Выбрать главу

– Bardzo dobrze, madame la marquise - odparł z uśmiechem.

– Czy to będzie dobry rocznik?

– Bardzo dobry.

Po długiej ciszy Autumn odezwała się ponownie:

– Nie znam się na winnicach, ale wiem, że muszę się nauczyć, co trzeba, a kiedy panienka będzie starsza, ona też musi dowiedzieć się wszystkiego o wyrobie wina. Nauczysz mnie, co robić, Dupont?

– Z miłą chęcią, madame la marquise.

– Po co chciałeś się ze mną zobaczyć? – zapytała.

– Zbiory są w tym roku niezwykle bogate. Mamy więcej owoców, niż możemy przerobić. Archambault chce od nas kupić nadwyżki. Chciałem zapytać o pani zgodę, nim sprzedam.

– Więc nasza winnica jest za mała? – zainteresowała się nagle.

Michel Dupont skinął.

– Często się tak zdarza, że nie wszystko możemy przerobić – przyznał. – Pan markiz zajął się powiększaniem upraw, ale potem… – przerwał nagle i spojrzał na swoje mocno znoszone buty, by uniknąć dalszej rozmowy na temat zgonu swego pana.

– Czy są jakieś plany rozbudowy budynków?

– Oui, madame la marquise.

– Jeśli mój mąż chciał powiększyć produkcję wina, to musimy koniecznie to zrobić – stwierdziła spokojnie Autumn. – Sprzedaj mojej rodzinie z Archambault surowiec, którego nie uda się przerobić, ale potem trzeba zacząć kopać fundamenty pod nowy budynek. Trzeba zdążyć, nim mróz skuje ziemię. Dzięki temu ludzie będą mieli co robić zimą, a w przyszłym roku zużyjemy całe zbiory. Jeśli nie ma dość pracowników, trzeba nająć nowych. Na pewno wielu ludzi się ucieszy, że będą mieli pracę w okresie zimy. O winnicy wiem niewiele, Michelu Dupont, ale o interesach sporo. Żeby mieć zyski, trzeba się rozwijać. Na obliczu ogrodnika pojawił się uśmiech. Skłonił się.

– Będzie, jak pani każe. Poinformuję panią o każdym kroku.

– Jeśli to już wszystko, możesz iść – powiedziała, gładząc fioletowy materiał sukni.

Była zadowolona z siebie. Wiedziała, że dobrze się spisała.

– Jeszcze jedna, mała rzecz, madame la marquise. Zechciałaby pani objechać winnice przed zakończeniem zbiorów? Mogłaby pani posadzić w siodle przed sobą mademoiselle. Ludzie poczuliby się lepiej. Niech mi wolno będzie wspomnieć, że oni też są w żałobie po stracie pana.

Autumn poczuła, że łzy napływają jej do oczu. Boże, naprawdę byłam samolubna. Zamrugała, by się nie rozpłakać, ale jedna łza i tak potoczyła się po policzku. Szybko ją wytarła.

– Tak, przyjadę jutro rano, Dupont. Skłonił się znów.

– Merci, madame la marquise - podziękował i wyszedł z pokoju.

Autumn wstała i podeszła do okna. Winorośl przybrała w ciepłym, październikowym słońcu kolor spłowiałej żółci. Och, Sebastianie, pomyślała. Tak bardzo cię kochałam, ale mama ma rację. Odszedłeś i nikt, i nic mi cię nie przywróci. Muszę żyć dalej nie tylko dla siebie samej, ale też dla Madeline. Zamknęła na chwilę oczy i znów poczuła napływające łzy. Gdy je otworzyła, dwie słone krople spłynęły o policzkach. Adieu, mon coeur. Pora się pożegnać. Adieu! Odwróciła się od okna z dziwnym uczuciem, że lżej jej na sercu.

Jasmine natychmiast zauważyła zmianę zachowania córki. Nic nie powiedziała. Odnaleziono plany budowy i rozpoczęto pracę. Autumn była w Chermont już od tygodnia, gdy pewnego dnia przybył gość, jej dawny zalotnik, hrabia de Montroi. Jak zwykle zabawny, z błyskiem w niebieskich oczach powitał Autumn uśmiechem i żartem. Autumn śmiała się po raz pierwszy od dawna.

– Guy Claude, jak widzę, nic się nie zmieniłeś – powiedziała, chichocząc. – Co cię sprowadza do Chermont?

– Przywożę ci zaproszenie, ma belle. Król właśnie przybył do Chambord na polowanie i pragnie cię zobaczyć. Chérie, jak ci się udało na tej prowincji zwrócić na siebie uwagę króla? – zapytał hrabia, biorąc z rąk służącego kielich z winem.

