Autumn podskoczyła.
– Jak śmiesz, panie! Jak śmiesz! Nie jestem ulicznicą, którą można przekazać następnemu!
– Możesz ją sobie wziąć – rzeki król. – Muszę jednak postawić warunki. Wiesz, że jest przy nadziei? To moje dziecko. Uznam je, kiedy się urodzi i dam mu własny tytuł.
– Karolu Stuart! – piszczała z oburzeniem Autumn. – Nie możesz mnie oddać, bo nie jestem twoją własnością. Obiecałeś mi tytuł i dom, kiedy od ciebie odejdę. Jesteś przecież człowiekiem honoru!
– Pani – odezwał się książę. – Masz język ostry jak moja szpada. Pamiętaj, że zwracasz się do króla.
Język ostry jak miecz… Nagle w pamięci Autumn te słowa wróciły z łoskotem. Westchnęła, nie wierząc. To on! Mimo że miał teraz modnie ostrzyżone ciemne loki i był bogato odziany, to przypominał sir Simona Batesa w jego ciemnym mundurze. To on zabił żonę Charliego i jej służącego.
– Ten człowiek nie jest tym, za kogo się podaje. Jest mordercą i zdrajcą! – krzyknęła Autumn. – Oddasz mnie takiemu mężczyźnie?
– Jest dokładnie tym, za kogo się podaje. To Gabriel Bainbridge, książę Garwood – powiedział spokojnie król.
– To sir Simon Bates, który zamordował żonę mego brata! – krzyczała z rozpaczą.
– Nie. To Gabriel Bainbridge, człowiek, który podawał się za swego kuzyna, by pracować jako mój szpieg. Reputacja, jaką mu przypisywano, miała służyć zastraszaniu rojalistów i zjednywaniu zwolenników Cromwellowi – uspokajał ją król, a Autumn uczepiła się nerwowo jego rękawa. – Nie zabił Bess Stuart ani jej służącego. Zrobił to żołdak, który nie usłuchał jego rozkazów. On był wtedy gdzie indziej, z resztą swego wojska. Wiesz dobrze, że taka jest właśnie prawda i musisz się z nią pogodzić. Wszyscy straciliśmy kogoś z rodziny, gdy Cromwell walczył o władzę. Nic już nam ich nie wróci. Nigdy nie złamałem przysięgi danej pięknej kobiecie – uspokajał łagodnie.
Autumn zagryzła wargę, by łzy przestały napływać jej do oczu. Karol Stuart był sprawny w wygrywaniu potyczek z kobietami.
– Łatwo byłoby mi cię znienawidzić, panie – rzuciła z dawną arogancją.
– Będziesz miała tytuł i dom, madame - rzekł z uśmiechem. – Jeśli Gabriel Bainbridge cię pragnie, musi się z tobą ożenić. Będziesz księżną Garwood. Jego rodzinny dom na północy jest naprawdę piękny. Tak mówili mi wszyscy, którzy go odwiedzali.
– Nie – rzuciła uparcie Autumn.
– Zgadzasz się na moje warunki, Gabrielu? Ożenisz się z tą cudowną czarownicą, uczynisz z niej księżnę i zabierzesz z dworu? – zapytał król.
– Tak, panie.
– Więc zgoda. Nie jestem już nic winien żadnemu z was.
– Na nic się nie zgadzam! – krzyczała Autumn. – Nigdy go nie poślubię. Kochałam mego zmarłego męża i wyjdę za mąż tylko z miłości!
– To, moja droga, urocze, ale raczej dziecinne – rzekł król. – Małżeństwo zawiera się dla bogactwa i władzy. Książę Garwood jest ci równy urodzeniem. Ma piękny dom. Na pewno będzie ci się w nim dobrze mieszkać.
– Nie ożeni się ze mną, kiedy dowie się, jakie warunki stawia moja rodzina, panie. Nie mogę poślubić nikogo, kto nie spełnia tych warunków – postanowiła.
– Tę kwestię omówi z twoim bratem, madame. Ja dotrzymałem słowa wobec was obojga. Cóż, Garwood, możesz wziąć moją ladacznicę. Madame la marquise, otrzymałaś tytuł i dom.
Autumn wybuchnęła nagle śmiechem. Zaskoczyła tym wszystkich. Ale cóż innego miała uczynić? Jej królewski kochanek ją przechytrzył. Nie mogła teraz się nawet użalać na swój los. Musiała pogodzić się z jego wolą i odejść dobrze wspominana.
