Выбрать главу

Doskonale pamiętała, jaką przykrość i wstyd czuła tego popołudnia, gdy z radosnym uśmiechem weszła bez pukania do pokoju Cala Panokulousa i usłyszała, jak ironicznie opowiada ich wspólnemu koledze o jej „niezgrabności”. Był to najgłębiej ukryty sekret jej często niezbyt szczęśliwego dorastania, tym gorszy, że nie uwierzyła wtedy Nimitzowi… Jeden jedyny raz zignorowała jego ostrzeżenia, nie rozumiejąc, dlaczego od początku tak nie lubił tego chłopaka. I przekonała się, jak dotkliwie jedna ludzka istota jest w stanie zranić drugą.

A nawet po tych wszystkich latach nie przyznała się sama przed sobą, jak głęboki był to ból. Nie chodziło tylko o zdradę, gorsze było całkowite pozbawienie złudzeń nastolatki, która omal nie została zgwałcona, która wiedziała, że jest brzydka, i tak desperacko potrzebowała kogoś, kto by udowodnił, że nie aż tak… Tamtego popołudnia przysięgła sobie, że to się już nigdy nie powtórzy, jak również to, że nigdy mu nie powie, że go podsłuchała. Uciekła wtedy z jego pokoju, zdając sobie sprawę, że gdyby tego nie zrobiła, albo zacząłby kłamać i wypierać się, albo przyznałby się i wyśmiał ją. A w każdym przypadku zabiłaby go gołymi rękoma.

Patrząc z perspektywy czasu, być może powinna być mu wdzięczna za ostrzeżenie, co może ją spotkać w przyszłości. Cal uświadomił jej, że kogoś tak brzydkiego i niezdarnego w łóżku jak ona mężczyzna może potraktować wyłącznie jak jednorazową przygodę. I dlatego wykluczyła ze swego życia możliwość próbowania odmienienia tego stanu rzeczy.

Dłoń spoczywająca na jej barku była ciepła i delikatna, napełniając ją ciepłem na podobieństwo jakiegoś barbarzyńskiego amuletu. Zawsze wiedziała, że większość mężczyzn jest uczciwa — nikt zaadoptowany przez treecata nie mógł wątpić w prawdziwość jego reakcji na innych, a te były najczęściej pozytywne. Mimo to raz zbudowany mur pozostał na miejscu — ukryła za nim nie tylko siebie, ale też powód, dla którego tak postąpiła, i była w tym konsekwentna nawet w stosunku do najlepszych spośród nich. Miała wielu przyjaciół — takich, za których warto było zginąć, albo z którymi warto było żyć, ale nigdy nie miała kochanka. Od tego ryzyka odcięła się tak dokładnie, że w sumie była zadowolona i od dawna nie zdawała sobie nawet sprawy, że to zrobiła. Nikt (a zwłaszcza ona sama) nie mógł wiedzieć, że w zdeterminowanym zawodowym oficerze marynarki nadal tkwi zawstydzona nastolatka, bo była zbyt dumna i wszechświat za bardzo ją przerażał, by odważyła się na konfrontację z nim.

I żyła tak długie lata, chłodna i opanowana, z lekkim rozbawieniem obserwując, ile problemów sprawiają innym sprawy sercowe. Wiedziała, że matka się tym martwi, ale Alison była ostatnią osobą, z którą rozmawiałaby na temat tego, co stało się na Saganami i spowodowało to wszystko. A nie wiedząc o tym i nie mając świadomości różnicy kulturowej między mieszkańcem Sphinxa a mieszkanką Beowulfa, matka nie była w stanie samodzielnie dojść prawdy. Honor była wdzięczna losowi za Nimitza. Pogodziła się z tym, że nie będzie miała ani potrzebowała partnera swojej rasy — i tak naprawdę go nie potrzebowała.

Aż do teraz.

Miarowy oddech Paula nie zmienił się, ale jego dłoń przesunęła się w górę, łapiąc ją za pierś niby ciepłe, przyjazne zwierzątko — nie było w tym nic z pożądania, jedynie delikatność, tym bardziej że nadal spał. Czuła na plecach ciepło jego ciała, a na karku delikatny powiew oddechu. Doskonale pamiętała gładkość jego skóry i jedwabistość włosów.

