Выбрать главу

Honor zmusiła się do zaprzestania podobnie optymistycznych rozważań.

— Jest pełna szybkość, ma’am — oznajmiła z szerokim uśmiechem Oselli. — Pięćset pięć koma pięć g, ma’am!

— Doskonale! — Tym razem Honor nawet nie próbowała ukryć radości: było to o dwa i pół procent więcej, niż zakładali konstruktorzy i stocznia.

Owszem, było to także o trzy procent mniej, niż osiągał jej poprzedni okręt, ale HMS Fearless miał tylko trzysta tysięcy ton.

Ponownie wdusiła przycisk interkomu.

— Maszynownia, komandor Ravicz.

— Mówi kapitan. Wszystkie wskazania w normie, Iwan?

— Tak, ma’am. Ale wolałbym zbyt długo nie utrzymywać tej prędkości. — W głosie Ravicza słychać było zarówno dumę, jak i zawodową ostrożność. — Chociaż okręt jest zbudowany co się zowie!

Przedstawicielka stoczni wyszczerzyła się radośnie, słysząc ten komplement.

— Wkrótce zmniejszymy prędkość — obiecała Honor i wyłączyła interkom. — Macie Constanza, proszę utrzymywać tą prędkość przez następne trzydzieści minut.

— Aye, aye, ma’am.

Honor rozparła się wygodniej w fotelu. Załoga mostka była wyraźnie zadowolona z osiągnięć okrętu. Ona sama myślała już o czymś innym — po próbie prędkości należało sprawdzić uzbrojenie pokładowe i dlatego właśnie lecieli ku Pasowi Beta będącemu tradycyjnym poligonem artyleryjskim Królewskiej Marynarki. Gdy skończą próby, będzie w nim o ładnych parę asteroidów mniej, co stanowiło miłą perspektywę. Podrapała Nimitza za uszami; odpowiedział zadowolonym mruczeniem.

James MacGuiness nalał gorącego kakao do kubka i obserwował z lekkim zaniepokojeniem Honor, która czym prędzej powąchała aromatyczną zawartość. Natychmiast też przybrał kamienny wyraz twarzy, widząc, jak nieruchomieje z zaskoczenia.

— Coś tu inaczej pachnie, Mac, albo mam przywidzenie.

— W rzeczy samej pachnie inaczej, ma’am. Proszę spróbować.

Honor upiła łyczek i jej brwi uniosły się aż do nasady włosów. Upiła drugi, większy, i z westchnieniem odstawiła kubek.

— Doskonałe! Czego dodałeś?

— Odrobinę migdałów, ma’am. Bosman powiedział mi, że tak przyrządzają kakao na Gryphonie.

— Mogę zrozumieć dlaczego. Przypomnij mi, bym powiedziała o tym ojcu przy najbliższym spotkaniu, dobrze?

— Oczywiście, ma’am. — MacGuiness bezskutecznie próbował ukryć, jaką przyjemność sprawiła mu jej reakcja, po czym wyprostował się pospiesznie, gdy rozległ się brzęczyk oznaczający, że ktoś chciałby wejść.

— Tak? — Honor wcisnęła klawisz interkomu.

— Pierwszy oficer, ma’am — zameldował wartownik.

— Dziękuję, kapralu. — Innym przyciskiem otworzyła drzwi i do kabiny weszła komandor Henke.

— Chciała się pani ze mną widzieć, ma’am?

— Chciałam, Mike. Siadaj.

Henke siadła i przestała zachowywać się służbowo, słysząc nieoficjalny ton, a Honor zwróciła się do stewarda:

— Komandor Henke należy do barbarzyńskich kawożłopów, Mac. Mógłbyś zrobić jej coś stosownego?

— Naturalnie, ma’am. — MacGuiness skierował się ku drzwiom do kuchni.

Henke zaś potrząsnęła z podziwem głową i skomentowała:

— Nadal łykasz kalorie jak wodę. Nic dziwnego, że tyle czasu spędzasz w sali gimnastycznej.

— Nonsens. Jak się ma aktywny metabolizm, w przeciwieństwie do większości śmiertelników, to można sobie osładzać życie przysmakami bez obawy o linię.

