– Ale jakie są tu szanse na zamążpójście dla mojej córki?
– To damskie sprawy, chérie. Musimy o to zapytać moje siostry, Gaby i Antoinette. Na pewno będą wiedziały, bo same mają córki na wydaniu. Gaby i Antoinette, tak jak my, owdowiały i obie zamieszkały ze mną w Archambault. – Zaśmiał się. – Znacznie bardziej odpowiada im wielki dom, w którym mieszkały w dzieciństwie, niż ciasne wdowie domki, które im pozostały. A ty masz wdowi dom w Glenkirk?
– Nie, ale mam taki w Cadby. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego tutejsi architekci sądzą, że wdowy potrzebują tak mało miejsca, tylko dlatego, że nie mają już mężów – rzekła obojętnie.
– Mamo, Adali powiedział, że mamy gościa. Autumn weszła do salonu. Miała na sobie prostą sukienkę ze srebrno – błękitnego adamaszku, odciętą w pasie, z szerokim kołnierzem z białego lnu ozdobionym srebrną koronką. Włosy miała spięte, ale nie fikuśnie ufryzowane. Zaplotła je tylko w prosty warkocz.
– Tres charmante! - rzekł Philippe de Saville z uśmiechem.
– Monsieur le comte, to moja córka, lady Autumn Rose Leslie – odezwała się oficjalnym tonem Jasmine, a potem zwróciła się do dziewczyny: – Autumn, to mój kuzyn, Philippe de Saville, le comte de chér. Za jego pozwoleniem, możesz nazywać go oncle Philippe.
Autumn dygnęła, podała dłoń mężczyźnie i powiedziała:
– Oncle Philippe, bardzo mi miło.
Wuj skłonił się elegancko i ucałował jej dłoń.
– Mnie również milo cię poznać, ma petite. Jakaś ty piękna! Nie będziemy mieli kłopotu ze znalezieniem ci męża.
– Och, ale ja zamierzam udać się w tym celu do Paryża, na królewski dwór – odparła szczerze. – Jestem pewna, że na prowincji nie mieszka nikt ważny. Oncle, jestem przecież dziedziczką i mogę wyjść za mąż jedynie za arystokratę z dobrego rodu i ze sporym majątkiem. Dopiero wtedy będę pewna, że zaleca się do mnie z miłości, a nie dla mojego znacznego posagu.
Philippe de Saville roześmiał się serdecznie.
– Mon Dieu, ma cousine, ta dziewczyna jest jak każda kobieta w tej rodzinie, odważna i szczera. Ma petite, matka wyjaśni ci sytuację w kraju – zwrócił się do Autumn. – Niestety, chwilowo nie ma prawdziwego dworu w Paryżu, ponieważ Francja jest targana wojną domową. Podejrzewam, że w ciągu roku powinno się to zmienić. Tymczasem będziesz brała udział w życiu towarzyskim tutaj, na prowincji i daję słowo, że nie jest ono wcale skromne. – Jego uwaga skupiła się teraz na Jasmine. – Przyjedźcie do Archambault na okres świąt Bożego Narodzenia. Musicie koniecznie zdążyć przed dniem świętego Tomasza. Moje siostry pewnie do tego czasu zdążą was odwiedzić i zaczniecie planować swoje podboje.
Skłonił się obu damom i wyszedł.
– Nie ma królewskiego dworu? – Autumn wyglądała na strapioną.
– Może to i dobrze, że zostaniesz przedstawiona w towarzystwie na prowincji – pocieszała ją matka, czując w duchu ulgę. Autumn o tym nie wiedziała, ale przedstawienie na królewskim dworze było kłopotliwe, a we Francji stanowiło to jeszcze większy problem niż w Anglii. Nie wiem, czy jeszcze mam cierpliwość do takich rzeczy, pomyślała.
– Polubiłam wujka Philippe'a – rzekła Autumn z uśmiechem.
– Jego siostry też polubisz – obiecała Jasmine. – One bardzo nam pomogą w poznaniu ludzi z towarzystwa. Jesteście spokrewnieni przez pradziada de Marisco, którego matka była drugą żoną comte de chér, prababką wuja Philippe'a.
– Nie wiedziałam, że mam we Francji rodzinę z twojej strony. Papa czasem wspominał o moich wujach we Francji. Gdzie mieszkają?
