Kardynał uśmiechnął się.
– Muszkieterowie są nadzwyczaj uparci. Przekonałem się już o tym wcześniej. Wiesz może, mon ami, jak nazywa się kapitan, któremu powierzono opiekę nad królową? – zapytał.
– Pierre d'Aumont – odparł Sebastian.
– Mmm. O ile dobrze go pamiętam, to nadzwyczaj uparte indywiduum.
– Mamy więc twoje pozwolenie, wasza miłość? – zapytał markiz. – Zostało już niewiele czasu.
– Możemy spróbować. Niech nas Bóg ma wszystkich w opiece, zwłaszcza królową.
Sebastian d'O1eron skłonił się nisko i wyszedł z komnaty, w której siedział kardynał. Zamyślił się. Mimo wysokiej pozycji w duchowieństwie Jules Mazarin, urodzony w domu Sycylijczyka, Giulo Mazarina, był bardziej politykiem niż księdzem. Kształcił się w Rzymie i w Hiszpanii. Uczyli go jezuici. Mimo iż byt pobożny, prowadził raczej świecki tryb życia, ale Kościół doceniał jego talent do polityki. Służył zarówno w wojsku papieskim, jak i w dyplomacji.
W tysiąc sześćset trzydziestym czwartym roku został wicelegatem w Awinionie, a po roku nuncjuszem papieskim we Francji. Jego umiejętności zwróciły nawet uwagę kardynała Richelieu. Wezwany przez papieża, szybko zrezygnował z funkcji kościelnych, wrócił do Francji i został obywatelem tego kraju. Z rekomendacji Richelieu wszedł do grona służb dyplomatycznych króla Ludwika XIII i służył mu wiernie do śmierci.
W tysiąc sześćset czterdziestym pierwszym został kardynałem, mimo braku święceń. Rok później Richelieu wybrał go na swego następcę jako głównego doradcę królewskiego. Królowej spodobał się od razu, a ona jemu, ale oboje zachowywali się na królewskim dworze tak, by nie wzbudzić podejrzeń poufałością. Gdy Ludwik XIII zmarł, kardynał stał się ulubieńcem królowej Anny i jej prawą ręką. Ufała mu we wszystkim, a potajemnie również się w nim kochała.
Anna Austriaczka nie miała łatwego życia. Jej mąż jej nie znosił. Wolał męskie towarzystwo i wierzył, że królowa jest bardziej lojalna wobec Hiszpanii, niż swej nowej ojczyzny. Miała trzydzieści siedem lat, kiedy urodził się jej syn, zwany “darem bożym". Później urodził się jego młodszy brat, znany jako le Petit Monsieur. Mazarin wiedział wszystko o jej życiu i ofiarował jej to, czego nigdy nie zaznałaod męża: uprzejmość i łagodność. Miała w nim wiernego i wyrozumiałego słuchacza. Wielu sądziło, iż kardynał sprzyja królowej dla własnych korzyści, ale ona wiedziała, że tak nie jest. Całe życie spędziła na królewskim dworze i znała różnicę między szczerością a udawaniem. Była znacznie bardziej inteligentna, niż sądzili jej wrogowie, i to dzięki niej syn przejął właśnie tron.
Jednak Ludwik miał tylko trzynaście lat. Potrzebował jeszcze wsparcia ze strony matki. Był przynajmniej na tyle mądry, by to rozumieć. Ciekawe, ile czasu minie, nim król zorientuje się, że matka nie odeszła z własnej woli? Pozostawało jeszcze pytanie, czy ten chłopiec będzie w stanie sprzeciwić się księciu i uwolnić matkę. Nie, tę sprawę musiał załatwić sam Mazarin, musiał sprowadzić królową Annę do Paryża. Wtedy sam będzie mógł poprosić, by pozwolono mu powrócić na dwór, a kiedy to się stanie, rozprawi się ze swoimi wrogami. Zniszczy ich raz na zawsze! Sprawi, że nikt już nigdy nie zagrozi Ludwikowi i jego matce. Spełni swoje postanowienie, nawet gdyby miał to przypłacić życiem.
Zaśmiał się sam do siebie. Był zbyt sprytny, żeby jego wrogowie mogli go zniszczyć. Na pewno dożyje dnia, gdy król będzie dorosłym mężczyzną. Wtedy zaaranżuje swój ślub z Anną, infantką hiszpańską. Przecież tego naprawdę zawsze pragnął. Nie. Nie umrze jeszcze teraz. Ma zbyt wiele do zrobienia.
