— To dlaczego mówisz to tak, jakbyś sam siebie próbował przekonać? — uśmiechnął się złośliwie White Haven.
— Nie próbuję przekonać siebie — prychnął gość. — Próbuję przekonać ciebie, żebyś się ze mną zgodził.
— Nie wiem, Jim… — Alexander wstał, podszedł do okna i zapatrzył się w deszcz, po czym odwrócił, i łącząc dłonie za plecami, wbił wzrok w płomienie. — To, co mnie najbardziej martwi, to jego skłonności do myślicielstwa.
— A od kiedy to jest akurat wada?! — zdziwił się Webster. — Twój główny zarzut w stosunku do Caparelliego jest zdaje się taki, że on rzadko myśli?
— Punkt dla ciebie — uśmiechnął się gospodarz. — Na dodatek Yancey od dawna zajmuje się kwestią rozbudowy całego sektora, zna więc dokładnie rejon, wszystkie jego wady i zalety. A jego najpilniejszym zadaniem będzie doprowadzenie systemu Hancock do stanu pełnej gotowości bojowej.
— Nie wiem, Jim… — powtórzył White Haven, nie odwracając głowy.
Dopiero po dobrej minucie wyprostował się i odwrócił.
— Coś w tym pomyśle mi się nie podoba — powiedział wolno. — Może to, że uważam go za ciepłe kluchy… wiem, że ma jaja i odwagę, ale brak mu ognia… zdecydowanie. Ma instynkt strategiczny, ale często tak się zagłębia w analizy swoich decyzji, nim je podejmie, że w praktyce pozostaje niezdecydowany.
— Analityk może być właśnie tym kimś, kogo tam potrzebujemy.
White Haven zmarszczył brwi, po czym prychnął i oznajmił:
— Coś ci powiem: daj mu Sarnowa na dowódcę flotylli i masz moje błogosławieństwo!
— Szantażysta! — warknął Webster, nie kryjąc śmiechu.
— To mi nie płacz i nie marudź. Tak naprawdę Wasza Lordowska Mość nie potrzebuje mojej zgody, prawda?
— Prawda. — Webster potarł podbródek. — Zgoda.
— No i dobrze. — Alexander uśmiechnął się także i wrócił na fotel, po czym zapytał nienaturalnie obojętnym tonem. — Tak na marginesie, Jim, jest coś, o czym ja chciałbym z tobą porozmawiać, korzystając z okazji.
— Doprawdy? — Webster rzucił mu badawcze spojrzenie znad filiżanki, a potem odstawił ją. — Ciekawe o czym?… Niech zgadnę… Przypadkiem nie o twojej nowej protegowanej, kapitan Harrington?
— Nie nazwałbym jej protegowaną — zaoponował gospodarz.
— Tak? W takim razie ktoś inny napastował Luciena i mnie, żebyśmy wreszcie dali jej jakiś okręt.
— Była protegowaną Raoula, nie moją. Ja po prostu uważam, że jest naprawdę doskonałym oficerem, i to z tych, których mamy niewielu.
— I która dała się tak zmasakrować, że poskładanie jej do kupy zajęło coś koło roku standardowego.
— Przestań błaznować! — warknął Alexander. — Nie śledziłem jej stanu zdrowia, ale w przeciwieństwie do ciebie miałem okazję ją spotkać. Zniszczyła krążownik liniowy przewyższający jej okręt tonażem i uzbrojeniem prawie trzy do jednego, i to po tym, jak została ranna! A o traumatycznych przejściach też wiem co nieco, jakbyś zapomniał… Jeśli w stu procentach nie wróciła do zdrowia, to zjem mój beret na śniadanie!
— Szkoda, że tego nie zobaczę — westchnął z uczuciem Webster, starannie ukrywając zaskoczenie wywołane gniewem w głosie rozmówcy. — Jak doskonale wiesz, to właśnie lekarze opóźniają całą sprawę. Ja chcę mieć ją z powrotem w służbie czynnej, Lucien chce ją tam mieć i ty też tego chcesz, a oni się obawiają zbyt szybko dać jej dowództwo. Myślą, że może potrzebować więcej czasu.
— Olej ich i daj jej okręt, Jim — przerwał mu niecierpliwie White Haven.
— A jeśli komisja kwalifikacyjna będzie miała zastrzeżenia?
— Zastrzeżenia? — Alexander poderwał się z groźnym błyskiem w oczach.
— Czy byłbyś może tak uprzejmy usiąść i przestać zachowywać się tak, jakbyś miał ochotę mi przylać? — spytał niezwykle grzecznie Webster.
