— Ster, kurs 090 na 090, obrót ekranem do przeciwnika i maksymalne przyspieszenie — rozkazał.
— Aye, aye, sir… Jest 090 na 090, przyspieszenie pięćset dwadzieścia trzy g, sir!
O’Donnell w pełnej napięcia ciszy czekał, jaka będzie reakcja intruzów, gdy Star Knight zaprezentuje im nieprzenikliwy ekran denny, kładąc się równocześnie w ostry skręt w dół i na prawą burtę. Oczywistym było, że próbuje uniknąć walki i że mu się uda… o ile okręty przeciwnika nie rozdzielą się i nie rozpoczną pościgu.
— Oficer łącznościowy, proszę nadać meldunek do komodora Weavera — polecił, nie spuszczając wzroku z ekranu. — Proszę poinformować go, że bez wątpliwości zidentyfikowaliśmy naruszające przestrzeń powietrzną układu Poicters cztery krążowniki liniowe klasy Sultan należące do Ludowej Marynarki. Proszę dołączyć naszą pozycję, analizy taktyczne i nasz obecny kurs oraz poprosić o pomoc i przekazać, że próbujemy uniknąć walki.
— Aye, aye, sir.
O’Donell nadal nie odrywał wzroku od ekranu.
— Cholera! — westchnął z uczuciem, widząc, jak świetlne punkty zmieniają położenie, i to nie tylko względem pozycji jego okrętu, ale i względem siebie. Zmieniali kurs, chcąc go przechwycić, i rozdzielali się, by zrobić to z wielu kierunków, tak by nie zdołał w żaden sposób osłonić się ekranami przed wszystkimi.
— Proszę dodać do meldunku, że nie spodziewam się, byśmy zdołali uniknąć walki. I proszę poinformować komodora Weavera, że zrobimy, co do nas należy.
Kontradmirał Edward Pierre siedział rozparty wygodnie w fotelu kapitańskim, czekając, aż jego cztery okręty dotrą do granicy wyjścia z nadprzestrzeni systemu Talbot. Przez lata nasłuchał się, jak dobra jest Królewska Marynarka: jaką ma tradycję zwycięstw, jak doskonale wyszkolone są załogi, jak wspaniała taktyka, jak przewidujący jej analitycy i planiści. I zawsze go to „niepomiernie irytowało”, jak mówiono we flocie, albo — zwyczajnie — „strasznie wkurzało”. Skoro byli tacy dobrzy, jakim cudem to Ludowa Republika połykała wszystko, co było tego warte, w tym rejonie galaktyki, a nie Gwiezdne Królestwo Manticore? Jeśli rzeczywiście RMN miała taką przewagę, dlaczego bała się konfrontacji i unikała walki?
Pierre nie był podobny do innych oficerów flagowych Ludowej Marynarki, czego równocześnie żałował i z czego był niezwykle dumny. Wiedział, że błyskawiczną karierę zawdzięcza ojcu, ale Rob zaszczepił mu coś, co wyniósł z własnej młodości, gdy bez niczyjej protekcji wywalczył sobie drogę z dna na szczyt, a mianowicie pogardę dla rządu Republiki. W połączeniu z dobrodziejstwami pozycji ojca spowodowało to, iż admirał Pierre należał do frakcji skupiającej oficerów pragnących jak najszybszej wojny z Królestwem Manticore.
W Ludowej Marynarce istniała niewidzialna ściana — nikt, kto nie pochodził z rodu legislatorów, nie mógł awansować wyżej kontradmirała. Już choćby z tego powodu Pierre nienawidził wszystkich swoich zwierzchników. Powodów zresztą było więcej — admirałowie zabezpieczeni przed konkurencją murem przywilejów, stawali się leniwi i tchórzliwi. Było im zbyt dobrze, by chcieli cokolwiek zmieniać, bo oznaczało to ryzyko utraty władzy i bogactw. Nie chcieli żadnych konfrontacji, jeśli przeciwnikiem miało być takie nic jak jeden system planetarny noszący nadętą nazwę.