– Nie wiem, czy zwróciłam na siebie jego uwagę – odparła. – Poznałam go kilka lat temu, kiedy był jeszcze dzieckiem, bezczelnym dzieckiem.

– Wciąż jest taki w stosunku do kobiet – przyznał hrabia. – Ale nie jest już dzieckiem. Ma osiemnaście lat i jest dorosłym mężczyzną. Kobiety rzucają się na niego. Królowa i kardynał dzień i noc dokładają starań, by go ożenić. Chociaż to pewnie nie powstrzyma go przed uganianiem się za spódnicami. Jest w nim krew Henryka IV i Franciszka I. To gorąca krew. – Upił łyk wina. – Doskonały rocznik – obwieścił. – To wasze czy z Archambault?

– Nasze.

– Współczuję ci z powodu straty męża.

– Jakoś żyję – odparła oschle.

– Co mam powiedzieć królowi?

– Powiedz, że musi mi wybaczyć, ale wciąż jestem w żałobie po mężu. Dziękuję mu bardzo za zaproszenie i za pamięć, ale nie będę miłym towarzystwem.

Hrabia spojrzał na nią zaniepokojony.

– Chyba nie powinnaś odmawiać królowi, Autumn.

– Moim zdaniem król nie powinien przerywać mojej żałoby.

– Ale markiz nie żyje już od ponad roku. Rok to chyba wystarczający czas na żałobę po mężu. Król na pewno będzie tego zdania, Autumn.

– Król może sobie myśleć, co chce. Nie pojadę do Chambord. To niemożliwe!

– Więc przekażę mu wiadomość, chérie - odparł niechętnie hrabia de Montroi. – Wydaje mi się, że nie będzie zadowolony.

– Nie sądzę, by odmowa od zwykłej prowincjonalnej wdowy miała dla niego jakieś znaczenie – rzekła z uśmiechem. – Po prostu starał się być uprzejmy. Na pewno inni również otrzymali takie zaproszenia. Nikt nie zauważy i nawet nie wspomni, że mnie nie ma.

Hrabia de Montroi odjechał niepocieszony. Ludwik być może spotkał Autumn tylko raz, ale zdecydowanie wywarła na nim wrażenie. Przez całą drogę z Paryża mówił jedynie o pięknej wdowie z Chermont. Pamiętał dokładnie rysy jej twarzy, dziwny kolor oczu, świeży, doskonale skomponowany zapach perfum. Hrabia zrozumiał, że Ludwik pragnął czegoś więcej, niż tylko osobiście przekazać wdowie wyrazy współczucia. Prawdopodobnie chciał mieć ją w swoim łożu, a ona, ponieważ pozostała wciąż niewinną osóbką, nie zrozumiała intencji monarchy. Guy wiedział już, jaka będzie reakcja króla na odmowę. Ludwik na pewno nie będzie zadowolony.

Miał rację. Nie był.

– Powiedziała, że nie przyjedzie? – zapytał, zupełnie zaskoczony. Kobiety nie odmawiały niczego królowi Ludwikowi.

– Dziękuje Waszej Królewskiej Mości za zaproszenie, ale wciąż jest w żałobie po mężu. Zdziwiła się, że Wasza Wysokość ją pamiętał – powiedział hrabia.

– Jak wygląda?

– Jest jeszcze piękniejsza niż kiedyś, panie – odparł szczerze. – Skórę ma białą i gładką jak jedwab, a oczy jak drogocenne kamienie, niezmiennie fascynujące.

– Co miała na sobie? – padło pytanie.

– Suknię z granatowego jedwabiu, prostą, bez ozdób. Włosy ma wciąż długie i nosi je upięte w kok, jak dawniej.

Ludwik westchnął ciężko.

– Mogę sobie to wyobrazić. Wciąż czuję jej zapach, kapryfolium i wiciokrzew. To takie angielskie. Żadna Francuzka nie odważy się skropić czymś tak prostym, a mimo to nie mogę zapomnieć jej perfum.

– Przykro mi, Wasza Wysokość – odezwał się hrabia.

– Niepotrzebnie. Jutro pojedziemy do Chermont i przekonamy oporną wdowę, że nie powinna odmawiać królowi, gdy ją zaprasza – rzekł Ludwik z uśmiechem. – Pragnę jej, Montroi, i będę ją miał. Zalecałeś się kiedyś do niej. Nie całowałeś jej? Nie pieściłeś jej pięknych piersi?