— Auć! Mam nadzieję, że konwój będzie tego wart, bo dostaniemy niezłe lanie.
— „Nie naszą sprawą pytać o powody” — zacytowała z powagą Honor.
— Dobra, dobra. Jeśli jutro mamy składać najwyższą ofiarę za Królestwo i królową, to uważam, że najrozsądniej jest iść w ślady Nimitza i wyspać się — oceniła Henke i zaczęła wstawać, gdy powstrzymała ją mina Honor. — Coś jeszcze?
— Prawdę mówiąc… — zaczęła zapytana i zamilkła, opuszczając oczy.
Henke czym prędzej usiadła wygodnie i z ciekawością przyglądała się, jak twarz Honor staje się coraz bardziej zaróżowiona, a potem soczyście czerwona.
— Pamiętasz, jak w akademii potrzebowałam pomocy? — wykrztusiła w końcu Honor.
— Z matematyką wielowymiarową?
— Nie. — Rumieniec pogłębił się. — W sprawach osobistych.
Henke cudem udało się nie wytrzeszczyć oczu i przytaknęła po króciutkiej przerwie:
— Pamiętam.
— No to potrzebuję jej i teraz. Są pewne sprawy… których nigdy się nie nauczyłam i teraz tego żałuję.
— Jakie sprawy? — spytała ostrożnie Henke.
— Normalne, życiowe! — zdenerwowała się niespodziewanie Honor i spojrzała na przyjaciółkę, nagle przestając się rumienić. — Konkretnie potrzebuję pomocy przy makijażu, Mike.
— Przy… makijażu?! — wykrztusiła osłupiała komandor Henke i powstrzymała się od komentarza, widząc błysk w oczach Honor.
— Mogłam poprosić o to matkę i byłaby zachwycona, obojętnie, kiedy by to nastąpiło… o to właśnie chodzi: uznałaby, że „lodowa dziewica” wreszcie stopniała, i diabli wiedzą, gdzie bym skończyła! — Honor roześmiała się jeszcze nie do końca szczerze. — Mówiłam ci, jaki chciała mi zrobić prezent na zakończenie akademii?
— Nie sądzę, byś o tym kiedykolwiek wspomniała — przyznała ostrożnie Mike, nadal nie mogąc wyjść z podziwu.
Mimo bliskiej i długoletniej przyjaźni między nimi zawsze istniała pewna część Honor starannie przez nią ukrywana, do której, jak Henke podejrzewała, tylko Nimitz zdołał się przedrzeć. Ta niepewna, zarumieniona Honor z błyszczącymi oczyma była dla niej kimś nowym.
— Chciała mi kupić usługi najlepszego „towarzysza” w Landing na cały wieczór i noc — wyjaśniła Honor i parsknęła śmiechem, widząc minę rozmówczyni. — Możesz to sobie wyobrazić? Wysokie, kościste, ostrzyżone na jeża coś w mundurze chorążego Królewskiej Marynarki w towarzystwie najprzystojniejszego chłopa w całym mieście! Umarłabym ze wstydu, a jeśli jakimś cudem udałoby mi się przeżyć, sąsiedzi by mnie dobili, gdyby tylko dowiedzieliby się o tym.
Henke zachichotała, widząc całą sytuację oczami wyobraźni. Sphinx był najbardziej pruderyjną planetą systemu, o ile można było użyć tego słowa. Na Manticore zawodowe i licencjonowane kurtyzany obojga płci zwane „towarzyszkami” i „towarzyszami” były codziennością, która nikogo nie bulwersowała, choć nikt także oficjalnie nie przyznawał się do korzystania z ich usług. Zawsze jednak „znał kogoś, kto korzystał”. Na Gryphonie grono osób tej profesji także było w miarę liczne, za to na Sphinksie stanowiły one prawdziwą rzadkość. Znając Alison Harrington pewna była, że nie stanowiło by to dla niej najmniejszej przeszkody. Rodzicielka Honor była emigrantką z Beowulfa w systemie Sigma Draconis, a panujące na tej planecie zwyczaje seksualne postawiłyby włosy dęba najbardziej tolerancyjnym z urodzonych i wychowanych na Manticore. Każdy mieszkaniec planety Sphinx chyba z punktu by wyłysiał.
Popatrzyły na siebie i wybuchnęły serdecznym śmiechem, widząc, że doszły do prawie identycznie złośliwych wniosków. Honor uspokoiła się pierwsza i opadła na oparcie fotela z westchnieniem.