Sprawdził czas i uśmiechnął się ze złośliwą satysfakcją — nadal utrzymywali się w założonym czasie, co oznaczało, że osławioną Królewską Marynarkę czeka niedługo przykra niespodzianka. Oficerowie przereklamowanej RMN byli, jak wykazała praktyka, równie głupi, jak pijany w dym Prol w dniu wypłaty Stypendium. Pierre nie znał szczegółów — był zbyt niski stopniem — ale orientował się w najważniejszym: od ponad dwóch lat Ludowa Marynarka wysyłała okręty zwiadowcze do zajętych przez Manticore przygranicznych systemów, a ci idioci o niczym nie mieli pojęcia. Jednostki nabierały odpowiedniej prędkości poza granicami umożliwiającymi ich wykrycie, wyłączały napęd i przelatywały przez obrzeża systemów lotem balistycznym, rejestrując wszystko jedynie pasywnymi sensorami. Była to żmudna i długotrwała praca, ale dzięki niej znali rozkład patroli aż do najdrobniejszych szczegółów oraz siłę przydzielonych do poszczególnych systemów kontyngentów Royal Manticoran Navy do niszczyciela włącznie. Te cymbały od miesięcy utrzymywały ten sam rozkład patroli, tak co do siły, jak czasu i trasy — aż się prosili o taki atak, jaki właśnie miał zamiar przeprowadzić. I byli wobec niego całkowicie bezbronni. A właściwie wobec nich, bowiem komodor Yuranovich wraz z pozostałą połową eskadry powinien właśnie rozstrzeliwać ciężki krążownik klasy Star Knight.
Pierre miał zamiar zrobić coś podobnego za mniej niż sto pięćdziesiąt minut.
Komandor Gregory, dowódca lekkiego krążownika HMS Athena, stał nad oficerem taktycznym i spoglądał mu przez ramię, śledząc dane wyświetlające się na ekranie taktycznym. Po chwili potrząsnął głową i przeniósł wzrok na ekran wizualny, na którym wyraźnie było już widać doganiający ich od rufy dreadnaugth Bellerophon. Niedługo olbrzym ich minie, zdążając ku granicy wejścia w nadprzestrzeń, a Athena poleci dalej, kontynuując nudny, rutynowy patrol.
Bellerophon wracał do Home Fleet w ramach rotacji okrętów, o czym Gregory wiedział, nie wiedział natomiast, że miało to nastąpić akurat teraz. A widok był rzeczywiście imponujący i stanowił miłe urozmaicenie nudnego patrolu. Okręt liniowy miał sześć i pół miliona ton i im bliżej dolatywał, tym mniejszy zdawał się przy nim lekki krążownik, mimo iż Bellerophon mijał go o dobre pięć tysięcy kilometrów z lewej burty. Co prawda, z tej odległości nawet dreadnaugth obserwowany gołym okiem był jedynie punktem odbijającym światło, ale ekran wizualny ukazywał go wyraźnie, w pełnym majestacie i aż do najdrobniejszych szczegółów. Gregory, obserwując mijającego jego okręt olbrzyma, ponownie potrząsnął głową z niedowierzaniem — różnica mas wynosiła sześćdziesiąt do jednego, a salw burtowych obu okrętów po prostu nie sposób było porównać. Co prawda nie zamieniłby swego zwinnego okrętu na tuzin ociężałych dreadnaughtów, ale zawsze było przyjemnie popatrzeć na taką siłę ognia, mając świadomość, że są po tej samej stronie.
Bellerophon minął Athenę z przewagą prędkości wynoszącą dwanaście tysięcy kilometrów na sekundę i Gregory z uśmiechem polecił oficerowi taktycznemu błysnąć światłami pozycyjnymi krążownika. Okręty nieczęsto miały okazję do wymiany wizualnych salutów w przestrzeni. Bellerophon odpowiedział tym samym i przyspieszył do trzystu pięćdziesięciu g. Gregory zaś westchnął i ocenił: — Istotnie było to ciekawe. Szkoda, że była to także jedyna interesująca rzecz, jaka nam się dzisiaj przydarzy.
— Wyjście z nadprzestrzeni za trzydzieści sekund, sir!
— Dziękuję. — Pierre skinął głową i nacisnął przycisk klaksonu alarmowego.
Na pokładach krążownika liniowego Selim rozbrzmiał sygnał uprzedzający załogę o konieczności zajęcia miejsca, co było standardową procedurą przy wychodzeniu z nadprzestrzeni.
— Wyjście z nadprzestrzeni! Mam odczyt niezidentyfikowanego wyjścia z nadprzestrzeni, sir! — zameldował nagle oficer taktyczny Atheny, nie ukrywając zdumienia.
— Gdzie? — zapytał ostro komandor Gregory.