— Sądzi pani, że tylko o to im chodziło? Pani admirał? — spytał Cromarty.
— Dysponujemy zbyt skąpymi informacjami, by mieć pewność — przyznała uczciwie. — Możemy jedynie snuć przypuszczenia, a snucie przypuszczeń odnośnie do zamierzeń wroga jest doskonałym sposobem doprowadzenia do konfrontacji, z której żadna ze stron nie będzie w stanie się wycofać.
— W takim razie co powinniśmy zrobić, admirale Caparelli?
— Mamy trzy opcje, sir. Po pierwsze, możemy odmówić udziału w tej grze, jakakolwiek ona jest. Naturalnie, musimy wzmocnić eskorty konwojów i patrole bojowe, ale poza tym możemy nie reagować. Oczywiście, jeśli naprawdę chcą konfrontacji, to będą ją mieli, ale żeby do niej doprowadzić, będą musieli wystąpić otwarcie jako agresorzy. To wyjście oznacza dobrowolne oddanie wrogowi inicjatywy, a przy długości granicy i słabości naszych sil pogranicznych oznacza to, że gdy nas w końcu zaatakują, poniesiemy duże straty w początkowej fazie konfliktu. Zwłaszcza terytorialne. Drugą możliwością jest zagranie dokładnie tak, jak tego oczekują, czyli formalne oskarżenie ich o wywołanie któregoś z incydentów granicznych i ostrzeżenie, że odpowiemy siłą na jakikolwiek kolejny akt agresji. W zgodnej opinii mego sztabu i mojej, jeśli tak postąpimy, musimy symultanicznie wzmocnić nasze siły w najważniejszych bazach i najbardziej oddalonych sojuszniczych systemach. Takie przegrupowanie będzie dowodem, że nie żartujemy, i równocześnie wzmocni ochronę granicy. Po trzecie wreszcie, możemy nic nie mówić i wzmocnić pograniczne bazy. W ten sposób kolejny ruch należałby do Republiki: nadal będzie mogła doprowadzić do konfrontacji, ale my znajdziemy się na miejscu i to wystarczająco silni, by zadać im spore straty. Na dodatek, ponieważ do starcia doszłoby na naszym terenie, nie mogliby twierdzić, że to wina nasza czy naszych sojuszników, co eliminuje pożądany przez nich wydźwięk propagandowy.
— Rozumiem. — Książę Cromarty ponownie wpatrzył się w mapę i zamilkł na dłuższą chwilę. — Pan, admirale, jest zwolennikiem której opcji?
— Trzeciej, panie premierze. — Caparelli nie wahał się ani sekundy. — Jak już powiedziałem, nie zdołamy przeszkodzić im w doprowadzeniu do starcia, jeśli go naprawdę chcą, więc nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy im cokolwiek ułatwić. Jeśli nasze siły przygraniczne okażą się wystarczające, będą zmuszeni przeprowadzić silny atak, co może doprowadzić do regularnej wojny. Jeżeli nie to jest ich celem i chodzi im jedynie o rozrywkę dla tłumu, być może zaniechają dzięki temu dalszych działań. A nawet jeśli to nie nastąpi, damy lokalnym dowódcom szansę zwycięstwa, gdy dojdzie do walki.
— Rozumiem — powtórzył premier i spojrzał wymownie na milczącego cały czas admirała White Haven, który uważnie słuchał wszystkiego i najmniejszym gestem nie zdradzał własnego zdania.
Cromarty doskonale zdawał sobie sprawę, w jak niezręcznej sytuacji go stawiał, ale nie ściągnął go tu po to, by milczał. Skoro nie chciał odezwać się dobrowolnie, należało go zmusić.
— A którą opcję pan by wybrał, admirale White Haven? — spytał książę.
Caparelli zacisnął pod stołem pięści, ale z kamienną twarzą spojrzał na zapytanego.
— Sądzę, że zanim zdecydujemy się na którąkolwiek, powinniśmy zadać sobie pytanie, dlaczego przeciwnik wybrał ten właśnie, a nie inny sposób prowokacji — odparł cicho White Haven.
— Czyli? — ponaglił go Cromarty.
— Chodzi mi o to, że takie samo napięcie wywołaliby, nie rozpraszając wysiłków i sił wzdłuż całej granicy — odparł równie spokojnie i cicho White Haven. — Zaatakowali albo przeprowadzili zwiad praktycznie wszędzie od systemu Minorca do układu Grendelsbane, ale pomijając system Yeltsin, nie pojawili się nigdzie, gdzie znajdują się nasze bazy takie jak Hancock, Talbot czy Reevesport. Każda z nich jest znacznie ważniejsza od takich systemów jak Zuckerman czy Quentin, a trzymali się, poza Yeltsinem, z daleka od nich wszystkich. I to doskonale wiedząc, że na każde zagrożenie którejkolwiek bazy jesteśmy bardzo wyczuleni. Dlaczego?
— Właśnie dlatego, że tam są nasze bazy — odparł ostro Caparelli, po czym zmusił się do spokojniejszego dodania: — Nasze siły w tych systemach są znacznie silniejsze i mobilniejsze. Stąd też okręty Republiki tak szybko opuściły Yeltsin. Wiedzieli, że gdyby spróbowali podobnej taktyki jak w układzie Candor czy systemie Zuckerman, nie ocalałaby żadna z ich jednostek.
— Zgoda. Ale jeśli zrobili to z innego powodu niż tylko po to, by zminimalizować ryzyko? — spytał Hamish Alexander.
— Przynęta? — mruknęła Givens. — Chcieli, żebyśmy rozpoczęli pościg? Czy też…
Popatrzyła na holomapę, jakby widziała ją po raz pierwszy, a White Haven przytaknął.
— Właśnie. Jak powiedział admirał Caparelli, praktycznie nie zostawili nam innej możliwości niż poważne wzmocnienie sił granicznych. Muszą zdawać sobie sprawę, jak zwiększa to ich ryzyko w przypadku kolejnych incydentów… ale wiedzą także, skąd te posiłki muszą pochodzić.
Caparelli chrząknął, przyglądając się mapie i czując napływ gorąca; uświadomił sobie, że White Haven może mieć rację… znowu.
— Sugeruje pan, że chcą nas wciągnąć w strategiczne rozproszenie sił — podsumował.
— Sugeruję, że to może być ich cel — poprawił go Hamish. — Wiedzą, że nie zredukujemy sił pogranicznych baz, a to oznacza, że liczące się wzmocnienie granicznych formacji może pochodzić wyłącznie z Home Fleet. Wiedzą też, że wszystkie okręty wysłane, dajmy na to, do Grendelsbane czy systemu Minorca znajdą się poza zasięgiem skutecznego działania w stosunku do układu Manticore. Jeśli okręty te byłyby tu potrzebne, dotarcie z powrotem zajmie im prawie tyle samo czasu co zespołowi uderzeniowemu Republiki, a co gorsza, ich dowódcy nawet nie będą wiedzieli, że mają wracać, jeśli nie wyślemy do nich kuriera ze stosownymi rozkazami.
— To wszystko prawda, ale jedynie przy założeniu, że Republika dąży do wojny. — W głosie Caparelliego pojawił się nowy ton: mieszanina niedowierzania, że White Haven znów zrobił z niego durnia, i chęć wystąpienia w roli adwokata diabła.
Jednak wyraz jego oczu świadczył, iż Caparelli jest świadom, że ten pomysł ma sens. Po jego słowach zapadła cisza.
— Admirał Givens — książę Cromarty przerwał ją w końcu — czy wywiad dysponuje jakimiś informacjami na poparcie tezy, którą właśnie rozważają admirał White Haven i sir Thomas?
— Nie, panie premierze. Ale obawiam się, że nie mamy również żadnych informacji, które by ją wykluczały. Być może istnieją takowe w masie danych, jakimi dysponujemy, i spróbuję je odnaleźć, ale jeśli Republika przygotowuje się do otwartego konfliktu z nami, jak dotąd nie odkryło tego żadne nasze źródło. Nie oznacza to, że nie może tak być: ich rząd ma duże doświadczenie w utrzymywaniu tajemnic i od dawna jest przeczulony wręcz na punkcie zasad bezpieczeństwa. Poza tym, po pół wieku podbojów nawet najgłupszy oficer Ludowej Marynarki zdaje sobie sprawę z przewagi, jaką daje zaskoczenie. Niestety, nie mamy agentów odpowiednio wysoko, by wiedzieć, jakie decyzje zapadają na najwyższym szczeblu. — Admirał Givens zamilkła, po czym dodała: — Mimo to nie sądzę, żebyśmy mogli nie brać pod uwagę tej możliwości. Pierwszym zadaniem analityka wojskowego jest ustalenie sposobu, w jaki przeciwnik może przy znanych możliwościach wyrządzić jak największe szkody, a dopiero potem planuje on, jak temu zapobiec. Żywienie złudnych nadziei, że przeciwnikowi jakiś plan nie przyjdzie do głowy, to kardynalny błąd.