— Czasami żałuję, że się nie zgodziłam — powiedziała cicho. — Na pewno wybrałaby najlepszego, może wtedy…
Machnęła ręką i umilkła. Mike bez słowa skinęła głową — znała ją od prawie trzydziestu lat standardowych i przez cały ten czas w życiu Honor nie było żadnego mężczyzny. Ani nawet śladu po żadnym, co było tym dziwniejsze, że łatwo nawiązywała kontakty, a często nawet bliskie przyjaźnie z oficerami płci męskiej. Być może działo się tak między innymi dlatego, że zawsze uważała się za jednego z nich. Myślała, że jest „długa, chuda i brzydka”, łagodnie rzecz ujmując, a że ma „końską urodę”, brutalnie rzecz określając. Było w tym przekonaniu nieco prawdy w czasach, gdy się poznały, teraz jednak nie miało nic wspólnego z rzeczywistością, ale Henke doskonale zdawała sobie sprawę, że jeśli chodzi o kwestię własnego wyglądu, dla osoby zainteresowanej prawda czy nieprawda są bez znaczenia. Honor uważała, że jest brzydka, i przekonać ją, że jest inaczej, mogło tylko życie, nie słowa. Na wyspie Saganami jedynym, który się nią interesował, był Pavel Young, rwący wszystko, co na jego widok nie uciekało na drzewo. Gdy Honor nie okazała stosownego nim zainteresowania, próbował ją zgwałcić. Honor nigdy o tym nie mówiła, ale Mike nawet nie próbowała zgadywać, jak mogło to wpłynąć na dziewczynę już przekonaną, że jest brzydka.
Henke podejrzewała też, że jest jeszcze jeden powód takiego stanu rzeczy, i to powód, o którego istnieniu nawet Honor nie miała pojęcia. Powodem tym był Nimitz. Dobrze pamiętała straszliwie samotną dziewczynę, z którą dzieliła pokój, ale ta samotność dotyczyła jedynie więzi międzyludzkich, bowiem niezależnie od tego, co się działo, Honor wiedziała, i nie było to nieśmiałe przekonanie, lecz stuprocentowa pewność, że przynajmniej jedna istota we wszechświecie ją kocha… Na dodatek istota ta była empatą. Henke znała kilka osób adoptowanych przez treecaty: wszystkie zdawały się oczekiwać czy też żądać więcej od związków uczuciowych z innymi ludźmi niż większość przedstawicieli gatunku ludzkiego. Żądały zawsze tego samego: zaufania i lojalności i to w wymiarze absolutnym. Naprawdę niewielu ludzi gotowych było zaufać całkowicie drugiej osobie, o czym sama doskonale wiedziała, i był to jeden z powodów, dla których tak wysoko ceniła sobie przyjaźń Honor. Nie do końca, ale mniej więcej zdawała sobie sprawę, jak dalece takie wymagania absolutnej lojalności potrafi zepsuć każdy poza przyjaźnią związek. A to dlatego, że treecat zawsze wiedział, kiedy ktoś nie był absolutnie szczery w stosunku do zaadoptowanej przez niego osoby i zawsze zdołał jej to uświadomić. Tak więc człowiek płacił za więź z treecatem pewną oziębłością i dystansem w stosunku do innych ludzi. A zwłaszcza do kochanków, ponieważ posiadali oni (czy też one) niewyczerpane wręcz możliwości krzywdzenia drugiej strony.
Niektórzy radzili sobie, zawierając przypadkowe znajomości, tak krótkotrwałe i powierzchowne, że kiedy się kończyły, nie sprawiało to bólu, ale Honor nie miała na coś takiego ochoty. Nawet wpływ matki nie był w stanie zrównoważyć długiego przebywania na Sphinksie… no i była zbyt dumna i uparta.
— Cóż, przeszłości nikt nie zmieni — uśmiechnęła się Honor. — Bez względu na powody, efekt jest taki, że nie posiadam pewnych umiejętności, które z definicji przypisuje się każdej kobiecie… na przykład nie umiem się umalować.
— Wiesz, tak naprawdę wcale nie musisz tego umieć — powiedziała łagodnie Henke. Miała rację — oryginalna uroda Honor przebiłaby się i tak przez każdy makijaż.
— Pani żartuje. — Honor obróciła całą rzecz w żart, ale słychać było, że święcie wierzy w to, co mówi. — Ta gęba potrzebuje każdej pomocy, jaka jest dostępna.
— Jesteś w błędzie, ale nie mam zamiaru się z tobą kłócić. Poza tym to twoja gęba. — Henke przekrzywiła głowę, przyjrzała się Honor spod oka i uśmiechnęła złośliwie. — Jak rozumiem, chcesz, żebym pomogła ci usunąć braki w podstawowym wykształceniu?