– Ależ z pani mądra dama – zachwycał się Mazarin. – I ma pani zamiar pozostać na wsi? Co za strata!
– Wydaje mi się, że ta młoda dama wybrała lepszy los niż ktokolwiek z nas – odezwała się królowa. – Jej życie wkrótce znów będzie spokojne, a w naszym na zawsze już będzie gościł chaos.
– Och, ale markiza nie urodziła się infantką hiszpańską, moja droga i nigdy nie zostanie królową Francji. My musimy pogodzić się z tym, że nasza egzystencja nigdy nie będzie spokojna – przypomniał ukochanej. – Spełniłaś, pani, swój obowiązek i to wyjątkowo dobrze. Los podarował ci dwóch wspaniałych synów.
– Ofiarował mi też ciebie – dodała szybko. Ujął jej dłoń i ucałował.
– Mimo wszystko, moja droga, jesteśmy szczęśliwi, a Ludwik jest w końcu prawowitym królem. Teraz musisz wrócić do Paryża, by go wspomóc.
– A co będzie z tobą? – zapytała.
– Ludwik poprosił mnie o powrót, ale na razie jeszcze nie mogę bezpiecznie wrócić na jego dwór. Postaram się zorganizować spotkanie z królem gdzieś pod Paryżem. Może w styczniu w Poitiers. Do tego czasu wszystko trzeba zorganizować. W kraju już nikt nie walczy, ale książąt krwi i innych możnowładców trzeba natychmiast wziąć w karby. W Paryżu musi zapanować spokój. Wydaje mi się, że kapelusz kardynalski dla Gondiego załatwi sprawę. Napisałem o tym papieżowi, kiedy jeszcze byłem w Cologne. Obiecał, że kiedy odzyskam władzę, a król będzie znów bezpieczny, przychyli się do mojej prośby. Trzeba będzie więc, moja droga Anno, zapanować nad otaczającymi nas wężami i dopilnować, by władza Ludwika stała się niepodzielna! Królowa zwróciła się do Autumn.
– Jak dotrzemy do posiadłości twojej matki, markizo? Czy podróżowanie powozem w nocy nie wzbudzi zainteresowania?
– Pojedziemy konno. Owiniemy koniom kopyta, żeby nie robiły hałasu – odparła Autumn. – Mój mąż i ja będziemy wam towarzyszyć. Teraz każę mojej służącej przynieść kolację. Proponuję, żeby Wasza Wysokość odpoczęła przed podróżą.
– Chérie, dostrzegłem w tobie cechy charakteru, których zupełnie się nie spodziewałem – zauważył Sebastian, kiedy wrócili do swoich komnat.
– Sądziłam, mon coeur, że do tej pory zdążyłeś mi się już dobrze przyjrzeć. Jeśli coś przeoczyłeś, to mimo wszystko trzeba przyznać, że bardzo się starałeś – zażartowała, okręciła się dokoła, a potem szybko pocałowała go w usta.
Roześmiała się.
– Zachowuj się, madame la marquise – rzekł z udawaną surowością. – Jeszcze nie koniec dnia.
– A czy to nas kiedykolwiek powstrzymywało? – rzuciła z figlarną miną.
Zachichotał.
– Dziś jednak będzie musiało. Mam wrażenie, że kardynał przez cały czas stoi gdzieś z boku i nam się przygląda. Dostarczmy ich bezpiecznie na miejsce, a wtedy się zabawimy, madame.
– On ją kocha – zauważyła. – A ona kocha jego. Zachowują się jak stare małżeństwo. Pamiętam, że moi rodzice się tak do siebie odnosili. To trochę smutne i wzruszające.
– Plotka głosi, że są małżeństwem już od wielu lat, ale nikt jeszcze tego nie dowiódł. Gdyby ktoś znalazł dowód na istnienie morganatycznego małżeństwa między królową Anną i Julesem Mazarin, to byłaby katastrofa.
– Dlaczego?
– Królowa była żoną Ludwika XIII przez dwadzieścia lat, nim na świat przyszedł ich pierwszy syn – wyjaśnił. – Wielu twierdziłoby, że Ludwik jest synem kardynała, a nie legalnym potomkiem Ludwika XIII.
