Gdy wynurzyli się z lasu i znaleźli tuż przy murach otaczających ogród, markiz zsiadł z konia i pomógł królowej uczynić to samo. Była już porządnie zmęczona. Własnym kluczem Sebastian otworzył bramę ogrodu i zaprowadził towarzyszącą mu dwójkę przez ogród do niewielkich drzwi, prawie całkowicie porośniętych bluszczem. Adali już na nich czekał. Skłonił się przed królową, a potem przed kardynałem.
– Moja pani wita państwa. Proszę iść za mną, zaprowadzę państwa do pokoi.
– Jak mamy ci dziękować? – zapytała królowa, ujmując dłonie Sebastiana. – Jeśli mamy więcej takich lojalnych przyjaciół, jak tu na prowincji, to korona Ludwika jest bezpieczna.
Markiz ucałował dłoń królowej.
– Madame la reine, przyjemnością było służyć pani.
– Odezwę się jeszcze do pana, markizie – powiedział kardynał i wraz z królową ruszyli za Adalim.
– Nie mam co do tego wątpliwości, Wasza Miłość – odparł markiz z niezdecydowanym uśmiechem. Wyszedł na zewnątrz przez te same drzwi, którymi wszedł, i powrócił do Marca i koni. Do Chermont wrócili przed świtem.
Autumn powitała męża zaspanym mruknięciem: – Już świta.
Wyciągnęła do niego ręce, kiedy wchodził do łóżka.
– Tak, jest ranek – odparł i zaczął pieścić małe, okrągłe piersi.
– Hm – zachęcała go.
Rozwiązał wstążki koszuli nocnej i przesunął językiem między piersiami. Potem całował brodawkę, delikatnie smakował pachnącą skórę.
Wsunęła palce w jego włosy.
– Och, to miłe – powiedziała, czując, jak jego usta zaciskają się na jej ciele.
Przesunął głowę i zaczął pieścić drugą pierś, a ona westchnęła z rozkoszy.
Podciągnął do góry koszulę nocną i przykrył sobą jej ciało. Autumn przesunęła dłoń po jego długich plecach, gdy wsunął się w nią. Nie wstydziła się już swojej reakcji na jego pieszczoty i każdą z nich witała z entuzjazmem. Gdy w nią wchodził, była gorąca i mokra. Najpierw wsuwał się wolno, potem coraz szybciej i mocniej. Oplotła nogi wokół jego bioder i pojękiwała cicho, aż ich ciała jednocześnie ogarnęła niewysłowiona rozkosz. Przytuleni zasnęli, zadowoleni i zmęczeni, ale nie spali długo. Nagle usłyszeli dudnienie do drzwi, które po chwili otwarły się z łoskotem.
Sebastian d'Oleron usiadł zaspany i zupełnie zaskoczony, bo zauważył, że w sypialni stoją muszkieterowie.
– Co, do diaska…? – zaczął. Jego żona podciągnęła kołdrę, zakrywając nagie ciało. Oczy zaokrągliły jej się ze zdziwienia.
– Powiedziałem im, że państwo śpią – rzucił ze złością Lafite. – Zaproponowałem, że pójdę po państwa, gdy ten człowiek uparł się, że musi zobaczyć się z panem i madame la marquise. - Skinął w stronę kapitana d'Aumonta. – Ale on mi nie pozwolił. Kazał się zaprowadzić na górę.
– Już dobrze, Lafite. Kapitan d'Aumont działa w imieniu króla. Prawda, kapitanie? Powinienem jednak prosić pana o oddalenie pańskich ludzi. Lafite, wyprowadź panów z sypialni, zaprowadź do kuchni, daj im wina i coś do jedzenia. Proszę na mnie poczekać w salonie. Zaraz przyjdę tam z panem porozmawiać – zwrócił się do kapitana. Wyszedł z łóżka. Był nagi, ale pewny siebie i zachowywał się spokojnie. – Przestraszyliście moją żonę. Nie podobają mi się też pożądliwe spojrzenia pańskich ludzi skierowane w jej stronę. – Wsunął ręce w podbity futrem aksamitny szlafrok podany mu przez Lafite'a. Podszedł do drzwi. – Chodźmy, panowie – rzucił, a wszyscy mężczyźni ruszyli za nim.
Kiedy znalazł się w salonie w towarzystwie kapitana, odezwał się do niego:
– Rozumiem, że ta niepotrzebna inwazja na mój dom związana jest ze zniknięciem królowej. Jeszcze jej nie odnaleziono? Mówiłem już żonie, że pewnie Jej Wysokość oddaliła się do niepilnowanej przez nikogo części zamku. W końcu Chenonceaux to wielki budynek.
