Honor znała kiedyś naprawdę wybitnego taktyka, który nigdy nie nauczył się tego, co dla dowódcy najtrudniejsze — nie wiedział, kiedy należy stanąć z boku i pozwolić działać podwładnym. Kiedy służyła na HMS Manticore, był to okręt flagowy Home Fleet i posiadał jednego z najlepszych w Królewskiej Marynarce kapitanów. Został on zmuszony poprosić o przeniesienie, bowiem admirał, którego okrętem flagowym był superdreadnaught, kontrolował najdrobniejsze nawet jego decyzje. Kapitan praktycznie stał się pasażerem na pokładzie własnego okrętu. Kiedy Mark Sarnow wydal rozkaz, wykonanie go pozostawiał podkomendnym — najczęściej Honor. Sprawdzał efekty, nie sposób ich osiągnięcia. Co prawda, jak dotąd współpracowali jedynie w symulacjach, ale dobrze poznała jego styl dowodzenia, dla niego zaś stało się oczywiste, iż ona wykona rozkaz właściwie. Dzięki czemu Sarnow mógł się poświęcić planowaniu kolejnego posunięcia; nie musiał pilnować wykonania poprzedniego.
Był także doskonałym administratorem — zawsze o wszystkim poinformowany, ale zdolny łatwo i z zaufaniem zdać się na podkomendnych. W ciągu tych pięciu tygodni nauczyła się od niego więcej o dowodzeniu eskadrą niż podczas całej swej kariery. I doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Naturalnie, była to tylko część prawdy o nim. Część druga wyglądała następująco — posiadał rzadko spotykaną charyzmę i potrafił zjednywać sobie ludzi, ale nie chciałaby kiedykolwiek go zawieść. Sarnow bowiem nie wpadał w szał, nie wygłaszał tyrad, tylko patrzył na delikwenta z głębokim rozczarowaniem, przemawiał łagodnie i prosto jak do kompletnego przygłupa (albo nieopierzonego midszypmena co było równoważne), po którym nie powinien spodziewać się niczego dobrego. Nawet nie był ironiczny — ofiara i tak miała ochotę zapaść się pod pokład i nie zdarzyło się, by ktokolwiek powtórzył swój błąd.
Coś plusnęło w wodę w pobliżu, przerywając jej myśli. Po paru sekundach nastąpił drugi, bliższy plusk i zaskoczona otworzyła oczy… dokładnie w chwili, w której trzecia piłeczka tenisowa trafiła ją w brzuch. Z cichym jękiem zwinęła się w kłębek, straciła zakotwiczenie i poszła pod wodę. Wyprostowała się, wypłynęła i usłyszała zachwycone miauknięcie odbijające się echem od ścian. Odwróciła się i dostrzegła Nimitza tańczącego na czterech łapach na trampolinie i wysyłającego kolejny pocisk.
Piłka wyładowała tuż przed jej nosem, a kudłaty bombardier już złapał następną.
— Rzuć, a zrobię z ciebie ranne bambosze! — obiecała, potrząsając pięścią.
Nimitz bleeknął radośnie i piąta piłka odbiła się od szczytu jej głowy, ponownie posyłając ją pod wodę. Zdołała jednak złapać piłeczkę i ledwie się wynurzyła, treecat stał się celem. Radosny pisk zmienił się w rozpaczliwy wrzask, gdy trafiony w korpus spadł z trampoliny i z głośnym pluskiem wylądował w basenie.
Wynurzył się na powierzchnię niczym ziemska wydra. Treecaty były jednak zwierzętami nadrzewnymi i nie cierpiały wody, choć potrafiły pływać. Wyrażająca czyste obrzydzenie mina Nimitza wywołała jej dźwięczny śmiech, który treecat całkowicie zignorował — dopłynął pospiesznie do brzegu i wygramolił się z basenu, ciągnąc za sobą mokry i bezkształtny ogon zwykle wyglądający niczym puszysta szczotka do butelek.
Siadł ciężko, prychnął oburzony i słysząc radosny chichot ze swojej osoby, zajął się wykręcaniem ociekającego wodą ogona jako żywo przypominającego szczurzy.
— Sprawiedliwości stało się zadość! — poinformowała go wesoło Honor, podpływając do drabinki. — Nie rób za wcielenie niewinności i nie desperuj: nie skurczysz się! Chodź!
Usiadła na obrzeżu basenu i wzięła ręcznik — Nimitz czym prędzej przymaszerował do niej, wlazł na kolana i w krótkim czasie pełne obrzydzenia prychanie zmieniło się w zadowolone mruczenie.
