Выбрать главу

– A ja już się ucieszyłem, że nareszcie mam mamę tylko dla siebie – zażartował Charlie.

– Niestety, będziesz musiał się nią ze mną podzielić, braciszku – odparła. – Przynajmniej jeszcze przez dwa dni. Zostaniesz na święta? Musicie z mamą przyjechać do Chermont!

Gdy po kilku dniach Autumn wróciła do domu późnym popołudniem, zastała swego męża, pana d'Alberta i innego dystyngowanego dżentelmena, którego Sebastian przedstawił jej jako pana Roberta Clary, dawno niewidzianego kuzyna, który wiele lat spędził w podróży na wschodzie. Przyznał, iż sądził, że jego kuzyn nie żyje.

– Witamy w Chermont, monsieur Clary – odezwała się Autumn.

– Merci, mademoiselle la marquise - ozwał się uprzejmie z lekko słyszalnym akcentem.

– Kim on naprawdę jest? – zapytała męża, kiedy leżeli razem w łóżku tej nocy.

Pieścił jej pełną pierś i całował usta.

– O kim mówisz, ma chérie? Autumn odsunęła się od niego.

– Nie jestem głupia, Sebastianie – powiedziała. – Pan Clary jest twoim kuzynem w takim samym stopniu co ja. Poza tym rozmawiał przy stole na tematy bieżące w polityce. Gdyby naprawdę nie było go długo w kraju, nic by o tym nie wiedział. Kim on jest naprawdę?

– Autumn, w tej sprawie będziesz musiała mi po prostu zaufać, ma petite - powiedział i usiłował ją znów pieścić.

Odsunęła go ze złością.

– Naprawdę sądzisz, że jestem niemądra i nie możesz ze mną o tym rozmawiać? Jestem twoją żoną, a nie tylko ładną zabawką. Moi rodzice ufali sobie we wszystkim, co dotyczyło ich wspólnego życia. Jeśli nie możesz mi zaufać w ten sam sposób, to znaczy, że pomyliłam się wychodząc za ciebie, mój panie.

– To zbyt niebezpieczne – rzekł.

– Tym bardziej powinnam o tym wiedzieć. Jak mogę ci pomóc, jeśli nie wiem, co się dzieje?

Widziała, że walczy sam ze sobą i nie może zdecydować, co zrobić. W końcu zaczął:

– Jeśli ci powiem, nie możesz o tym nikomu wspomnieć, nawet swojej matce. Chodzi o życie tego człowieka, a nie jest to byle kto. Potrafisz dotrzymać tajemnicy, ma chérie?

– Potrafię – szepnęła.

– Naszym gościem jest sam Mazarin.

– Jak to się stało, że jesteś z nim powiązany? – zapytała spokojnie i choć myślała jasno, nie mogła określić, co czuje.

– Jestem w jego służbie od lat. Tutaj, na odległej prowincji, na niewiele się dotąd przydałem. Jego kurierem jest d'Albert, ale nikt nie wie, że ten człowiek ma cokolwiek wspólnego z kardynałem.

– Co on robi we Francji? Sądziłam, że jest w Cologne.

Autumn usiadła i przykryła się kołdrą.

– Król poprosił go o powrót, ale kardynał ma wciąż wielu przeciwników, którzy starają się, by nigdy nie dotarł do Ludwika. Jest jeszcze kwestia królowej. Gaston d'Orleans i Gondi porwali ją, wywieźli z Paryża i uwięzili w Chenonceaux. Królowi powiedziano, że jego matka postanowiła usunąć się z życia publicznego. Mają zamiar zajmować go sprawami mało ważnymi i sami w jego imieniu rządzić krajem, ale Ludwik jest na to za sprytny. D'Albert będzie musiał niedługo wyjechać do Paryża, żeby przekazać informację o tym, co się stało z królową Anną. Musimy znaleźć sposób na to, by ją uratować i zawieźć z powrotem do Paryża. Mazarin znalazł się tu, ponieważ jego wrogowie nie podejrzewają go nawet o to, że będzie próbował wrócić. Jego kuzyn wygląda, jakby był bratem bliźniakiem kardynała. Pozostał w Cologne, więc d'Orleans, Conde i Gondi sądzą, że kardynał jest w swojej posiadłości. Nie wiedzą o istnieniu kuzyna tak podobnego do Mazarina.

