– Jestem złodziejem, mademoiselle - odparł. Zupełnie nieprzestraszona jego słowami, mówiła dalej:
– Cóż więc pan kradnie, monsieur? Najwyraźniej z niej kpił. Nie wyglądał na rabusia.
– Serca, chérie - odparł znienacka, a potem odwrócił się, podszedł do konia, wskoczył na siodło i odjeżdżając, posłał jej pocałunek.
Autumn stała zaskoczona i patrzyła na znikającego między drzewami po drugiej stronie strumienia mężczyznę. Nagle zdała sobie sprawę z tego, że serce jej wali jak młot, a policzki ma zaróżowione. Wszystko to bardzo ją stropiło. Wziąwszy pod rozwagę jego radę, postanowiła zawrócić konia w stronę zamku. Jeśli ziemia po drugiej jego stronie naprawdę należy do kogoś innego, nie miała prawa po niej jeździć, dopóki nie uzyska zgody właściciela.
Po powrocie do domu odszukała Guillaume'a i zapytała:
– Do kogo należą ziemie położone po drugiej stronie strumienia?
– Do markiza d'Auriville, milady – odparł. – Dlaczego pani o to pyta?
– Byłam ciekawa – odparła, wzruszając ramionami. – Chciałam przeprawić się przez strumień, ale przyszło mi do głowy, że wjadę na teren należący do kogoś obcego.
– Dobrze, że pani nie próbowała się przeprawić, milady – powiedział Guillaume. – Dno strumienia jest kamieniste i nierówne. Koń mógł zranić nogę. Dobrze, że jest pani tak ostrożna. To piękny rumak.
Następnego dnia dwie siostry comte de chér, madame de Belfort i madame St. Omer, przybyły do Belle Fleurs tuż po dziewiątej rano. Piszcząc z radości, wbiegły do salonu i nie przestawały mówić.
– Jasmine! Mon Dieu, cousine, wcale się nie zmieniłaś! Mimo iż urodziłaś swojemu mężowi tyle dzieci, wciąż masz figurę młódki! A twoje włosy! Wciąż są ciemne, z wyjątkiem tych dwóch srebrnych szewronów po obu stronach głowy! – Gabrielle de Belfort ucałowała kuzynkę w oba policzki i natychmiast umieściła pulchne ciało w fotelu przy kominku. Z wdzięcznością przyjęła kielich wina od Adali. – Adali, ależ się postarzałeś. Jak to możliwe? – uśmiechnęła się do niego.
– To czas, madame. Obawiam się, że mnie nie oszczędził – rzekł i odwzajemnił uśmiech. – Pani jednak jest wciąż w kwiecie wieku.
– Nieco przywiędłym kwiecie – rzuciła oschłym tonem Antoinette St. Omer. – Bonjour, Jasmine. Jak najszybciej musisz przestać nosić się na czarno. Twoja skóra wydaje się żółta. Jestem pewna, że Jemmie by się ze mną zgodził. A gdzie jest twoja córka? Przyjechałyśmy ją obejrzeć, żeby poczynić plany związane z wydaniem jej za mąż. Philippe twierdzi, że jest urocza.
– Adali, idź po panienkę Autumn. Powiedz, że przybyły tantes. – Jasmine zwróciła się do swoich kuzynek: – Kazałam jej tak was nazywać, a do waszego brata zwraca się: oncle. Szukamy dla niej męża, ale najpierw przydałoby jej się trochę obycia w towarzystwie. Niestety, nie mogła go zdobyć w dzikiej Szkocji. Nim dorosła do bywania w świecie, Anglia pogrążyła się w wojnie domowej.
– Niedługo w Archambault będzie dość okazji po temu, a Philippe, mimo iż owdowiał, uwielbia spotkania towarzyskie. To on zawsze planował wszystkie przyjęcia, nawet kiedy Marie Louise jeszcze żyła. Jej najlepiej szło prowadzenie domu i rodzenie synów – rzekła Antoinette.
Jej siostra była niska i tęga, a ona wysoka i szczupła, miała oczy ciemnobrązowe jak jej ojciec i popielate włosy ułożone wedle najnowszej mody.
– Och, tak – wtrąciła się Gaby. – Philippe wydaje wspaniałe przyjęcia! Wszyscy w okolicy, a nawet z dalszych stron chcą na nich bywać. Na szczęście żadna z winnic nie jest w posiadaniu wielkich możnowładców, więc nie odczuwamy tu skutków wojny i nasi młodzieńcy pozostali w domach. – Wzdrygnęła się nieznacznie. – Wojna to nieprzyjemna sprawa. Nie rozumiem, dlaczego mężczyźni ją tak lubią. Zupełnie tego nie rozumiem!