— I co, Stinker: lepiej ci?
Przyjrzał się jej z namysłem, zastrzygł na zgodę uszami i poklepał ją po udzie prawą chwytną łapą. Honor roześmiała się, tym razem znacznie ciszej, i wzięła w ramiona ciągle jeszcze wilgotnego treecata.
— Nie przeszkadzam? — rozległo się od drzwi. Honor uniosła głowę — stał w nich uśmiechający się lekko Paul Tankersley.
— Nie, w sumie to nie. — Potarła Nimitza jeszcze raz i przegoniła z kolan.
— Wpadł?
— Niezupełnie. — Zachichotała, wstając i obserwując, jak Nimitz w typowy dla siebie sposób próbuje ruchem ogona pokazać, co myśli, co mu średnio wyszło, jako że ogon jeszcze nie całkiem wysechł.
Krok miał jednak równie dumny co zwykle, gdy maszerował na swoje zwyczajowe miejsce na poręczy.
— Zdecydował się na ostrzał celów nawodnych piłkami do tenisa i nie wziął pod uwagę, że złośliwy przeciwnik odpowie ogniem i zestrzeli go z grzędy — wyjaśniła, pokazując pływające w basenie piłeczki.
Tankersley wybuchnął śmiechem.
— Nie sądziłem, że treecaty potrafią być tak pomysłowe — przyznał.
— Jeśli chodzi o jego pomysłowość, granice nie istnieją — poinformowała go rzeczowo Honor, biorąc świeży ręcznik i wycierając sobie włosy. — Powinien go pan zobaczyć z frisbee… W tej sali jest za mało miejsca, ale proszę kiedyś przyłączyć się do nas w normalnej sali gimnastycznej, to zobaczy pan, na co go stać. Tylko proszę zabrać ze sobą hełm.
— Z przyjemnością. Mike mówiła mi, że nadal nie może uwierzyć w to, co on wyprawia z tym plastikowym talerzem.
— Ja też nie do końca — przyznała Honor i zmieniła temat, kończąc wycierać głowę. — Jak prace w trzeciej maszynowni? Dopiero wróciłam z ostatnich ćwiczeń i nie zdążyłam jeszcze zasięgnąć informacji.
— Idzie mi lepiej niż się spodziewałem, prawdę mówiąc — odparł z satysfakcją. — Sugestia komandora Ravicza, żebyśmy przebijali się z dołu, zaoszczędzi nam co najmniej dwa tygodnie. Co prawda będziemy musieli rozpruć więcej pokładów i późniejsze doprowadzenie całego wyposażenia i przejść technicznych będzie koszmarem, ale uniknięcie konieczności przecinania pancerza znacznie przyspieszy sprawę. Wiem, że regulamin zaleca dojście z boku, bo wtedy są mniejsze uszkodzenia sprzętu i ciągów przesyłowych energii, ale został napisany, zanim zaczęto stosować te nowe stopy, i sądzę, że po cichu, ale szybko nastąpią w nim zmiany spowodowane raportami o tej naprawie.
Honor skinęła potakująco głową, doskonale wiedząc, w czym tkwi problem — najnowszy typ pancerza będący skomplikowanym kompozytem ceramiki i stopów metalowych charakteryzował się niewiarygodną lekkością i wytrzymałością już przy niedużej grubości. Co więcej, stanowił integralną część kadłuba, nie zaś dodawane potem płyty, co znacznie zwiększało odporność na uszkodzenia, ale oznaczało równocześnie, że nie istniały fragmenty przewidziane do remontów na wypadek napraw. Z drugiej strony, choć był lekki, swoje ważył, a na niepotrzebny przyrost wagi nie mógł pozwolić sobie największy nawet okręt, toteż dół i góra jednostki, chronione ekranami, opancerzone nie były albo — jeśli już — to bardzo lekko. Przy takim rozwiązaniu możliwe było zwiększenie grubości pancerza burtowego.
Nike nie był opancerzony ani na górze, ani na dole, za to jego burty pokrywał pancerz grubości 12 centymetrów, a najbardziej krytyczne miejsca, takie jak maszynownia, pancerz ponadmetrowej grubości. Dawało to ochronę w przypadku bliskiej detonacji megatonowej głowicy, ale oznaczało równocześnie upiorny wysiłek, jeśli chciało się go przeciąć, nawet przy pomocy chemicznych palników.