– Jesteś marzeniem każdego mężczyzny – szepnął przez zaciśnięte zęby. – Każdy chciałby mieć żonę, która nie tylko docenia jego zainteresowanie, ale chce jeszcze więcej.
Zaczął poruszać się w jej wnętrzu. Autumn westchnęła, oplotła go ramionami. Zamknęła oczy i pozwoliła się unieść namiętności. Kochała go i uwielbiała jego ciało. Ich usta spotkały się w gorącym pocałunku. Potem przywarł ustami do jej szyi, pieścił ją językiem, a ona mruczała rozkosznie. Razem wykrzyknęli głośno, gdy rozkosz sięgnęła szczytu.
– Piękna, mądra i nieustraszenie lubieżna – mruknął, gdy położył się obok niej i przytulił do siebie.
– Jestem taka, jakiej pragniesz – odparła. Zasnęli prawie jednocześnie, zmęczeni i zadowoleni.
Następnego dnia markiz zaczął rozmowę z kardynałem.
– Moja żona podejrzewała, że nie jest pan tym, za kogo się podaje. To sprytna, młoda kobieta. Musiałem powiedzieć jej prawdę. Na szczęście potrafi zachować dyskrecję, wasza miłość.
– Rozumiem – odparł Jules Mazarin.
– Wpadła na niezwykły pomysł dotyczący uwolnienia królowej – mówił dalej i opowiedział kardynałowi o planie swojej żony. – Zdaje mi się, że to może być skuteczne – zakończył.
Kardynał zamyślił się i przez chwilę nic nie mówił.
– Niech madame la marquise tu przyjdzie – odezwał się. – Chcę z nią porozmawiać.
Autumn przyszła po chwili i skłoniła się nisko. Spojrzała na eleganckiego mężczyznę w ciemnych szatach.
– Proszę usiąść, madame – rzekł, a ona usiadła naprzeciwko niego przy kominku. – Kogo mogłaby pani poprosić o udział w naszym planie?
– Moich krewnych, de Saville z Archambault, i innych sąsiadów, którym ufamy, wasza miłość. Wszyscy jesteśmy oddani królowi Ludwikowi. Książęta i Gondi nie mają w tym rejonie wielkiego poparcia.
– Nikt nie może wiedzieć, że jestem w Chermont, że w ogóle jestem we Francji – rzekł kardynał. – Proszę mi powiedzieć, madame la marquise, jak pani im wytłumaczy, że wie o wizycie królowej w Chenonceaux? Ważne, żeby nikt nie wiedział o tym, że chcemy ją stamtąd zabrać.
– Służba – odparła Autumn. – Służba zawsze wszystko wie. Jeśli chce się utrzymać coś w tajemnicy, trzeba być bardzo ostrożnym, bo jeśli nie, w całej okolicy rozniesie się zaraz plotka i po sekrecie – zachichotała i wzruszyła ramionami.
Kardynał uśmiechnął się i skinął głową.
– Doskonale, madame. Sprawia pani wrażenie uroczej, ale niezbyt zorientowanej w polityce kobiety z prowincji. Mam nadzieję, że kiedy zakończy się nasze zadanie, a król będzie już bezpieczny i w pełni przejmie władzę, przybędzie pani z mężem na królewski dwór. Przydałaby mi się w polityce taka osoba jak pani.
– Merci, monseigneur le cardinal - odparła. – Wolę jednak zostać na wsi i rodzić dzieci.
– To równie zajmujące – odparł. – Za kilkanaście lat Francja będzie potrzebowała wykształconej młodej szlachty. – Uśmiechnął się. – Pani plan jest sprytny i chyba go użyjemy. Jak chciałaby pani przebrać królową?
– Trudno byłoby ją szybko przebrać – odparła. – Peleryna z kapturem będzie musiała wystarczyć. Królowa wymknie się w grupie kobiet o tym samym wzroście i w podobnych pelerynach. Wyjedziemy równie tłumnie, jak wjedziemy do zamku. Miejmy nadzieję, że nim się zorientują, że królowej nie ma w jej komnacie, będzie za późno, by nas dogonili. Na pewno wyślą za nami pościg. Przez jakiś czas ukryjemy królową tutaj, w Chermont, a potem wyślemy pół tuzina powozów na drogi wiodące do Paryża. Nawet jeśli na miejscu zorientują się, że królowa wróciła, nie będą mogli przecież powstrzymać jej przed powrotem na dwór syna. Nie odważą się publicznie podnieść na nią ręki, bo wywołaliby zamieszki w kraju. My musimy tylko zadbać o to, by jej przyjazdowi towarzyszyło wielu świadków, bo wtedy nikt nie będzie śmiał jej znów porwać.