– Moja siostra nie rozumie, ile dla niektórych znaczy władza – rzekła z uśmiechem madame St. Omer.
– Och, jest i twoje dziecko, Jasmine. Chodź tu, dziewczyno, niech ci się przyjrzę. Jestem tante Antoinette St. Omer, a to tante Gabrielle de Belfort.
Autumn pośpiesznie weszła do salonu i dołączyła do dam. Dygnęła wytwornie i odezwała się:
– Bonjour tantes. Miło mi panie poznać.
Madame St. Omer, która od chwili wejścia do salonu nie usiadła, podeszła teraz do Autumn, ujęła jej brodę palcami i odwróciła głowę w prawo i w lewo.
– Skóra ładna, właściwie nawet piękna – obwieściła. Chwyciła dłonią gruby warkocz. – Włosy ładnego koloru, miękkie, ale niezbyt delikatne. – Puściła warkocz i przez chwilę uważnie przyglądała się twarzy dziewczyny. – Kształtne kości, wysokie czoło, prosty nos, proporcjonalna broda, a usta chyba trochę zbyt pełne. – Nagle westchnęła. – Mon Dieu, dziecko! Masz oczy w różnych kolorach! Jedno jest równie piękne jak twojej matki, turkusowe, a drugie zielone jak liść. Skąd, na Boga, wzięły się u ciebie takie oczy?
Zachwycona usiadła i w końcu przyjęła kieliszek z winem, który kamerdyner wciąż trzymał w pogotowiu. Upiła spory łyk.
– Zielone oko mam po babce, lady Hepburn – rzekła Autumn ze śmiechem. – Zawsze sądziłam, że ponieważ moje oczy są tak niezwykłe, będą fascynować mężczyzn. Poznałaś kiedyś, tante, dziewczynę z oczyma takimi jak moje?
– Nie – odparła madame St. Omer. – Zdaje się, że masz rację, ma petite. To, co dla innych może być defektem, dla kawalera może okazać się czarujące. Jesteś bystra, Autumn Leslie, to francuska cecha. – Zwróciła się do siostry: – Gaby, czyż ona nie jest urocza? Ależ przyjemnie będzie dobierać jej garderobę… – Przerwała na chwilę i odwróciła się do Autumn. – Masz jakąś biżuterię, ma petite?
– Ja mam biżuterię – odezwała się Jasmine, nim córka zdążyła otworzyć usta.
Obie kuzynki skinęły głowami.
– Och, cóż to będzie za zima – powiedziała z zadowoleniem madame St. Omer. – Znam kilku odpowiednich dżentelmenów, którzy mogliby okazać się znakomitymi kandydatami na męża dla twojej córki, ma cousine. Z jednym z nich spokrewniony był świętej pamięci mąż Gaby. To Pierre St. Mihiel, książę de Belfort. Jest jeszcze Jean Sebastian d'O1eron, markiz d'Auriville i Guy Claude d'Auray, hrabia de Montroi. Ta trójka to creme de la crème towarzystwa w naszej okolicy. Wszyscy mają własne posiadłości i niezłe fortuny, więc nie trzeba się martwić, że mogliby okazać się łowcami posagów. Nawet na dworze nie znalazłabyś lepszych partii.
– Są przystojni? – zaciekawiła się Autumn.
– Oui - odparła ciotka. – Tak mi się zdaje, ma petite, jednak to nie na urodę powinnaś zwracać uwagę szukając męża, ale na charakter i majątek. Jasmine, ma chérie, rezyduje u ciebie jakiś duchowny?
– Nie, Toinette, nie ma u nas księdza – padła odpowiedź. We Francji Jasmine postanowiła powrócić do wiary, którą wpojono jej w dzieciństwie, choć to, jakiego jest wyznania, nie stanowiło dla niej wielkiej różnicy. Została ochrzczona w Kościele rzymskokatolickim, a religii nauczał ją kuzyn, jezuita, ojciec Cullen Butler. Zmarł rok temu w jej posiadłości w Ulsterze, miał ponad osiemdziesiąt lat.
– Syn twojego Guillaume'a został niedawno wyświęcony – poinformowała ją madame St. Omer. – Mogłabyś mu zapewnić doskonałą posadę. Dopilnuj tego Jasmine. Twoja córka, jak sądzę, została wychowana na protestantkę, n'est – cepas!