— No — prychnęła Henke. — Aktywny metabolizm, tak?.,. MacGuinnes pojawił się z filiżanką kawy. Filiżanka tak jak i spodeczek ozdobione były złotym paskiem i herbem HMS Nike — uskrzydloną boginią zwycięstwa ciskającą błyskawice z wyciągniętej ręki. A pod herbem znajdował się numer taktyczny BC-09: taki numer nosił drugi z kolei okręt tej nazwy, co oznaczało, że filiżanka stanowiąca część kapitańskiej zastawy i miała ponad pięćset standardowych lat i rezerwowana była na specjalne okazje.

— Mogę się dowiedzieć, czemu zawdzięczam ten honor? — spytała podejrzliwie Henke.

— Prawdę mówiąc, powody są dwa. Pierwszy taki, że pamiętałam o twoich urodzinach… no, nie jęcz tak rozpaczliwie. Nie robisz się starsza, tylko lepsza.

— Może. Ale nie o wiek chodzi. Jak cię znam, nie omieszkałaś poinformować o tym całej mesy oficerskiej, pewnie przez tego tu zaufanego pomagiera. Zrobiłaś to, prawda?… No tak, skoro udajesz wcielenie niewinności, to zrobiłaś. A to znaczy, że będą śpiewać tę kretyńską piosenkę! A, wiesz, jaki mam słuch muzyczny… słyszałaś kiedyś Ravicza próbującego śpiewać?!

Aż nią wstrząsnęło, więc Honor pospiesznie rozkaszlała się, by zamaskować atak śmiechu.

— Przeżyjesz — uspokoiła gościa. — Drugim natomiast powodem tej małej uroczystości jest to, że dostaliśmy wreszcie rozkazy.

— Tak? — Henke odstawiła filiżankę i usiadła prosto, nie kryjąc zaskoczenia.

— Zaraz po osiągnięciu pełnej gotowości mamy udać się na stację Hancock, do której HMS Nike otrzymuje stały przydział jako okręt flagowy kontradmirała Eskadry Czerwonej Marka Sarnowa, dowódcy Piątej Eskadry Krążowników Liniowych. Kropka.

— Proszę, proszę: flagowiec nowej eskadry bazującej w systemie Hancock… — Oczy Henke rozbłysły. — Nieźle. Z tego co słyszałam, wokół Sarnowa zawsze coś się dzieje.

— Miejmy nadzieję, że słyszałaś dobrze. Nigdy go nie spotkałam, ale mówią o nim dużo dobrego. No i nieźle znam przynajmniej jednego członka jego sztabu.

— Którego?

— Jego oficer łączności, komandor porucznik Webster, był moim szefem łączności na placówce Basilisk.

— Webster… — powtórzyła z namysłem Henke. — Kuzyn sir Jamesa? Czy siostrzeniec?

— Siostrzeniec. Jest młody, ale nie zawdzięcza stopnia koligacjom. Sądzę, że go polubisz.

— Jeżeli wykonuje swoje obowiązki równie dobrze jak wujek, to prawdopodobnie tak. — Henke uśmiechnęła się. — Mówiąc o krewnych i znajomych, ja też mam jednego takiego na stacji Hancock.

— Naprawdę?

— Kuzyna, co prawda piątą wodę po kisielu, ale zawsze. Jest zastępcą dowódcy stacji i szefem stoczni remontowej… — Henke przekrzywiła głowę i przyjrzała się gospodyni z namysłem. — Tak w ogóle tu już się spotkaliście.

— Tak? — Honor nie kryła zdziwienia: miała okazję poznać sporo krewniaków swej rozmówczyni, gdy były jeszcze w akademii; głównie egzaltowanych osóbek odwiedzających ją w rozmaite święta. Żadna z nich jakoś nie pasowała na zawodowego oficera Królewskiej Marynarki.

— Ano tak. Spotkałaś go na placówce Basilisk. To kapitan Paul Tankersley.

Honor prawie się udało nie zacisnąć ust. Nie żeby miała coś przeciwko Tankersleyowi, którego prawdę mówiąc, przypominała sobie raczej mgliście — niewysoki, krępy, solidny i najwyraźniej postawiony w głupiej sytuacji. Jej odruchowa reakcja była związana nie z nim, a z jego dowódcą, lordem Youngiem.