– Bliżej Paryża. Poznasz ich, kiedy w końcu młody król skończy trzynaście lat i w kraju zrobi się bezpiecznie.
– Jeśli mam jechać do Archambault, powinnam mieć nowe suknie – napomknęła nieśmiało Autumn. – Nie chciałabyś przecież, żebym wyglądała jak uboga kuzynka ze Szkocji w niemodnych strojach.
Jasmine zaśmiała się.
– Poczekamy do przybycia kuzynek Gaby i Antoinette. Jeśli utrzyma się ładna pogoda, pojawią się za dzień lub dwa. One będą wiedziały dokąd się udać.
– Mogę pojeździć konno dziś po południu? – zapytała Autumn.
– Oczywiście, ma bébé, ale pamiętaj, nie oddalaj się zanadto. Nie znasz jeszcze dobrze okolicy – ostrzegała ją Jasmine.
Autumn uwielbiała konia, na którym jechała. Był to wysoki i smukły siwy wałach, którego nazwała po prostu Noir. Zmieniła suknię na ciemnozielone, wełniane spodnie podszyte jedwabiem, który miał chronić jej delikatną skórę przed otarciami, i białą, jedwabną koszulę z długimi rękawami, zapinaną pod szyję oraz kabat z ciemnej skóry z rzeźbionymi guzami z kości słoniowej. Wysokie buty z ciemnej skóry sięgały aż do kolan. Popołudnie, choć chłodne, nie było bardzo zimne, nie miała więc czapki ani peleryny.
Jechała ścieżką, która ciągnęła się wzdłuż niskiego kamiennego muru za ogrodem i zmierzała w stronę lasu. Drzewa o tej porze roku pozbawione były liści. Opadłe, uschłe ich resztki leżały na ziemi. Kiedy Noir po nich stąpał, wydawały przyjemny dźwięk przypominający chrupanie. Zamek szybko zniknął z pola widzenia. Wokół niej były tylko gałęzie drzew i gawrony pokrzykiwały między sobą, gdy mijała je konno. Ścieżką wśród drzew dojechała do strumyka płynącego wartko po kamienistym podłożu. Zatrzymała się i zastanawiała, czy przekraczając go, nie zrobi krzywdy sobie i rumakowi.
– Tu nie jest bezpiecznie – przerwał jej rozważania jakiś głos.
Przestraszona spojrzała przed siebie i dostrzegła mężczyznę, odzianego równie niezobowiązująco jak ona. Siedział pod drzewem, a jego koń szczypał trawę nieopodal.
– Skąd pan wie? – zapytała. – Przeprawiał się pan tędy?
– Mademoiselle, dno jest nierówne. Szkoda, by tak piękne zwierzę złamało nogę, bo wtedy już do niczego by się nie nadawało – rzekł dżentelmen.
– Ciekawa jestem, co jest za tym strumieniem – rzekła Autumn, zastanawiając się, kim jest mężczyzna. Pomyślała, że to pewnie kłusownik, który nie chce, by dowiedziała się, co upolował i zamierza ją po prostu przestraszyć.
– Ta woda stanowi granicę między włościami należącymi do Belle Fleurs a majątkiem markiza d'Auriville. Jeśli przeprawi się pani przez strumyk, znajdzie się pani na obcym terenie.
– Kim pan jest? – zapytała odważnie Autumn.
– A pani? – odpowiedział pytaniem.
– Jestem lady Autumn Rose Leslie. Moja matka jest właścicielką Belle Fleurs. Teraz tu mieszkamy, bo Anglia nie należy obecnie do najprzyjemniejszych miejsc.
– Francja też nie, mademoiselle. Obawiam się, że zamieniła pani jeden kraj toczony wojną domową, na drugi w takiej samej sytuacji – rzekł i wstał ze swojego miejsca, po czym przeciągnął się leniwie. Był bardzo przystojny. Miał pociągłą twarz.
– Jest pan kłusownikiem? – zapytała, nie wątpiąc, że jeśli nim jest, nie zawaha się skłamać.
– Nie, mademoiselle, nie jestem kłusownikiem – odparł z rozbawieniem.
Ten śmiech brzmi szczerze, pomyślała.
– Kim więc pan jest? – zapytała znów, myśląc o tym, że mężczyzna jest naprawdę wysoki, prawie tak wysoki jak jej brat, Patrick.