Выбрать главу

— Załatwione! — oświadczyła radośnie. — W takim razie pan zaczyna ćwiczenia, a ja wracam do papierków. Kiedy znajdzie pan czas na pierwszy trening?

— Jutro punkt dwunasta, jeśli nie ma pani nic przeciwko temu. — W głosie Tankersleya słychać było ulgę — zamknęli drażliwy temat. — W czasie pierwszej wachty ekipa zewnętrzna powinna zacząć demontaż pancerza i płyt poszycia zewnętrznego pod trzecią maszynownią i chcę przy tym być. W południe powinni już skończyć.

— Doskonale! W takim razie do zobaczenia jutro w południe, kapitanie Tankersley. — Pożegnała go skłonem głowy i ruszyła ku prysznicom.

Nimitz zeskoczył z poręczy i z dumnie uniesionym ogonem pomaszerował w stronę szatni.

ROZDZIAŁ VIII

Krążownik liniowy HMS Invincible przyspieszył, kierując się ku wyznaczonym celom, co z pozornym spokojem obserwowała ze swego fotela dowodząca nim kapitan Marguerite Daumier. Jej okręt prowadził atak dywizjonu i w rzeczywistości wcale nie była taka spokojna, na jaką wyglądała. Na całym mostku wyczuwało się napięcie, toteż Honor pogłaskała uspokajająco Nimitza, starając się zachować wyraz twarzy nie wyrażający absolutnie niczego. Daumier dowodziła okrętem od ponad roku standardowego i obsada mostka była zgrana w takim stopniu, o jakim dyżurna wachta HMS Nike jak na razie mogła jedynie pomarzyć. Honor nie powiedziałaby zresztą tego nikomu, a poza tym nie miało to w tej chwili większego znaczenia, bowiem dywizjon jako formacja spisywał się znacznie poniżej standardów Royal Manticoran Navy.

Nie było to winą Daumier ani w ogóle niczyją. Trzy okręty stanowiące dywizjon nigdy wcześniej ze sobą nie współdziałały, toteż manewry pełne były wahań i opóźnień. No i zdarzały się bardziej rażące błędy: Intolerant na przykład nie zmienił kursu i przez ponad dziewięćdziesiąt sekund leciał starym z prędkością trzystu osiemdziesięciu g, nim kapitan Trinh zorientował się, co zaszło. Honor nawet nie próbowała sobie wyobrazić, co nastąpiło na mostku krążownika, gdy się zorientował. Spodziewała się też podświadomie, że Sarnow każe go natychmiast wywołać i obsobaczy, aż echo pójdzie, ale admirał jedynie skrzywił się boleśnie i w całkowitej ciszy obserwował na ekranie powrót okrętu do formacji.

Był to największy jak dotąd błąd, ale nie jedyny. I choć większości z nich nie zauważyłby postronny obserwator, dla uczestników ćwiczeń wszystkie były boleśnie widoczne. Krążowniki liniowe bowiem pomimo swych rozmiarów i uzbrojenia nie były okrętami liniowymi w pełnym znaczeniu tego słowa — były zbyt słabo opancerzone i uzbrojone, by wymieniać z większymi okrętami salwy burtowe w pojedynku rakietowym czy artyleryjskim. Ich zaletą była szybkość i zwrotność, dzięki którym mogły wymanewrować większego przeciwnika, a także złapać mniejszego, stanowiącego ich naturalną niejako ofiarę. Jednak żeby tego dokonać, a zwłaszcza złapać szybsze i prędzej reagujące na stery krążowniki czy niszczyciele, załogi poszczególnych okrętów oraz formacje, w których działały, musiały być idealnie zgrane. Dywizjon, którego ćwiczenia właśnie obserwowała, manewrował wręcz tragicznie, niezależnie jak dobra była każda z załóg z osobna. Po prostu nie stanowił jedności niezbędnej dla powodzenia akcji.

Było to szczególnie widoczne na tle poczynań drugiego dywizjonu — Achilles i Cassandra współdziałały od ponad dwóch lat standardowych, toteż komodor Isabella Banton idealnie wykonywała wszystkie manewry, a oba okręty manewrowały niczym jeden z dużą precyzją. Gdyby doszło do rzeczywistego starcia, okręty Banton wygrałyby, co nie wprawiało w radosny nastrój kapitan Daumier.

— Wchodzimy w zasięg skutecznego ognia, ma’am — zameldował napiętym głosem oficer taktyczny siedzący niczym na szpilkach.

Widać było, że robi, co może, by nie odwrócić się i nie spojrzeć na Sarnowa.