– Mimo francuskiego pochodzenia po swojej matce jesteś, panie, prawdziwym Stuartem. Ród Leslie z Glenkirk nigdy nie wyszedł dobrze na przyjaźni z wami.
– Co masz na myśli? – zapytał rozbawiony.
– Moja matka opowiedziała mi historię o tym, jak twój dziad, król Jakub, zmienił tytuł przynależny właścicielowi Glenkirk z hrabiego na księcia. Stwierdził, że to doskonały prezent dla moich rodziców, bo nic go nie kosztował, skoro Leslie i tak już byli właścicielami zamku i ziemi – wyjaśniła.
Król i jego kompani roześmiali się, ubawieni anegdotą.
– Więc wyjdziesz za księcia Garwood?
– Jeśli wypełni warunki postawione przez moją rodzinę, Wasza Wysokość. Zdaje się, że nie mam innego wyjścia, jeśli chcę mieć dom i tytuł.
Nie była szczęśliwa, ale jako mądra kobieta wiedziała, że lepiej pozostać przyjacielem niż wrogiem króla. Jeśli Garwood nie zgodzi się na postawione warunki, a pewnie jest na to zbyt dumny, to będzie jego wina. Sama kupi sobie dom i do diabła z tytułem.
– Jeszcze jedno, panie – odezwała się znów. – Wolałabym nie wychodzić za mąż do chwili narodzin dziecka.
– Mnie to się wydaje całkiem rozsądne – powiedział Bainbridge.
– Naprawdę? – syknęła.
Król uśmiechnął się. Zawsze lubił niezależność Autumn, ale nigdy nie zniósłby takiego zachowania u żony. Zastanawiał się, jak wytrzyma to książę Garwood, ale przecież sam o nią poprosił. Król nie był nikomu nic winien.
– Możesz odprowadzić madame la marquise do posiadłości Lyndmouth – rzekł król do księcia. Ujął dłonie Autumn. – Więc musimy powiedzieć sobie adieu, kochana. Byłaś mi radością. Dziękuję ci za szczerość i hojność. Na zawsze pozyskałaś sobie przyjaźń Karola Stuarta, madame la marquise. Powiadom mnie, kiedy urodzi się dziecko. Pamiętaj, że obiecałaś mi syna. Jak go nazwiesz? – zapytał z błyskiem w oku.
– Ludwik – rzuciła złośliwie.
Król wybuchnął śmiechem. Śmiał się tak serdecznie, że łzy pociekły mu po policzkach. Kiedy się w końcu opanował, uniósł jej dłoń do ust i powiedział:
– Zgoda, madame. - Potem zwrócił się do księcia: – Zabierz ją do domu, Gabrielu, zanim zmienię zdanie. Muszę przyznać, że tak nie bawiła mnie nigdy żadna z moich kochanek.
Książę podał Autumn ramię, a ona z oporem, ale je przyjęła i razem wyszli z komnaty.
– Mam łódkę – odezwał się Gabriel Bainbridge. – Łatwiej będzie ci podróżować, madame.
– Wyślij więc służącego, by odesłał mój powóz do Lynmouth, panie.
Skinął głową i wydał rozkazy lokajowi, który pośpieszył je wykonać. Razem poszli w stronę królewskiej przystani, gdzie dopływała do brzegu łódka księcia. Pomógł jej wsiąść, a potem usiadł obok w zamkniętej kabinie z witrażowymi oknami. Pod skórzanym siedzeniem umieszczono podgrzane cegły, a na kolanach podróżnych położono futrzaną kapę z lisów.
– Czy łódka należała do wyposażenia domu, kiedy go pan dostał? – zapytała.
– Owszem – odparł.
– Należała do mojej prababki. Greenwood był jej domem, który podarowała mojej matce. Protektorat nie miał prawa go zabierać.
– Cóż, madame, kiedy za mnie wyjdziesz, będzie należał do ciebie i zdaje się, że to załatwi twój problem.
Autumn milczała. Płynęli w górę rzeki. Pomiędzy pływami woda była spokojna i łódź poruszała się spokojnie.
– Nie zgodzisz się na warunki postawione przez moją rodzinę.
– Jesteś pewna?
– Tak! – rzuciła zadowolona z siebie.
– Niesłusznie. Pragnę cię od pierwszego dnia, kiedy cię zobaczyłem, Autumn, kiedy byłaś jeszcze dziewczyną. Domagałaś się kary za śmierć szwagierki i jej służącego. Wciąż cię pragnę, a jestem człowiekiem, który zawsze dostaje to, czego chce.