Выбрать главу

— Jeśli ci jeszcze tego nie mówiłam, to muszę przyznać, że do twarzy ci w kapitańskim mundurze. — Michelle zmieniła temat i ton na weselszy, wskazując cztery złote galony na rękawie uniformu.

— Chciałaś powiedzieć, że mniej się przez to rzuca w oczy moja budowa tyczki od chmielu?

— Żebyś wiedziała, jak niżsi wzrostem śmiertelnicy zazdroszczą ci tych centymetrów… Tak na marginesie, mam nadzieję, że masz świadomość, czego od ciebie oczekuję?… Nie wytrzeszczaj tak niewinnie ocząt: spodziewam się mianowicie, że uczynisz cuda dla mojej kariery.

— A to w jaki sposób?

— Spójrz na to. Obaj twoi zastępcy z poprzednich okrętów dowodzą już własnymi jednostkami, a z tego, co słyszałam, Alistair McKeon za miesiąc zostanie kapitanem. Od Alice Truman dostałam właśnie wiadomość, że objęła dowództwo ciężkiego krążownika. Myślisz może, że to przypadek, iż oboje byli jeszcze niedawno twoimi zastępcami?… Tak? To przestań myśleć bzdury. Żebyś nie miała złudzeń: nic niżej krążownika mnie nie usatysfakcjonuje, kiedy skończymy służbę na tym okręcie. No, niech już będzie moja strata: może być lekki krążownik! — Wyszczerzyła radośnie zęby i sięgnęła po piwo.

Tym razem przerwa była dłuższa, bo Henke duszkiem wypiła ponad połowę szklanicy, nim z zadowolonym sapnięciem odstawiła naczynie.

— A teraz, zanim zaczniemy grzebać w tonach papierów, które na nas czekają i o których obie dobrze wiemy, chcę usłyszeć twoją wersję wszystkiego, co się stało od naszego ostatniego spotkania.

ROZDZIAŁ III

Deszcz tłukł o podwójne szyby, a na kominku wesoło trzaskał ogień. Był to archaiczny, by nie rzec barbarzyński, sposób ogrzewania pokoju, ale nie chęć uzyskania ciepła była prawdziwym powodem jego rozpalenia. W White Haven nie zapadła jeszcze śnieżna zima, lecz późna jesień przepełniająca wszystko i wszystkich chłodem i zniechęceniem, a przeciwko temu płonące na kominku polana nadal stanowiły skuteczne lekarstwo. była to odwieczna magia i Hamish Alexander, trzynasty earl White Haven, rozparty wygodnie w fotelu zbudowanym według projektu jedenastego earla, był tego świadom. Nie przeszkadzało mu to naturalnie w dokładnym obserwowaniu gościa w mundurze admirała floty. A był nim sir James Bowie Webster, Pierwszy Lord Przestrzeni w Admiralicji. Gospodarz jakby dla kontrastu ubrany był po cywilnemu.

— A więc to już oficjalna wiadomość? — spytał earl, przerywając ciszę.

— Aha. — Webster wzruszył ramionami. — Przyznaję, że ja bym go nie wybrał, ale zostały mi jeszcze tylko dwa miesiące na tym stanowisku.

Alexander skrzywił się lekko i pokiwał głową — irytujące (łagodnie rzecz ujmując) było to, że ktoś o talentach Webstera musiał ustąpić ze stanowiska Pierwszego Lorda Przestrzeni, ale Królewska Marynarka już dawno wykształciła politykę rotacji na najwyższych stanowiskach, by wszyscy najstarsi stopniem byli na bieżąco z realiami operacyjno-strategicznymi. Prowadzenie takiej polityki umożliwiał prolong.

Webster uśmiechnął się, widząc minę przyjaciela, ale oczy pozostały poważne.

— Ktoś mnie musi zastąpić — dodał — niezależnie od wszystkiego, Caparelli ma jaja i jest zdecydowany, co może okazać się kluczowymi zaletami w najbliższym roku.

— Ma też zakuty łeb! — prychnął gospodarz.

— Nadal mu nie przebaczyłeś przekopania tyłka przez całe boisko piłkarskie na Saganami? — zdziwił się niewinnie Webster.

— A niby dlaczego miałbym mu wybaczyć? — zdziwił się White Haven. — To był klasyczny przykład zwycięstwa brutalnej siły nad techniką i doskonale o tym wiesz.

— A poza tym nie cierpisz przegrywać.

— A poza tym nie cierpię przegrywać. Cóż, jak powiedziałeś, ma jaja, no i nie będzie musiał się użerać z Janacekiem.

— Amen — dodał Webster.