ROZDZIAŁ 12
Strażnicy przy bramie zamku Chenonceaux dostrzegli w pewnej odległości wzbijający się na drodze kurz. Zastanawiali się, kto też może tędy jechać. Powoli widzieli coraz wyraźniej ponad tuzin powozów i dwukółek pędzących w stronę zamku. Uprząż koni podzwaniała wesoło dzwoneczkami. Jadący konno na przodzie mężczyźni zadęli w trąbki.
– Poślij po kapitana d'Aumont – rozkazał jeden z muszkieterów.
Kapitan przybył na chwilę przed tym, jak pierwszy z eleganckich powozów przekroczył bramę zamku. Szyba w oknie powozu została opuszczona i zobaczył głowę pięknej damy odzianej w szkarłatną pelerynę na podszyciu z gronostajów. Kobieta uśmiechnęła się uroczo.
– Bonjour, kapitanie – zawołała wesoło. – Jestem markiza d'Auriville. Moi sąsiedzi i ja przyjechaliśmy złożyć Jej Wysokości królowej Annie wyrazy szacunku.
– Królowej? – zdziwił się nieco teatralnie kapitan. Autumn roześmiała się.
– Och, kapitanie – uspokajała. – To nie Paryż. Jesteśmy na wsi. Tu nic się długo nie utrzyma w tajemnicy. Wszyscy wiemy, że Jej Wysokość przybyła do Chenonceaux na odpoczynek po wielu latach ciężkich obowiązków na dworze. Przecież nasz król, Ludwik dopiero niedawno został koronowany. Jej Wysokość tak długo zajmowała się sprawami państwa. Jest dzień świętego Marcina. Przywieźliśmy królowej świeże gęsi, pięknego dzika i kilka jeleni upolowanych przez naszych mężów. Mamy też jabłka i gruszki z naszych sadów oraz wino z okolicznych winnic. Dzisiaj na prowincji jest wielkie święto. Chcemy tylko podzielić się z królową naszą radością. Proszę okazać wyrozumiałość i nas wpuścić, s'il vous plait. - Uśmiechnęła się raz jeszcze. – Niektórzy jechali powozem wiele godzin. Chyba nie oczekuje pan, że odjedziemy do domu nie zobaczywszy Jej Królewskiej Mości.
Pochyliła się, a wtedy peleryna rozchyliła się nieco, ukazując śnieżnobiały fragment ciała.
– Madame la marquise, królowa miała odpoczywać tu w spokoju i w tajemnicy przed wszystkimi. Mamy rozkaz od samego króla, by jego matka miała spokój i ciszę.
– Ależ, kapitanie, królowa jest tu już od kilku tygodni. Z pewnością jest gotowa na wizytę sąsiedzką. Proszę! Kiedy w zeszłym roku wiosną przyjechaliśmy tu z całymi rodzinami, przyjęli nas królowa, król i książę d'Orleans. Teraz jest tylko niewielka grupa kobiet. Jeśli pan się nas obawia, zostawimy powozy przed bramą i pójdziemy piechotą, ale obawiam się, że pan będzie musiał nieść podarki dla Jej Wysokości. Są zdecydowanie za ciężkie dla kobiet.
Mężczyzna westchnął.
– Muszę zapytać Jej Wysokość, czy chce, żeby jej teraz przeszkadzano, madame la marquise. Jeśli się zgodzi, pozwolę, byście wjechały powozami na dziedziniec zamku.
– Zapyta ją pan osobiście, kapitanie? Jeśli pośle pan tam jednego z pańskich ludzi, któraś z jej pokojowych może się okazać zbyt opiekuńcza i odmówić, a królowa nawet się nie dowie, że tu jesteśmy – rzuciła sprytnie Autumn.
Teraz on się uśmiechnął.
– Sprytna z pani kobietka, madame la marquise – rzekł poufale. – Dobrze, pójdę osobiście. – Odwrócił się i roześmiał głośno. Sam pochodził z prowincji, bo urodził się i wychował w Poitou. Kobiety, które tu przyjechały, pewnie nigdy nie zawitają do Paryża, a tym bardziej na królewski dwór. Gdyby to zależało od niego, wpuściłby je od razu. Wszystkie były zupełnie niegroźnymi damami ze wsi, które chciały poznać matkę króla.
Wszedł do prywatnej komnaty królowej. Matka króla siedziała przed ramką do haftowania z igłą w ręku. Skłonił się nisko i czekał, aż da mu znak, że może mówić. Kiedy go zauważyła, odezwał się: