— Admirał Givens ma rację, panie premierze. — Caparelli miał ochotę udusić Hamisha, ale uczciwość uniemożliwiała mu odrzucenie jego analizy sytuacji. — W przypadku operacji militarnych często nie da się uniknąć ryzyka, co nie zmienia faktu, że z wojskowego punktu widzenia ostrożność jest bardziej zaletą niż wadą. A ostrożność nakazuje skłaniać się bardziej ku pesymistycznej ocenie rozwoju wydarzeń, zwłaszcza przed rozpoczęciem wymiany ognia.
— A co to konkretnie oznacza w kategoriach rozmieszczenia naszych sił? — spytała baronowa Morncreek.
— Nie jestem jeszcze pewien, milady — przyznał Caparelli, posyłając starszemu Alexandrowi twarde spojrzenie, i dodał na tyle spokojnie, na ile mógł: — Uważam, że niezależnie od tego, co planuje przeciwnik, i tak musimy wzmocnić siły przygraniczne. Należy tylko zastanowić się, w jakim stopniu.
Z prawdziwą ulgą przyjął potakujący ruch głowy admirała White Haven.
— Nawet jeśli chodzi im wyłącznie o lokalną konfrontację, nie mamy wyboru i musimy wzmocnić siły, które mogą zostać zmuszone do zareagowania na zagrożenie — ciągnął już naturalniejszym tonem Pierwszy Lord Przestrzeni. — Równocześnie jednak poważne rozproszenie okrętów liniowych stwarza niepożądane ryzyko… Musimy przeanalizować uważnie rozkład sił, zanim podejmiemy jakiekolwiek decyzje, bo pomimo rozwoju naszej floty dysponujemy niewielkim marginesem dopuszczalnego błędu. Republika ma prawie pięćdziesięcioprocentową przewagę pod względem tonażu okrętów liniowych, a jeśli by brać pod uwagę rodzaje okrętów, ta przewaga jest znacznie większa, ponieważ my posiadamy dużo więcej dreadnaughtów. Nasze okręty są większe i silniejsze od swych odpowiedników, jeśli rozważać to wyłącznie w kategoriach klas, ale Haven ma znacznie więcej superdreadnaughtów. Czyli w sumie dysponujemy nie tylko mniejszą liczbą okrętów liniowych, ale w dodatku są one słabsze. Dlatego oddelegowanie każdej eskadry z szeregów Home Fleet osłabia nas bardziej, niż osłabiłoby ich główne siły. Tak proporcjonalnie, jak i w ogólnym rozrachunku sił… Za pańskim pozwoleniem, panie premierze, chciałbym prosić, by admirał White Haven przyłączył się do admirał Givens i byśmy wspólnie spróbowali opracować najlepsze możliwe w zaistniałej sytuacji rozwiązanie. Powinien je pan otrzymać jutro rano.
Słowom tym towarzyszyło ciężkie westchnienie, którego Cromarty postanowił nie dosłyszeć.
— To bardziej niż rozsądny pomysł, admirale Caparelli — pochwalił.
— Sądzę, że dobrym pomysłem byłoby rozesłanie formalnego ostrzeżenia o możliwości wybuchu wojny wraz z wyjaśnieniami do wszystkich dowódców stacji — powiedział niespodziewanie White Haven i napięcie w sali znów wzrosło zauważalne.
— Nie widzę innego wyjścia — przyznał z kolejnym westchnieniem Caparelli. — Nie podoba mi się potencjalny wzrost napięcia, który to ostrzeżenie może spowodować, bo nerwowy dowódca szybciej popełnia błędy, ale oficerowie zasługują na nasze zaufanie… i na ostrzeżenie. Zwłoka w łączności oznacza, że musimy im ufać, a nikt nie może podejmować przemyślanych decyzji bez dostępu do tak kompletnych informacji, jakimi dysponujemy. Ostrzegę ich, by uważali na prowokacje, i zrobili co tylko możliwe, by zminimalizować konfrontację, jeśli będzie nieunikniona, ale musimy zaufać ich ocenie sytuacji i inicjatywie.
— Musimy… i niech Bóg będzie z nami wszystkimi — zakończył cicho książę Cromarty.
ROZDZIAŁ XII
— Dzięki, Mac. Jedzenie było wspaniałe… jak zawsze — pochwaliła Honor, gdy MacGuiness nalewał wino.
Komandor Henke entuzjastycznie pokiwała głową, przełykając ostatni kęs, i steward pojaśniał zadowolony.
— Będę jeszcze potrzebny, ma’am?
— Poradzimy sobie same. Zostaw naczynia po deserze. Posprzątasz później.