Usunięty ostatnio cywilny zwierzchnik Królewskiej Marynarki otwierał listę osobników nielubianych przez obu oficerów.

— Jakoś tak nie sądzę, żebyś się tu zjawił jedynie po to, by mi oznajmić, że baronowa Morncreek i Cromarty zdecydowali się na Caparelliego — zauważył po chwili Alexander.

— I całkiem słusznie sądzisz — pochwalił gość, odstawiając filiżankę z kawą i pochylając się, by wygodnie oprzeć przedramiona na kolanach. — Co prawda Lucien Cortez pozostaje Piątym Lordem Przestrzeni, ale Caparelli i tak będzie chciał dokonać pewnych zmian personalnych, żeby poustawiać ludzi po swojemu. Jest to zrozumiałe, ale nie zmienia faktu, że nie musi mi się podobać, i póki co mogę jeszcze obsadzić pewne stanowiska tak, aby nie mógł ich ruszyć przez jakiś czas. Ze mną było podobnie, a w tym wypadku jest o tyle gorzej, że nie chodzi o prywatne układy: biorąc pod uwagę obecną sytuację z Haven, chcę, żeby miał doświadczony zespól, zanim w pełni nie zadomowi się i nie rozezna w sytuacji, co zajmie mu parę miesięcy. Chcę więc poznać twoją opinię, zanim podpiszę rozkazy.

— Sensowne — zgodził się gospodarz.

— Miło mi to słyszeć. Zresztą uważam, że w większości przypadków mamy właściwych ludzi na właściwych miejscach… z paroma wyjątkami.

— Jak na przykład?

— Stacja Hancock. Jest w tej chwili najważniejsza i głównie o tym chciałem z tobą porozmawiać.

White Haven chrząknął ze zrozumieniem — właśnie wrócił z inspekcji tej najnowszej i najprawdopodobniej najważniejszej bazy Królewskiej Marynarki. Gwiazdą systemu planetarnego Hancock był czerwony karzeł i system zupełnie nie nadawał się do kolonizacji. Prawdę mówiąc, nie miał żadnych zalet poza jedną: znajdował się dokładnie na północ od Manticore i był idealnym miejscem na wysuniętą bazę floty chroniącą systemy Yorik, Zanzibar i Alizon. Wszystkie należały do Sojuszu i to od stosunkowo niedawna. Co ważniejsze, Hancock leżał o dziesięć lat świetlnych od systemu Seaford 9, w którym usytuowano największą z pogranicznych baz Ludowej Marynarki. Było to swoistą ciekawostką, ponieważ w promieniu pięćdziesięciu lat świetlnych Ludowa Republika Haven nie posiadała absolutnie nic wartego obrony.

— Zostaw ją Markowi Sarnowowi — doradził.

— Cholera, wiedziałem! — jęknął Webster. — Wiedziałem, że to powiesz! Jest za niski stopniem i obaj to wiemy!

— Może i jest, ale jest też tym, który przekonał władze Alizon do przystąpienia do Sojuszu, nie wspominając o zorganizowaniu stacji Hancock. Jeżeli czytałeś mój raport, wiesz, jaki kawał roboty tam już odwalił.

— Przecież ja nie kwestionuję jego kompetencji, tylko mówię o braku starszeństwa! — wybuchnął Webster. — Nikt bardziej niż ja nie podziwiam jego osiągnięć, ale teraz baza jest gotowa, stocznia zaczyna pracować, czyli stacja praktycznie działa, poza tym wzmacniamy stacjonujące tam siły do pełnego zespołu wydzielonego. A to oznacza, że na dowódcę potrzebujemy co najmniej wiceadmirała. Jeżeli dam to stanowisko kontradmirałowi i to Eskadry Czerwonej, będę miał regularny bunt starszych rangą oficerów!

— To go awansuj.

— Nie mogę: Lucien dwa lata przed czasem awansował go z komodora. Zapomnij o tym, Hamish: Sarnow jest dobry, ale nie może dowodzić stacją Hancock.

— To kogo chcesz tam posłać? — zapytał Alexander i urwał zaniepokojony. — Tylko nie to, Jim! Nie mnie!

— Nie ciebie, choć nie ma nikogo, kogo bardziej chciałbym tam widzieć — westchnął Webster. — Ale nawet przy pełnym stanie okrętów zespół wydzielony to coś dla wiceadmirała, nie wyżej. Poza tym chcę, żebyś był bliżej domu, gdyby sprawy naprawdę zaczęły się pieprzyć. Myślałem o Yanceyu Parksie.

— Parks? — Brwi gospodarza podjechały gwałtownie w górę.

— Jest prawie tak dobrym strategiem jak ty i doskonałym organizatorem.