– Prowadzisz bardzo niebezpieczną grę – zauważyła. – Jak macie zamiar wydobyć królową z Chenonceaux? Na pewno jest dobrze strzeżona. A skoro już będziecie ją mieli, jak dotrzecie z nią do Paryża, nim dogonią was wrogowie?

– Jeszcze nie wiemy. Teraz jest bezpieczna, ponieważ porywacze nie chcą jej na razie skrzywdzić. Chcą ją tylko usunąć z królewskiego dworu i uniemożliwić wpływ na Ludwika. Nasz plan ucieczki musi być doskonały, nie możemy jej narazić. Gdy wrogowie zostaną ostrzeżeni, na pewno przeniosą ją w miejsce lepiej strzeżone.

– Wiem jak ją uwolnić i zawieźć do Paryża – powiedziała nagle. – To naprawdę proste.

Sebastian roześmiał się.

– Ma petite, to z pewnością nie jest proste. I przede wszystkim zbyt niebezpieczne nawet dla mężczyzny. Nasi wrogowie z przyjemnością zabiją każdego, kto spróbuje uwolnić ich więźnia.

– Czy pobyt królowej w Chenonceaux miał być utrzymany w tajemnicy? – zapytała.

Potaknął.

– Więc ci, którzy ją porwali, na pewno nie spodziewają się, że do zamku przybędzie tłum odwiedzających? – zapytała Autumn. – Gdyby zatem połowa szlachty z okolicznych winnic pojawiła się w Chenonceaux w dzień świętego Marcina, zaopatrzona w dziczyznę, gęsi i jabłka dla królowej, pewnie nie odmówiono by im wstępu? Zgodnie z obyczajem, królowa musiałaby wyjść do gości, podziękować za dary i zaproponować im poczęstunek. W zamieszaniu podczas pożegnań można by zabrać królową z nami. To proste.

Sebastian d'O1eron, markiz d'Auriville, wytrzeszczył oczy, zaskoczony słowami żony. To naprawdę było proste. Bardzo proste, ale również niezwykle pomysłowe.

– Może by się udało – powiedział sam do siebie. – To naprawdę mogłoby się udać! Nagle ogarnęło go zupełnie nowe uczucie wobec pięknej żony. Zupełnie inny rodzaj szacunku, niż czuł dotąd. Dotąd nie zastanawiał się nad tym, jak bardzo jest inteligentna, choć wiedział, że sprytu jej nie brakuje. To był jednak pomysł godny doświadczonego polityka. – Chyba powinienem się ciebie bać, ma chérie.

– Tylko wtedy, jeśli nie będziesz w stanie zaspokoić mojej wielkiej żądzy – powiedziała i bezceremonialnie usiadła na nim, pieszcząc jego męskość, póki nie urosła do swoich pełnych rozmiarów. Wsunęła się na członek i pochyliła nad mężem, a on pieścił jej małe piersi. – Och, monsigneur - mruknęła, czując jak wypełnia ją do końca. – Och! – Pochylała się i podnosiła, a jej ciało zachowywało się, jak gwałtowna fala przypływu pochłaniająca brzeg. Na wpół przymknięte oczy zdradzały w pełni odczuwaną rozkosz, której szczyt osiągnęli jednocześnie. Autumn opadła na szeroką pierś męża i westchnęła z zadowoleniem. – Jakież to było przyjemne – szepnęła mu do ucha i prowokująco musnęła je językiem. – Możemy to zrobić raz jeszcze?

Roześmiał się.

– Muszę najpierw napić się trochę wina, ty wiedźmo – powiedział i pogładził ją po rozczochranych ciemnych włosach.

– Zaraz przyniosę – rzekła i wyszła z łóżka, by nalać dwa kielichy jasnego wina, które tak lubiła. Podała mu jeden z kielichów i patrzyła, jak wypija jego zawartość. Potem wylała odrobinę ze swojego na jego tors, usiadła na nim okrakiem i zaczęła zlizywać płyn.

Obserwował ją leniwie, czując jedwabisty dotyk języka na swoim ciele. Szybkimi ruchami zlizywała wino, najwięcej uwagi poświęcając brodawkom sutkowym. Przesuwała kolistymi ruchami językiem po jego brzuchu. Zamknął oczy i poddał się pieszczocie.

Czuł, jak drży, napręża ciało, a jej figlarny język znów budzi w nim namiętność. Przewróci! ją na plecy i wsunął się w gorące, wilgotne, rozkoszne wnętrze. Zanurzył się najgłębiej jak mógł.

– Tak – syknęła, gdy ją wypełnił. – Och, tak!