— Jak pani sobie życzy, ma’am.
MacGuiness skłonił się lekko, po czym oddalił, a Honor z ulgą opadła na oparcie fotela.
— Jeśli on co wieczór serwuje ci takie smakołyki, niedługo zaczniesz wyglądać jak baryłkowaty sterowiec. Nie mylić z balonem — ostrzegła Henke.
— Prędzej Nimitz niż ja — uśmiechnęła się gospodyni, wskazując na legowisko treecata.
Nimitz leżał na przymocowanej nad biurkiem wyściełanej grzędzie, rozciągnięty na całą długość. Wszystkie sześć łap zwisało bezwładnie, a okolicę wypełniało smaczne chrapanie uczciwie obżartego treecata, nastawionego pokojowo do całego wszechświata.
— Mnie to nie grozi. — Honor potrząsnęła głową. — Jeśli admirał nie wytrzęsie ze mnie tłuszczu ciągłymi ćwiczeniami, to na pewno zrobi to Paul, wycierając mną matę i ściany. Osobiście obstawiam Sarnowa: ma niespożytą energię.
— Amen — zgodziła się Henke.
Ponieważ Honor poświęcała wiele czasu na sprawy eskadry, nigdy nie wysychający potop papierkowej roboty spadł na pierwszego oficera. Dlatego też Henke miała całkiem dobre wyobrażenie o energiczności admirała Sarnowa. Chciała dodać coś jeszcze na ten temat, ale tknięta nagłą myślą zmarszczyła brwi i siedziała w milczeniu, bawiąc się nóżką kielicha do wina.
— No, ale eskadra zaczyna być coraz bardziej zgrana, a Nike za mniej więcej tydzień opuści stocznię — dodała Honor. — Kiedy wreszcie wszystkie okręty będą razem manewrować, powinno już być łatwiej zgrać drużynę i skutecznie doszlifować załogi.
— Mhm — mruknęła uprzejmie nieobecna Henke, wpatrując się w wino, po czym ocknęła się i przeniosła wzrok na Honor, unosząc brew. — A admirał Parks?
— A co ma być z admirałem Parksem? — zdziwiła się ostrożnie Honor.
— A to, że przypadkiem wiem, że jesteś jedynym kapitanem flagowym w całym zespole wydzielonym, który nigdy nie został zaproszony na odprawę na HMS Gryphon — wyjaśniła Mike. — Dlaczego uważasz, że to proste przeoczenie?
— Nie było jak dotąd żadnego powodu, by Parks wzywał mnie na pokład — odparła Honor bez przekonania.
Henke skwitowała jej słowa pogardliwym prychnięciem.
— Już samo w sobie jest dziwne, kiedy dowódca stacji nie zaprasza na pokład kapitana nowo przybyłego krążownika liniowego, Honor, i wiesz o tym. Jeżeli tenże krążownik jest okrętem flagowym, a jego dowódca kapitanem flagowym jedynej eskadry osłonowej, jaką dysponuje dany głównodowodzący, i nie zostaje zaproszony na żadną odprawę, to już przestaje być tylko dziwne.
— Może — zgodziła się Honor i odstawiła kielich. — Nie, nie „może”. To jest nienormalne. Początkowo myślałam, że jestem w niełasce z powodu tego generatora, ale to przestało mieć sens całe tygodnie temu.
— Właśnie. Nie wiem, o co mu chodzi, ale najwyraźniej ma z czymś problem, a załoga to zauważyła. Nasi ludzie nie są uszczęśliwieni tym, że głównodowodzący odgrywa się na ich dowódcy.
— To ich nie dotyczy i na nich się nie odbija! — zaprotestowała ostro Honor.
— Oni nie martwią się, że to źle świadczy o nich — odparła cicho Henke i Honor poruszyła się niespokojnie.
— Niewiele mogę zrobić — przyznała. — Jak byś zapomniała, solidnie przewyższa mnie stopniem.
— A rozmawiałaś o tym z Sarnowem?
— Nie i nie zamierzam. Jeżeli Parks ma coś do mnie, to jest to mój problem, nie Sarnowa.
Henke pokiwała głową — nie żeby zgadzała się z przyjaciółką, takiej właśnie odpowiedzi oczekiwała.
— W takim razie, co mamy w planach na jutro? — zmieniła temat.
— Następne symulacje. — Honor uśmiechnęła się lekko, doceniając ustępstwo ze strony Henke. — Temat: konwój. Najpierw mamy go bronić przed atakiem „napastników w nieznanej sile”, a potem atakować w sytuacji, gdy eskortą będzie dywizjon dreadnaughtów.