Earl White Haven zamrugał gwałtownie, najwyraźniej dopiero zdając sobie sprawę z własnego postępowania, rozejrzał się i usiadł.
— Dziękuję uprzejmie — odetchnął Pierwszy Lord Przestrzeni, gdy gospodarz założył nogę na nogę. — Widzisz, Hamish, najbardziej boją się o nią psychiatrzy. White Haven z wyraźnym wysiłkiem utrzymywał język za zębami, co Webster obserwował cierpliwie i w milczeniu. — Jak wiesz, obaj z Lucienem musimy mieć doskonale udokumentowaną sprawę, jeśli chcemy postąpić wbrew opinii komisji lekarskiej, zwłaszcza jeśli chodzi o kapitanów okrętów. Rekonwalescencja Harrington była długa i ciężka: nie znam wszystkich szczegółów, ale były poważne komplikacje w leczeniu, a jak sam dobrze wiesz, takie przejścia mogą wyczerpać nerwowo.
Webster przerwał, czekając na reakcję: żona Alexandra od lat była prawie kompletną inwalidką, toteż wiedział z autopsji, jak to wygląda. — No właśnie. Z tego co wiem, przeszła lekkie załamanie, ale sobie poradziła. Łapiduchów natomiast najbardziej martwią straty w ludziach, którymi dowodziła. No i śmierć Raoula… Był dla niej jak drugi ojciec, z tego co mi wiadomo, a zginął, gdy jej nie było w układzie Grayson. Taka sytuacja wywołuje poczucie winy i ból, a ona niespecjalnie chciała rozmawiać o tym z kimkolwiek.
Alexander otworzył usta, zastanowił się i zamknął je z powrotem — Harrington straciła dziewięciuset ludzi, a trzystu odniosło ciężkie rany, powstrzymując Saladina przed zniszczeniem Graysona, i pamiętał wyraz jej twarzy, gdy obronna maska na chwilę pękła.
— Jakie są wyniki testów? — spytał po chwili.
— Mieszczą się w przyjętych granicach, ale nie zapominaj o jej treecacie. — Webster parsknął pogardliwie. — Psychole za nic na świecie nie mogą! Niedawno dostałem długi elaborat od kapitana Hardinga na temat tego, jak więź empatyczna człowieka i treecata może wpłynąć na sfałszowanie wyników testu psychicznego. Coś pięknego, mówię ci.
— Przecież to wyjaśnia, dlaczego nie wypłakała im się w rękaw! — ocenił z namysłem White Haven. — Poza tym wiesz, że nie licząc tego całego Hardinga, psychiatrzy i reszta nigdy nie byli w stanie określić, jak właściwie działa ta więź, co od zawsze doprowadzało ich do szału. Ale nawet oni musieli przyznać, że ma silny, stabilizujący wpływ na psychikę człowieka, a Harrington należy do wyjątkowo upartych. Jeżeli sama potrafi sobie z czymś poradzić, nie poprosi nikogo o pomoc.
— I właśnie dlatego nie chcą jej dać dowództwa. Żeby nie znalazła się w sytuacji, w której będzie musiała podejmować decyzje bojowe, trzymając się zdrowego rozsądku jedynie uporem. Los zbyt wielu osób będzie zależał od jej oceny sytuacji… zbyt wiele istnień. Poza tym, taka sytuacja krytyczna nie byłaby też dobra dla niej.
— Fakt. — White Haven zamyślił się i niespodziewanie potrząsnął głową. — Tylko że do czegoś takiego nigdy nie dojdzie. Owszem, jest uparta, ale nie głupia, i prawdę mówiąc, wątpię, by wiedziała, jak się sama oszukiwać. Gdyby miała poważne kłopoty, powiedziałaby o tym… niekoniecznie nam… Jej rodzice są lekarzami, tak?
— Tak. — Webster nie ukrywał zaskoczenia faktem, że gospodarz o tym wie. — Jej ojciec ją operował i leczył. Dlaczego pytasz?
— Bo to oznacza, że muszą zdawać sobie sprawę z potencjalnych problemów, i to lepiej niż inni, dla których Harrington jest jedynie kolejnym przypadkiem. Gdyby uważali, że tego potrzebuje, zmusiliby ją albo przekonali, by skorzystała z pomocy specjalistów. Ludzie, którzy tak wychowali dziecko, nie oszukują sami siebie, a w przeciwieństwie do tego całego Hardinga znają ją i jej kontakt z treecatem od samego początku, od dzieciństwa. Prawda?
— Prawda — zgodził się Webster łagodnie i z niespodziewanym lekkim uśmieszkiem.