– To niedorzeczne – odparła Autumn. – Królowa wtedy ledwie znała kardynała. Nie był dość wysokim urzędnikiem, by mógł przebywać w jej towarzystwie. Poza tym król wygląda jak żywa kopia ojca. Widziałam portret zmarłego króla, kiedy byłam w Chenonceaux.
– To prawda. Królowa jest kobietą honoru, ale wiesz dobrze, ma petite, że niektórzy ludzie nie dbają o fakty, gdy w grę wchodzi zdobycie władzy – rzekł Sebastian.
– Cieszę się, że wiedziemy spokojne życie na wsi – odparła.
– A mimo to kardynał wierzy święcie, że królewski dwór to jedyne miejsce, gdzie mogłabyś w pełni rozwinąć swój talent. Chciałabyś odwiedzić Ludwika?
– Może, pewnego dnia, kiedy odchowamy dzieci – powiedziała. – Do tego czasu Ludwik na pewno zdąży wybudować swój wymarzony pałac w Wersalu. To byłoby interesujące, mon coeur. Och, Lily, już jesteś – odezwała się do służącej. – Idź do kuchni i zanieś tacę z kolacją dla pana Mesa i królowej. W kuchni powiedz, że to jedzenie dla nas. Niech ci Marc pomoże. Pośpiesz się!
– Tak, proszę pani – powiedziała Lily i wyszła pośpiesznie.
– Marc ruszy dziś z nami. Będzie niósł latarnię i poprowadzi nas. Podróż będzie bardzo wolna, ale nie możemy być pewni, że kapitan d'Aumont nie będzie szuka! dalej. Nie wolno nam wzbudzać niepotrzebnego zainteresowania podróżą do Belle Fleurs.
– Nie powinnaś jechać – odezwał się w końcu jej mąż.
– Co? – rzuciła z oburzeniem.
– Im mniej będzie koni, tym lepiej, Autumn – rzekł Sebastian. – Gdyby muszkieterowie przybyli dziś do Chermont, mogłabyś ich zatrzymać. Kapitan zobaczy cię w zamku i to mu wystarczy, a jeśli Lily będzie się upierała, że nie wolno cię budzić, może zacząć coś podejrzewać. Sam zaprowadzę naszych gości do zamku twojej matki. Wiesz, że mam rację, chérie.
Autumn westchnęła. Miał rację, ale ta przygoda była taka ciekawa. Nie miała ochoty jej przerywać. Wiedziała jednak, że nie może narażać królowej i kardynała. Los władzy króla Ludwika zależał teraz od powrotu jego matki do Paryża i późniejszego spotkania z kardynałem. Skinęła głową i niechętnie przyznała rację mężowi:
– Wezmę kąpiel i będę czekała na twój powrót w łożu – rzekła.
Przyciągnął ją do siebie i mocno pocałował.
– Madame, tymi słowami skusiłabyś nawet anioła. Wrócę do ciebie najszybciej jak będę mógł.
Gdy nadeszła pora wyjazdu królowej i kardynała z Chermont, markiz pożegnał ich w imieniu żony, życzył powodzenia i wyjaśnił, dlaczego nie będzie mogła im towarzyszyć. Kardynał zgodził się z nim.
– Muszkieter, kiedy czegoś szuka, jest jak pies myśliwski. Najlepiej, by pańska żona pozostała w domu.
Lafite zapewnił im przejście przez korytarze zamku bez świadków. Marc czekał z końmi przy stajni.
Podróż miała im zabrać kilka godzin, ponieważ musieli jechać wolno przez las, gdzie drogę miała im wskazywać latarnia Marca. Droga była żmudna. Od czasu do czasu słyszeli odgłosy leśnej zwierzyny. Owinięte szmatami kopyta końskie nie czyniły hałasu. Nim dotarli do Belle Fleurs, byli już prawie pewni, że kapitan d'Aumont nie zamierzał narażać swoich ludzi i postanowił zaczekać z poszukiwaniem zbiega do rana.