– Powiedziano mi, madame la marquise, że wychowała się pani na wschodzie Szkocji, w górach, i że sama nigdy nie była pani na królewskim dworze – odezwał się kardynał.
– To prawda, wasza miłość.
– Jest pani bardzo sprytna jak na zwykłą prowincjuszkę – stwierdził, przyglądając jej się uważnie.
Roześmiała się.
– Gdyby wasza miłość znał moje pochodzenie, zrozumiałby pan, skąd się to bierze. Moimi przodkiniami były bardzo sprytne i rezolutne kobiety. Jedna z nich była matką tureckiego sułtana, druga zasłużyła sobie na szacunek i zazdrość drogiej królowej Bess. Moja matka jest córką Akbara, Wielkiego Mogoła Indii. Kobiety w mojej rodzinie są bardzo przedsiębiorcze i niezależne. – Znów się zaśmiała. – Nikt nigdy nie nazwałby nas zwykłymi prowincjuszkami. Nie trzeba się urodzić na królewskim dworze, by mieć olej w głowie i umieć sobie radzić w trudnych sytuacjach. Zdaje mi się, że nawet lepiej się tam nie urodzić, bo można nie oprzeć się pustym komplementom i zboczyć z drogi moralności i lojalności. Kardynał skinął z aprobatą.
– Ma pani rację, madame la marquise. Królewski dwór pełen jest mężczyzn i kobiet dobijających się o stanowisko i władzę. To miejsce niebezpieczne. Niełatwo wychować tam chłopca na dobrego króla, ale zdaje się, że jego matce i mnie się to udało. Nie można pozwolić, by Gaston d'Orleans i jego poplecznicy zniweczyli nasze dzieło. Trzeba chronić przed nimi króla, by nie zdołali go zepsuć. Trzeba przywrócić na królewski dwór jego matkę. Zbierz zatem swoją armię w sukniach, madame la marquise, ale informuj mnie o każdym posunięciu.
Autumn wstała z krzesła i skłoniła się przed kardynałem.
– Tak uczynię, wasza miłość. Niech Bóg nas wspomoże w naszych wysiłkach.
– Na pewno – zapewnił ją kardynał. – Na pewno nas wspomoże.
Autumn udała się nazajutrz do swoich krewnych de Saville. Potem, przez kilka następnych dni, odwiedzała sąsiednie posiadłości, prowadząc pogawędki z gospodarzami. Nie wspomniała o kardynale Mazarin, lecz opowiadała wszystkim o tym, jak od służby dowiedziała się o pobycie królowej w Chenonceaux. Wyjaśniła, że jej ludzie dowiedzieli się tego od służby z królewskiej posiadłości i że królowa została zabrana z dworu siłą, a jej synowi doniesiono tylko, że matka postanowiła odpocząć na wsi. Służba zamkowa twierdziła, że ich pani nie jest tam szczęśliwa i obawia się o bezpieczeństwo swego syna, ponieważ w obecnej chwili otaczają go podstępni ludzie, dbający jedynie o własne interesy.
– To my musimy uratować królową – przemawiała Autumn do sąsiadów. – Musimy uwolnić ją z zamku i przewieźć do Paryża! Należy to zrobić dla naszego bon Dieudonne, króla Ludwika! Bóg z pewnością nam pomoże i zadba o nasze bezpieczeństwo, bo służymy właściwemu celowi! Król jest jeszcze młody, ale do tej pory był na tyle mądry, by przyjmować dobre rady swojej matki. Źli ludzie chcą go odmienić! W imię Boga, Ludwika i Francji! – wykrzyknęła dramatycznie, a sąsiedzi natychmiast podzielili jej entuzjazm.
– Przypominała Joannę d'Arc – relacjonował kardynałowi markiz. – Spisała się doskonale!
– Pańska żona, gdyby posiadała władzę, byłaby niebezpieczną kobietą – zauważył w zamyśleniu kardynał. – Czy już ustalono datę uwolnienia królowej?
– Autumn zaproponowała dzień świętego Marcina, jedenastego listopada. Myślę, że to najlepsza pora, wasza miłość. Jest to święto, które ludzie na wsi obchodzą z wielkim entuzjazmem. Dowiedzieliśmy się, że prócz muszkieterów towarzyszących królowej, pozostali ludzie z jej służby, prócz osobistej pokojowej, to wieśniacy. Pokojowa jest na pewno wtajemniczona w intrygę księcia. Muszkieterowie jednak z pewnością służą królowi. Niestety, nie jesteśmy pewni, czy uwierzyliby nam, gdybyśmy powiedzieli im prawdę. Zresztą nie mamy żadnego dowodu, że królowa nie przybyła tu z własnej woli.