Wiadomym z góry było również, że autorami znacznej części tych plotek byli zawistni, a takich nigdzie nie brakuje. W dodatku wydawało się mało prawdopodobne, by Admiralicja dała dowództwo HMS Nike oficerowi, co do którego Ich Lordowskie Moście żywili wątpliwości. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, iż wiele wskazywało, że admirał White Haven zdecydował się zrobić z kariery Honor Harrington dzieło swego życia. Sarnow znał go, choć nie powiedziałby, że dobrze, i to właśnie utwierdzało go w przekonaniu, że Harrington jest naprawdę znakomitym oficerem. Zadaniem admirała była przede wszystkim opieka nad młodymi talentami, ale wątpliwości wywołała świadomość, iż White Haven jak dotąd nie użył swych wpływów w przypadku żadnego obiecującego oficera. Harrington była pierwsza…
Poza tym Sarnow musiał poznać ją jako osobę, a nie tylko oficera, ponieważ była dowódcą jego nowego okrętu flagowego i oficerem flagowym, a więc kimś zaliczonym do grona najbliższych współpracowników. Dlatego potrzebował opinii człowieka, który ją znał, a Samuel Webster był wręcz idealnym kandydatem. Raz — dlatego, że mimo młodego wieku zetknął się zawodowo z większą liczbą oficerów niż sam Sarnow. Dwa — bo właśnie pod rozkazami Harrington został ciężko ranny, co powinno zrównoważyć ewentualną tendencję do idealizowania jej. W dodatku był inteligentny i spostrzegawczy, a Sarnow ufał jego opiniom o ludziach.
Webster kręcił się w fotelu, nie bardzo wiedząc, jak się wyłgać od odpowiedzi. Wydawało mu się nielojalnym rozmawiać o Honor z jej aktualnym dowódcą, mimo że już od dawna nie był jej oficerem łączności.
— Nie jestem pewien, o co konkretnie panu chodzi, sir — powiedział w końcu.
— Wiem, że stawiam cię w niezręcznej sytuacji, ale jesteś jedynym człowiekiem mojego sztabu, który ją poznał, i… — Sarnow wzruszył ramionami, nie kończąc.
Webster westchnął ciężko i oznajmił:
— W takim razie powiem krótko: ona jest najlepsza. Kiedy wygnano nas na placówkę Basilisk, mieliśmy poważne problemy… kapitan poradziła sobie z nimi sama, i to ani razu nie podnosząc głosu, Wie pan, czym była placówka Basilisk, a my stanowiliśmy załogę, jakiej trudno byłoby pozazdrościć jakiemukolwiek kapitanowi. Tak to wyglądało, gdy tam przybyliśmy. Gdy odlatywaliśmy, takiej załogi pozazdrościłby każdy!
Webster umilkł, zaskoczony własnymi emocjami. Sarnow zaś milczał, czekając na ciąg dalszy. I nie dając po sobie poznać, że także jest nieco zdumiony — Samuel Webster nieczęsto okazywał w ten sposób emocje.
— W jakiś sposób kapitan potrafi uaktywnić w podkomendnych to, co w nich najlepsze, i to często w takim stopniu, że ich samych to zaskakuje… i nie wydaje mi się, by powodowało to jej postępowanie. Dzieje się tak, bo jest taka, jaka jest, sir. Jej się ufa, bo wie się, że nigdy człowieka nie zawiedzie. A kiedy wszystko się wali i pali, to jeśli ktoś zdoła pana uratować, to właśnie ona… Nie jestem oficerem taktycznym, ale widziałem dość w układzie Basilisk, by wiedzieć, że jest naprawdę dobrym taktykiem. Nie wiem, czy pan jest świadom, jak Upiorna Hemphill wykastrowała nasze uzbrojenie, sir. W skrócie rzecz ujmując, niszczyciel był w stanie nas pokonać, bo przez tę głupią lancę grawitacyjną z uzbrojenia zostały nam żałosne resztki. Wiedzieliśmy o tym, a nikt nie zaprotestował, gdy kapitan zaczęła gonić tego rajdera. Zanim go wykończyliśmy, okręt był wrakiem, a dwie trzecie załogi martwa lub ciężko ranna. Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, jak go wykończyła i jak zdołała przeprowadzić nas przez ciągły ostrzał, ale dokonała tego. Nie wierzę, by ktokolwiek inny zdołał to zrobić. — Głos Webstera był cichy, lecz wyraźnie słyszalny, bowiem w kabinie panowała idealna wręcz cisza. — Obwinialiśmy ją o zesłanie na placówkę Basilisk, gdy się tam zjawiliśmy. Nie była to jej wina, ale w niczym nie zmieniało to naszych uczuć i nie ukrywaliśmy tego. Zanim zaczęła się walka, stanowiliśmy taką załogę, że poszlibyśmy za nią do piekła. I prawdę mówiąc, zrobiliśmy to… a ci, którzy przeżyli, zrobią to ponownie, jeżeli będzie tego chciała… Nie wiem, czy to jest to, czego chciał się pan dowiedzieć, sir, ale…
Webster zaczerwienił się i wzruszył bezradnie ramionami. A potem podniósł wzrok i spojrzał w zielone oczy Sarnowa. Przez naprawdę długą chwilę w kabinie panowała cisza.