– Nie odnaleziono jej jeszcze – odparł kapitan.
– Więc przyjechał pan przeszukać mój dom – powiedział z rozbawieniem. – Ma pan na to moje pozwolenie, kapitanie.
Nalał sobie i gościowi wina. Podał kapitanowi puchar. Mężczyzna wziął srebrne naczynie i wzniósł, mówiąc:
– Za króla!
– Za króla! – powtórzył markiz i wzniósł swój kielich.
– Przeszukałbym pański dom i bez pozwolenia, ponieważ, jak pan wcześniej zauważył, jestem tu w imieniu króla. Jego matkę powierzono mojej pieczy, a teraz zniknęła. Król będzie bardzo zaniepokojony.
– Słyszałem z pewnego źródła, że król już jest zaniepokojony, kapitanie, ponieważ nie wie, gdzie znajduje się obecnie jego matka – rzekł spokojnie Sebastian.
– Ależ moje rozkazy pochodzą od króla! Była na nich królewska pieczęć – oburzył się muszkieter, nieco zbity z tropu. – Przecież król musi wiedzieć, gdzie jest jego matka. Mam rację?
– Może to właśnie ci sami ludzie, którzy przez wiele lat wzniecali zamieszki we Francji, teraz podejmują decyzje za niego. Tylko królowa i kardynał trzymali ich z daleka od młodego króla. Nie jest pan głupi, kapitanie d'Aumont. Wie pan, jak bardzo niektórzy pragną władzy. Król jest jeszcze chłopcem. Zasiadł na tronie, ale ciągle w pełni nie dzierży władzy. Czyż podczas swojej koronacji nie prosił matki, by pozostała przy nim jako jego prawa ręka. Moja żona uczestniczyła w uroczystości i powtórzyła mi jego słowa. Zadaj sobie pytanie, kapitanie, dlaczego tak lojalna, oddana synowi kobieta postanowiła w najważniejszej chwili jego życia go opuścić? Nie szukałbym spisku pośród sąsiadów na prowincji, ale wśród tych, którzy na samym szczycie knują, by posiąść większą władzę, wykorzystując w tym celu młodego króla. Zniknięcie królowej jest korzystne dla nich, a nie dla ludzi z prowincji, to sprawa oczywista. My uprawiamy winorośle i robimy wino. Polityka nas nie interesuje i nie mieszamy się w jej sprawy.
Kapitan był już nieco zmieszany, ale powtarzał uparcie:
– Muszę przeszukać pański dom i każdy zamek w pobliżu Chenonceaux. To należy do moich obowiązków.
– Jak pan chce, kapitanie, ale teraz proszę mi wybaczyć, pójdę do żony. – Odstawił kielich, uśmiechnął się i poszedł do sypialni.
Zamknął za sobą drzwi i poczekał, aż w salonie rozlegnie się dźwięk otwierania, a potem zamykania drzwi. Po chwili wyjrzał i sprawdził, czy muszkieter opuścił prywatny salonik jego żony. W oczach Autumn dostrzegł zdziwienie. Przyłożył palec do ust w geście ostrzeżenia. Potem wszedł do łóżka, wziął żonę w ramiona i pocałował czule, pieszcząc jednocześnie dłonią jej pierś.
Autumn odsunęła jego dłoń.
– Nie mogę – szepnęła. – Nie mogę, kiedy ci ludzie są w naszym domu, Sebastianie!
Pocałował jej dłoń, roześmiał się i skinął głową.
Na początku stycznia przybył z Paryża posłaniec z podarkiem od króla dla markiza i markizy d'Auriville. Była to srebrna solniczka z pozłacanymi zdobieniami i wygrawerowanymi herbami królewskim i d'Auriville. Do podarku dołączono niewielki liścik, na którym napisano tylko: Dziękuję, Ludwik. W połowie lutego dotarły wieści, że pod koniec stycznia król powitał kardynała Mazarina w Poitiers. Kardynał przybył na czele dwuipółtysięcznej armii ludzi – tysiąc pięćset piechoty i tysiąc jazdy.
Kardynał natychmiast zaczął wzmacniać swoją władzę i w imieniu króla aresztował jego wrogów, uspokajał lojalnych królowi polityków i umacniał Francję. Ci, którzy tak uparcie walczyli przeciwko kardynałowi, zostali w końcu zmuszeni do uznania, że nie da się go pokonać. Zrozumieli, że ten człowiek zrobi co tylko w jego mocy, by uczynić z Ludwika XIV silnego i dobrego króla, a każdy, kto stanie mu na drodze, zostanie bez wahania zniszczony.