— Ile pozostało do wejścia w zasięg rakiet?
— Ponad dwanaście godzin, ma’am. — Oficer operacyjny podrapał się po nosie i dodał: — Tylko nadal nie rozumiem, dlaczego zbliżają się w normalnej przestrzeni. Zniszczyli kilkanaście platform z sensorami, ale i tak mamy z nich pełen zapis, więc nie mogą się wyprzeć, że to ich okręty. Co dziwniejsze, zignorowali kilkanaście innych, które miały czy mają ich cały czas w zasięgu, więc zniszczenie tych, które znalazły się na ich drodze, było całkowicie bezużyteczne. Powinni wyjść na granicy nadprzestrzeni, skoro zdecydowali się nas zaatakować, byłoby to ekonomiczniejsze i szybsze. Dlaczego zaczęli tak daleko? Żebyśmy mogli dokładnie ich obejrzeć?
— Nie wiem i prawdę mówiąc, najmniej mnie to martwi — przyznała Longtree. — Zidentyfikowaliśmy ich już dokładnie?
— Jeszcze nie, ma’am; komputery nadal analizują dane z platform perymetru, ale w prowadzącym elemencie są co najmniej dwa krążowniki liniowe.
— Cudownie. — Longtree wbiła się głębiej w fotel, analizując sytuację.
W słowach komandora porucznika Thylmana było sporo racji — napastnicy zachowywali się co najmniej dziwnie. Platformy perymetru wczesnego ostrzegania rozmieszczone w systemie Zuckermana wykryły jednostki Ludowej Marynarki na krótko przed osiągnięciem granicy terytorialnej systemu, w tym przypadku odległej o dwanaście lat świetlnych. To, że dowódca agresorów dopuścił do tego, było nader głupie. Gdyby do ostatniej chwili pozostali w nadprzestrzeni, mieliby szansę całkowitego zaskoczenia jej sił. Mógłby nawet udać się im tak szybki atak, że nie zdążyłaby wysłać kuriera. W obecnej sytuacji miała dość czasu, by załadować do komputera jednostki kurierskiej pełne nagranie z platform. Kurier był już w drodze do sztabu floty: nawet jeśli przeciwnik zniszczy doszczętnie jej eskadrę, Admiralicja i tak będzie wiedziała, czyje to dzieło. Jeśli chodziło o rozpoczęcie wojny bez jej wypowiedzenia był to jeden z bezsensowniejszych sposobów, o jakich słyszała. Co nie stanowiło żadnej pociechy dla tych, którzy mieli z tego powodu zginąć.
— Mamy ostateczną identyfikację sił przeciwnika, ma’am — oznajmił nagle oficer łączności. — Sześć krążowników liniowych, osiem ciężkich krążowników i okręty osłony.
— Rozumiem. — Longtree przygryzła wargę: nawet bez krążowników liniowych jej eskadra miałaby niewielkie szanse; przy takim rozkładzie sił nie miała cienia szansy. — Nadal nie ma śladu innych sił nieprzyjaciela?
— Nie, ma’am — odparł oficer operacyjny. — Cały czas otrzymujemy meldunki z pozostałych rejonów perymetru: to jedyne jego przełamanie.
— Dziękuję, komandorze — powiedziała spokojnie, zastanawiając się, o co tu chodzi.
Obie strony przez lata starannie unikały naruszania granic, a teraz okręty Ludowej Marynarki bezczelnie atakowały bazę floty, tak by wszyscy to widzieli. I to bazę floty, która przestała być naprawdę istotna. To nie miało żadnego sensu!
— Co jest, do…! — Z zamyślenia wyrwał ją osłupiały okrzyk komandora Thylmana. — Oni zawracają, ma’am!
— Co robią?! — Longtree poderwała się z fotela.
— Zawracają, ma’am. — Oficer operacyjny wzruszył ramionami. — Wiem, że to bez sensu, ale całe ich działanie jest takie, a meldunki z perymetru są jednakowe. Okręty przeciwnika oddalają się od nas kursem sto osiemdziesiąt z przyspieszeniem czterysta g, czyli wracają dokładnie tam, skąd przylecieli.
