz serce na właściwym miejscu, kapitanie Ballard – uspokajała go Jasmine. – W przeciwieństwie do innych zawsze przyjmowałeś swój los z pokorą. Jednak wśród załogi mogą być ludzie o mniej otwartych umysłach niż my. Uważaj więc, kapitanie, nie tylko z powodu naszych interesów, ale też dla własnego bezpieczeństwa.
Kapitan skinął, skłonił się i wyszedł.
– Ci purytanie narobili niezłego zamieszania – zwróciła się do swojej pani Rohana. – Nie sądziłam, że w naszym wieku znów zostaniemy pozbawione korzeni.
– Nie wiadomo, jak będzie wyglądało Belle Fleurs, księżno – odezwała się Toramalli. – Nie byłyśmy tam od trzydziestu lat. Stary Mathieu już dawno zmarł. Kto się zajmował domem?
– Jego wnuk, Guillaume – odparła Jasmine. – On i jego żona, Pascaline, zarządzają Belle Fleurs. Pewnie Autumn to miejsce wyda się staromodne, ale zawsze było przytulne.
Służąca zachichotała, wspomniawszy czasy, gdy uciekły ze swoją panią z Anglii do Belle Fleurs. Potem książę pojechał za nimi do Francji, ożenił się z panią i wrócili do domu. Od tej pory nie widziały Belle Fleurs. Bliźniaczki spojrzały po sobie i skinęły głowami. Francuska posiadłość ich pani była wtedy bardzo piękna i na pewno teraz też będzie im tam dobrze.
Rano wciąż padał deszcz, ale statek przestał huśtać się na falach. Autumn wyjrzała przez bulaj i zorientowała się, że są już na Loarze. Pośród mgły dostrzegła ląd, Francję! Byli we Francji. Wiedziała, że już niedługo będzie uczestniczyła w dworskich uciechach, zapomni o Cromwellu i jego smutnych purytanach, którzy nienawidzą wszystkiego, co piękne i miłe. Czuła się teraz o wiele lepiej niż poprzedniego dnia. Nawet Lily wstała i podśpiewując pod nosem, pakowała do kufra odzienie swojej pani.