Chciała dziś znaleźć się w jego sypialni i równocześnie była przerażona tą perspektywą. Teraz wydawało jej się to głupie, ale nie było sensu ukrywać prawdy przed samą sobą. Otóż bohaterka wojenna obsypana odznaczeniami za odwagę była tak przestraszona, że zabrała ze sobą Nimitza, choć nie była to łatwa decyzja. Ufała Paulowi i pragnęła go, ale potrzebowała ochrony treecata — ochrony nie przed gospodarzem, ale własnym strachem przed zdradą. Ten brak poczucia bezpieczeństwa zawstydzał ją, ale nie była w stanie się go pozbyć. Wiedziała, że niewielu zdaje sobie sprawę, że treecaty absolutnie nie są zainteresowane ludzkim współżyciem seksualnym, ale nawet obawa, że Paul uzna, że przyszła z przyzwoitką, nie zmieniła jej decyzji.

Paul tymczasem nie zaprotestował przeciwko obecności Nimitza, podobnie jak nie skomentował jej makijażu. Jedynym znakiem, że docenił wysiłki Michelle Henke, był błysk w jego oczach. W czasie kolacji Nimitz przekazywał Honor jego uczucia na jej wyraźne życzenie. Pożądanie Paula było przyjemne, ale nie zaborcze — przywodziło jej na myśl aromat starej whisky ale oprócz pożądania było tam wiele więcej. Uczucia, co do których miała absolutną pewność, że nie czuł ich w stosunku do niej żaden mężczyzna. I co do których dotąd miała pewność, że żaden ich nie poczuje.

Pierwszy raz od bardzo dawna z zadowoleniem przyjęła fakt, że ktoś inny kieruje rozwojem wydarzeń, i uspokoiła się niespodziewanie, bowiem był to ktoś rozumiejący sprawy dla niej tajemnicze, niepokojące i przyprawiające o utratę pewności siebie. A kiedy po posiłku przeszli do sypialni i Paul poinformował Nimitza, że drzwi zostały wymyślone właśnie po to, by ludzie mogli pozostawać sami w pewnych pomieszczeniach, roześmiała się szczerze.

I właśnie wtedy nabrała do Paula Tankersleya absolutnego zaufania i zyskała pewność, że nie pomyliła się w ocenie jego osoby, bowiem Nimitz po prostu podszedł do drzwi, stanął wyprostowany na tylnych łapach, a prawą chwytną nacisnął przycisk otwierający drzwi. Następnie machnął ogonem i wyszedł spokojnie do głównej kabiny, dając jej najoczywistszy dowód, że całkowicie ufa mężczyźnie, z którym ją zostawił.

Mimo to była spięta i reagowała z subtelnością kawałka drewna, przynajmniej na początku. Miała bowiem pełną świadomość własnej ignorancji, braku wprawy i niezdarności. Obiektywnie może to i było śmieszne — miała czterdzieści pięć lat standardowych i nie wiedziała, co robić. Nie wiedziała nawet, jak zacząć! Odwaga, jakiej wymagało przyznanie się do tego, przyćmiła tą, której wymagało poprowadzenie HMS Fearless prosto w ogień salw burtowych Saladina, ale miała świadomość, że jeśli teraz się nie przełamie, nie zrobi tego już nigdy.

Nawet bez pomocy Nimitza czuła jego zaskoczenie, ale nie była to pogarda Panokulousa czy oburzenie Younga. Tylko zdziwienie i łagodność, brak pośpiechu i śmiech, a potem…

Uśmiechnęła się, uniosła jego dłoń do ust. Musnęła wargami jej wierzch. Potem zamknęła oczy i zasnęła.

Ostry, melodyjny dźwięk przerwał ciszę. Honor spróbowała sturlać się z łóżka, sięgając odruchowo do stojącej obok niego konsoli łączności. Ale się jej nie udało, bo była zaplątana w czyjeś kończyny! Przez sekundę wyplątywała się z nich gorączkowo, nim otworzyła oczy i do jej otumanionego umysłu dotarło, że nie była w swojej kabinie, a więc nie z nią próbował połączyć się ów ktoś, kto właśnie dzwonił.

Zamrugała gwałtownie i zachichotała — mogła sobie wyobrazić reakcję tego kogoś, gdyby odebrała połączenie. Zwłaszcza że wieczorem nocne koszule czy inne podobne utrudnienia jakoś nie przyszły żadnemu z nich do głowy.

Sygnał rozbrzmiał powtórnie. Paul wymamrotał pod nosem jakąś inwektywę i zachrapał. Rozległ się trzeci sygnał. Spotkał się z podobną reakcją co drugi — nie ulegało wątpliwości, że Paul był znacznie większym śpiochem niż ona, co stanowiło informację godną zapamiętania i wykorzystania w przyszłości, ale obecnie nie rozwiązywało problemu. Średnio delikatnie szturchnęła go pod żebra akurat w momencie, w którym melodyjny sygnał zmienił się w niemelodyjne, natrętne bzyczenie. Tankersley zachrapał głośniej i poderwał się do pozycji siedzącej.