— Dziękuję, Samuelu — powiedział w końcu cicho Sarnow. — Dokładnie tego chciałem się dowiedzieć!
Honor ze zmarszczonym czołem waliła w klawisze — w takich przypadkach jak ten miała nieodparte wrażenie, że siłę napędową Królewskiej Marynarki naprawdę stanowią meldunki, raporty, zestawienia i inne bzdurne papierki. Bez względu na to, ile ich nie napisała, wypełniła czy wysłała, nigdy nie było widać końca. Dział okrętowy okazał się gorszy od personalnego — zapewne miało to stanowić karę dla nieostrożnego dowódcy, który zepsuł najnowszą zabawkę Ich Lordowskich Mości, którą ci w swej łaskawości mu powierzyli. Ciekawiło ją tylko, czy Ich Lordowskie Moście sami wpadli na tę formę kary, czy też podpowiedział im ją jakiś psychopata.
Skończyła ostatnie poprawki do raportu Ravicza, przeniosła odnośniki do swego własnego raportu oraz do tego sporządzonego przez kapitana Tankersleya, podpisała się i przyłożyła kciuk do skanera. A potem rozesłała dokument wraz z istotnymi załącznikami we wszystkie stosowne miejsca. Czyli do admirała Sarnowa, admirała Parksa, Trzeciego Lorda Przestrzeni Danversa, konstruktora HMS Nike, a ostatni do inspekcji technicznej HMSS Hephaestus. I odetchnęła z prawdziwą ulgą.
Opadła na oparcie fotela i dostrzegła stojący na biurku kubek ze świeżym kakao — nie zauważyła nie tylko, kiedy się tam znalazł, ale nawet pojawiania się MacGuinessa w kabinie. Obiecała sobie podziękować mu przy pierwszej okazji i ponownie westchnęła. Tym razem bez śladu ulgi: czekała na nią jeszcze sterta elektronicznych papierków i miała świadomość, że powinna się tym czym prędzej zająć, a nie miała najmniejszej ochoty. Z jednej strony chciałaby zejść do trzeciej maszynowni i sprawdzić, jak postępują prace, co nie spotkałoby się ze zrozumieniem podkomendnych Tankersleya. Z drugiej czuła, że ogarnia ją gorączka bezczynnościowa spotęgowana przez alergię do papierkowej roboty. Skutecznym środkiem na to pierwsze była godzina w sali gimnastycznej, na drugie…
Autoanalizę przerwał jej sygnał łączności, więc z czymś w rodzaju ulgi uaktywniła połączenie.
— Tu kapitan.
— Komandor porucznik Monet, ma’am. Mam prywatne połączenie do pani od admirała Sarnowa z Irresistible, ma’am.
Honor czym prędzej odstawiła kubek i przeczesała palcami włosy, nadal zbyt krótkie, by zapleść je w warkoczyk, jak robiła to większość żeńskiego personelu, jednak wystarczająco już długie, by należało je czesać. Skrzywiła się, rozplątując jakiś minikołtun, i obciągnęła kurtkę mundurową, żałując, iż nie przewidziała, że Sarnow spróbuje się z nią skontaktować. Miała na sobie jeden z ulubionych, czyli uczciwie sfatygowanych mundurów, i wolała nie myśleć, jaka będzie reakcja MacGuinessa, gdy się dowie, że pokazała się pierwszy raz nowemu dowódcy w czymś tak niestosownym. Nie miała jednak czasu się przebrać — żaden kapitan nie kazałby czekać na siebie admirałowi, jeśli miał resztki instynktu samozachowawczego, zwłaszcza kiedy tenże admirał kontaktował się pierwszy raz z rzeczonym oficerem.