– Potrafię, monsieur - odparł młody człowiek. – Ta praca jest dla mnie prawdziwym błogosławieństwem, bo na pewno pan wie, że darzę uczuciem Lily. Mam nadzieję pewnego dnia ją poślubić, jeśli pani markiza udzieli nam błogosławieństwa.
– Lojalność zasługuje na nagrodę – odparł znacząco Adali. – Jestem pewien, że kiedy się tam zadomowicie i udowodnisz swoje oddanie markizie, z radością się zgodzi. Ta zgoda będzie ci potrzebna, bo bez niej Lily za ciebie nie wyjdzie. Jest daleką kuzynką waszej pani ze strony swoich wujów, Szkotów służących mojej pani. Wychowali ją Fergus i jego żona Toramalli.
– Nigdy nie zdradzę mojej pani, skoro już poprzysiągłem sobie, że będę jej wierny – odparł szczerze Marc.
– Więc zgoda – rzekł Adali, usatysfakcjonowany odpowiedzią. Potem wziął na rozmowę Lily i ku wielkiej radości dziewczyny, wyjaśnił jej wszystko. Doradził jej zadbać o to, by żadna inna panna nie wpadła w oko Marcowi.
– Jestem pewien, moje dziecko, że będziesz wiedziała, jak go przy sobie zatrzymać – rzekł. – Pamiętaj, że pojawi się tam jeszcze jedna pokojowa, która będzie służyć twojej pani w Chermont. Ma na imię Orange, jest młoda, ładna i zuchwała. Nie wiem jeszcze czy jest ambitna, ale ostrzegam cię, że jeśli jest, będzie chciała wszystkiego, co należy teraz do ciebie, łącznie z twoim chłopcem. Jej ciotka jest gospodynią.
– Umiem bronić siebie i tego, co moje – odparła stanowczo Lily. – Jestem dla nich obca, więc będą mnie obserwowali i szukali we mnie wad. Jednak ja postaram się być miła i o wszystko będę pytać. Okażę wszystkim szacunek, ale nie dam się zastraszyć. Polubią mnie, ale wkrótce zrozumieją, że nie uda im się mnie zastąpić. Marc jest dobrym człowiekiem, nie muszę się o niego martwić, bo naprawdę mnie kocha.
Teraz starszy pan patrzył, jak Autumn przygotowuje się do opuszczenia domu matki. Modlił się w myślach, by jego osąd okazał się właściwy i żeby Lily i Marc wiernie służyli swojej pani. Przyniósł błękitną pelerynę z aksamitu na podbiciu z gronostajów i narzucił na ramiona Autumn. Stał przed nią i ostrożnie zapinał srebrne haftki, a potem nałożył kaptur na jej głowę. Żadne z nich nie musiało nic mówić. Autumn uścisnęła go w milczeniu, a on odpowiedział uśmiechem i skinieniem głowy.
– Przyjedźcie nas odwiedzić – powiedział markiz do nowych członków rodziny.
Autumn uścisnęła matkę i brata. Potem mąż pomógł jej wsiąść do powozu.
– Wolałabym jechać konno – mruknęła, rozsiadając się wygodnie. – Nie lubię powozów, są jak klatki.
Usiadł obok niej i zamknął drzwi, a powóz ruszył. Gdy zaczęli podskakiwać na wybojach, mężczyzna odezwał się:
– Gdybyśmy jechali konno, chérie, nie bylibyśmy teraz sami i nie mógłbym się z tobą kochać.
– Chcesz się kochać w powozie? – odpowiedziała z wyraźnym zaskoczeniem. – Nie można się kochać w powozie!
– Jeśli można to robić leżąc przed kominkiem, to dlaczego nie w powozie? – rzekł i wsunął dłoń pod pelerynę, by dotknąć jej piersi. – Później, kiedy będziesz bardziej doświadczona, ma petite, udowodnię ci, że kobieta i mężczyzna mogą to robić właściwie wszędzie. Teraz jednak poprzestaniemy na pocałunkach i przytulaniu.
– Ale kiedy znajdziemy się w domu, idziemy od razu do łóżka?