Longtree zatkało z niedowierzania i ulgi: a więc mimo wszystko nie umrze dziś, a wojna między Gwiezdnym Królestwem Manticore a Ludową Republiką Haven nie rozpocznie się w systemie Zuckerman. Pomimo jednak tej ulgi ogólne wygłupienie komodor Longtree jedynie wzrosło. Ponieważ zupełnie nie rozumiała, po co okręty Ludowej Marynarki zrobiły to, co zrobiły. Ich dowódca musiał wiedzieć, że zostały zidentyfikowane, a jedynym „osiągnięciem” jego sił było zniszczenie kilkunastu platform, które bez trudu można było zastąpić. Skoro zdecydował się na coś, co bez trudu mogło być uznane za rozpoczęcie wojny, to dlaczego zrobił to tak nieudolnie i nie dokończył? Za zniszczenie platform Republice groziły takie same konsekwencje jak za zniszczenie jej eskadry, bezsensem było więc pozostawienie jej krążowników w pełni sprawnych.
Nie znała odpowiedzi, ale wiedziała, że jest ona niezwykle ważna. Skoro Republika zdecydowała się naruszyć terytorium Sojuszu i zniszczyć sprzęt Królewskiej Marynarki, musiała mieć w tym jakiś cel. Tym bardziej, że władze Haven musiały zdawać sobie sprawę, że tej prowokacji Gwiezdne Królestwo nie zignoruje.
Tylko o co w tym wszystkim chodziło?
ROZDZIAŁ X
Honor unosiła się na plecach, mając wielki palec prawej nogi zaczepiony o szczebel drabinki w basenie. Było jej naprawdę dobrze. Pierwszy raz od dawna czuła się odprężona. Ostatnie pięć tygodni dało jej się we znaki — nigdy dotąd nie była niczyim kapitanem flagowym, a jej własne doświadczenia z dowodzenia eskadrą wydzieloną były nieco innej natury i prawda okazała się brutalna: nie miała pojęcia, co w praktyce oznacza ta funkcja. Jej oddział został stworzony w celu wykonania konkretnego zadania, a Piąta eskadra Sarnowa była formacją stałą, którą należało zgrać i wyszkolić. Przy niesłabnącym zapale admirała do natychmiastowego naprawiania wszystkich błędów i niedociągnięć, zmęczenie jego bezpośrednich podwładnych było zrozumiałe.
W przypadku Honor dochodziło do tego oswajanie się z nowymi zadaniami i obowiązkami. Z początku starała się nie wchodzić w paradę kapitan Corell, jako że współpraca (lub jej brak) między szefem sztabu a kapitanem flagowym stanowi kluczowy element skuteczności eskadry. Na szczęście szybko okazało się, że Królewska Marynarka dawno temu precyzyjnie rozdzieliła obowiązki i odpowiedzialność oficerów sztabowych i liniowych. Corell miała planować, organizować i doradzać, a w czasie nieobecności Sarnowa podejmować w tym zakresie decyzje, natomiast Honor była taktycznym zastępcą Sarnowa wykonującym plany szefa sztabu i w razie konieczności dowodzącą starciem. Do jej obowiązków należało także ustalanie, które decyzje powinna podjąć samodzielnie, a które pozostawić czy przekazać sztabowi lub samemu Sarnowowi.
W sumie była nawet zadowolona, że Nike przebywa w doku, bowiem eskadra — jeśli nie ćwiczyła zespołowo lub też podzielona na dywizjony — spędzała minimum cztery godziny dziennie na symulowanych manewrach komputerowych. Honor była przy tym obecna, co pozwalało jej się zorientować, czego dokładnie Sarnow od niej oczekuje. Świadomość, że admirał uważnie obserwuje jej poczynania, w pewien sposób rekompensowała brak dodatkowego obciążenia spowodowanego rzeczywistym manewrowaniem siedmioma krążownikami liniowymi (dołączył bowiem do nich Defiant). Gdyby nie awaria na okręcie, miałaby jeszcze na głowie codzienne problemy związane z dowodzeniem okrętem i tym, jak się on sprawuje w trakcie ćwiczeń.
W sumie była bardzo zadowolona z nowego stanowiska — nie licząc Housemana, nie miała żadnych kłopotów z którymkolwiek z podległych admirałowi oficerów, mimo obowiązku okazjonalnego występowania w roli kata, kiedy ktoś coś wyjątkowo zawalił. Współpraca z Sarnowem była zaś czystą przyjemnością — mimo iż wyczerpująca, dawała niesamowitą satysfakcję. Admirał przypominał żywy reaktor fuzyjny — rozpierała go energia, a od pomysłów wręcz się iskrzył. I oczekiwał, że jego oficerowie będą zachowywać się podobnie, co niektórych irytowało. Honor zaś odpowiadało, gdyż pasowało wręcz idealnie do standardów, które powinien spełniać oficer rangi flagowej według Raoula Courvosiera. Mark Sarnow spełniał te wymogi — co do tego nie było cienia wątpliwości. Był doskonałym taktykiem i świetnym przełożonym, co rzadko szło w parze.