— Proszę przekazać tę informację pozostałym okrętom — poleciła Daumier oficerowi łącznościowemu. — I poprosić o potwierdzenie ich gotowości do otwarcia ognia.

— Aye, aye, ma’am… wszystkie jednostki potwierdziły pełną gotowość, ma’am.

— Dziękuję, poruczniku Mayers.

Daumier odchyliła się na oparcie fotela, krzyżując ręce na piersiach. W jej pozycji było coś błagalnego i Honor z trudem stłumiła porozumiewawczy uśmiech, by ktoś go błędnie nie odczytał. Oczywistym było, że Daumier wolałaby sprząc kontrolę ognia Agamemnona i Intoleranta i sterować nimi zdalnie, ale nie to było celem ćwiczenia. Sarnow wiedział, że Invincible doskonale strzela; teraz chciał się dowiedzieć, jak zachowa się dywizjon przy przelocie z dużą prędkością i ostrzelaniu celów z małej odległości. I to celów, które ujawnią się dość późno. Honor podejrzewała, że znała odpowiedź, a brak taktycznej łączności między okrętami sugerował, że nie będzie ona miła.

— Jesteśmy na pozycji; zaczynamy poszukiwanie celu… — odezwał się oficer taktyczny. — Mamy kontakt, ma’am!… Kontakt zidentyfikowany i namierzony, ma’am!

Celem były oznaczone radiolatarniami asteroidy udające wrogie okręty — każda jednostka miała przyporządkowany inny ich zestaw.

— Ognia! — poleciła ostro Dumarest.

Sekundę później Invincible odpalił pełną salwę burtową, a Honor odruchowo spojrzała na ekran wizualny — całkowicie bezużyteczny, jeśli chodzi o kontrolowanie przebiegu bitwy, ale przekazujący niezwykle widowiskowy obraz przy strzelaniu na tak małą odległość. Rozkwitł na nim bezgłośny huragan ognia i destrukcji, gdy lasery i grasery trafiły niklowo-żelazowe asteroidy. Mniejsze po prostu zniknęły, większe rozbłysły niczym gwiazdy, rozpadając się na kawałki, a moment później, gdy do celu dotarły rakiety, eksplodowały minisupernowe. Honor poczuła coś zbliżonego do podziwu. Widziała już większe zniszczenia spowodowane przez jedną salwę burtową — sama je powodowała jako oficer taktyczny HMS Manticore, ale było to dawno temu, a superdreadnaught, na którym służyła, podobnie jak inne okręty tej klasy, był potężny i powolny. Teraz było inaczej — zniszczenie siał okręt zwrotny i silnie uzbrojony, a w ślad za nim leciały inne. Taki dywizjon stanowił śmiertelnie niebezpieczną broń.

Albo raczej powinien ją stanowić. Jedno spojrzenie na ekran taktyczny wystarczyło, by się przekonać, że tym razem ktoś coś spartaczył wręcz konkursowo. Honor nie odrywała wzroku od ekranu, pamiętając, by za nic nie spojrzeć na Sarnowa, i czekając, aż dywizjon skończy strzelanie, a wyniki zostaną przeanalizowane i wyświetlone. Jeden z okrętów — wyglądało na to, że ponownie pechowy Intolerant namierzył i ostrzelał niewłaściwy zestaw radiolatarń.

W prawdziwej bitwie oznaczałoby to, że jeden z wrogich okrętów nie dość, że w ogóle nie ucierpiał, to na dodatek jego kontrola ognia, nie będąc zmuszona równocześnie bronić się i atakować, mogła spokojnie wybrać cel i strzelać, jakby brała udział w ćwiczeniach. A to z kolei znaczyło, że co najmniej jeden okręt Sarnowa zostałby poważnie uszkodzony. Albo i zniszczony.

Cisza na mostku stała się wręcz nieznośna nim Sarnow odchrząknął. Daumier wyprostowała się odruchowo, jakby czekając na nieunikniony cios.

— Wydaje mi się, że mamy problem, pani kapitan — odezwał się niespodziewanie spokojnie Sarnow i poczekał, aż Daumier spojrzy na niego. — Kto spudłował?

— Intolerant ostrzelał cele Agamemnona, sir — odparła starannie wypranym z emocji głosem, co spotkało się z pełną aprobatą Honor.

— Rozumiem. — Sarnow splótł ręce za plecami i powoli podszedł do stanowiska taktycznego, gdzie dokładnie przestudiował wyniki i westchnął. — Każde początki są trudne, ale powinniśmy bardziej się postarać, kapitan Daumier.