– W twojej sypialni będzie czekała kolacja, madame la marquise. Będzie wino i ogień w kominku, a ja będę cię pieścił całą noc. – Delikatnie ucałował jej usta. – Będziemy się kochali, a ja powoli nauczę cię wszystkiego, co powinnaś wiedzieć o namiętności. Będziemy jedli, gdy nam przyjdzie ochota. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo cię pragnę? Jak bardzo cię potrzebuję?
Wtuliła się w niego, a dłonią sięgnęła do wybrzuszenia w jego spodniach.
– Oui, Sebastianie. Wiem – mruknęła tuż przy jego ustach i łagodnie dotykała jego męskości.
– Jesteś najbardziej bezwstydną dziewicą, jaką znam – powiedział z westchnieniem.
– Czy to cię razi?
– Nie, ma chérie – odparł szczerze.
– Więc, mon coeur, będziemy się zajmować sobą nawzajem całą drogę do domu – rzekła, przytulając się mocniej.
– Zaraz cię rozbiorę – jęknął przez zaciśnięte zęby.
– Masz doświadczenie w rozbieraniu kobiet? – zapytała z błyskiem w oku. – Nie możesz rozedrzeć na mnie odzienia, to suknia ślubna, Sebastianie.
– Rozedrę tylko to, co pod spodem – obiecał. – Nie masz chyba na sobie calecons?
– Nie – mruknęła, całując jego ucho. – Sprawiają zbyt wiele kłopotu, nieprawdaż?
Uniósł jej spódnicę i wsunął dłoń pod halki, by się przekonać, że mówiła prawdę. Palcami pogładził uda nad podwiązkami podtrzymującymi pończochy. Skórę miała równie gładką jak jedwabne pończoszki.
– Madame, obawiam się, że jesteś bardzo kuszącym kąskiem.
– Pan również – gruchała. – Może powinniśmy przerwać tę ucztę zmysłów i popatrzeć na rzekę?
– Jak sobie pani życzy, madame la marquise - zgodził się, wysuwając dłoń spod halek i zsuwając spódnicę na miejsce.
– Madame la marquise wcale sobie tego nie życzy, ale jest już tak żądna spełnienia swoich namiętności, że jeśli się nie powstrzymasz, wybuchnę nim dojedziemy do domu – odparła szczerze.
– Pewnego dnia w tym właśnie powozie usiądziesz na mnie i będziemy razem kołysali się w jego rytmie.
Wokół zrobiło się cicho, a słońce zaczęło zachodzić, gdy zbliżali się do Chermont.
ROZDZIAŁ 11
Wszystko było tak, jak obiecał. Lafite przywitał ich na progu.
– Witamy w domu, madame la marquise. - Zaraz zajmiemy się Lily i Markiem – rzekł i skłonił się.
– Merci - powiedziała łagodnie Autumn.
Dłoń trzymała na przedramieniu męża, gdy łagodnie, ale stanowczo prowadził ją na górę do jej sypialni.
Gdy weszli do środka, markiz odezwał się do dziewczyny, która podeszła, by pomóc markizie zdjąć pelerynę:
– Możesz już odejść, Orange. Idź i przywitaj się z Lily. Ona poinformuje cię o twoich porannych obowiązkach.
Dziewczyna patrzyła na niego wielkimi, wystraszonymi, ciemnymi oczyma. Skłoniła się i wyszła z salonu, ściskając zdjętą z pani pelerynę.
– Cofnij się, niech ci się przyjrzę – odezwał się markiz do swojej żony. – Och, chérie, jesteś taka piękna. Chyba ci jeszcze dziś tego nie mówiłem. Suknia uszyta przez pana Reynauda jest doskonała.
Autumn poczuła, że jej gorąco.
– Pamiętaj, obiecałeś jej nie podrzeć.
– Nie podrę. Jesteś głodna? Kolację podano na stoliku, jak obiecałem.
– Nie mam apetytu… na jedzenie – odparła odważnie.
– Odwróć się – rozkazał, a kiedy to uczyniła, zaczął rozpinać jej suknię. – Rękawy są przyszyte, czy można je zdjąć osobno? – zapytał.
– Przyszyte – odparła i gdy poczuła, że góra sukni jest już luźna, zsunęła ją i odłożyła na krzesło.