Ciężki krążownik liniowy Ludowej Marynarki Sword i towarzyszące mu okręty nie potrzebowały tak czasochłonnej czy uzależnionej od szczęścia metody — dzięki wywiadowi dowodząca flotyllą komodor Reichman znała nie tylko dokładny rozkład lotu, ale i trasę konwoju, który miał stać się ofiarą ich okrętów. Prawdę mówiąc, oficer taktyczny krążownika dowodzonego przez kapitana Theismana dostrzegł pięć statków konwoju i tyleż towarzyszących im okrętów eskorty kilka godzin temu, gdy konwój minął flotyllę przyczajoną w bąblu grawitacyjnym lokalnej fali, którą konwój musiał wykorzystywać. Wystarczyło, by nie zauważeni prześladowcy podjęli pościg — a zauważyć ich w bąblu nie miał prawa nikt.
Theismanowi nie podobało się obecne zadanie, tak dlatego, że nie lubił komodor Annette Reichman, jak i dlatego, że jeszcze mniej podobała mu się zastosowana przez nią taktyka. Gdyby to od niego zależało, zaatakowałby konwój sześć lat świetlnych dalej, gdy będzie on musiał zmienić falę grawitacyjną, co wymagało użycia impellerów. Reichman zdecydowała inaczej i głupio, ale nie tylko to było powodem jego niechęci. Jako zawodowy oficer marynarki instynktownie nastawiony był na obronę, nie na niszczenie frachtowców, a to, że dwa statki konwoju nie były tak do końca frachtowcami, tylko pogarszało sprawę. Ponieważ jednak był oficerem, już nie raz wykonywał rozkazy, które mu się nie podobały. Wołałby tylko realizować je skutecznie i zrobiłby to, gdyby mu ta kretynka na to pozwoliła.
Póki co stał bezczynnie na mostku własnego okrętu, przyglądając się w milczeniu ekranom i czekając na następny rozkaz pani komodor. Królewska Marynarka była dobra, o czym miał okazję boleśnie przekonać się na własnej skórze, Reichman zaś uważała ją za zbiorowisko naiwnych amatorów, okazując zupełnie nieuzasadnioną pewność siebie. Fakt: eskorta składała się tylko z dwóch lekkich krążowników i trzech niszczycieli, ale walka w nadprzestrzeni różniła się zasadniczo od spotkań w normalnej przestrzeni i duża część uzbrojenia obronnego większych okrętów nie miała ani zastosowania, ani znaczenia. Reichman tymczasem zupełnie nie przejmowała się podniesieniem stopnia ryzyka własnych okrętów, co poważnie martwiło Theismana.
Sytuacja taktyczna jak dotąd kształtowała się zgodnie z oczekiwaniami pani komodor — mając do dyspozycji tak słabą eskortę, jej dowódca zdecydował się skoncentrować siły na straży przedniej, jako że największe zagrożenie stanowiło przechwycenie przez nadlatującego przeciwnika, tyłów zaś pilnował tylko jeden niszczyciel. Dzięki danym wywiadu nie musieli przynajmniej ryzykować przechwycenia spotkaniowego — maksymalna bezpieczna prędkość statków handlowych wynosiła ledwie zero koma pięć c, co w praktyce i tak oznaczało wielokrotność prędkości światła, ale w tym przypadku istotne były prędkości relatywne. A okręty wojenne dzięki lepszym polom siłowym mogły lecieć w nadprzestrzeni dwadzieścia procent szybciej od statków. Oznaczało to, że doganiają obecnie konwój z prędkością około trzydziestu tysięcy kilometrów na sekundę i że stanowiący tylną straż niszczyciel powinien zauważyć ich właśnie teraz…
Komandor porucznik MacAllister usiadł nagle prosto, słysząc brzęczyk alarmu i widząc pojawiające się na ekranie fotela kapitańskiego symbole niezidentyfikowanych jednostek za rufą. Sensory pokładowe powinny wykryć je znacznie wcześniej nawet w nadprzestrzeni, a tymczasem nie potrafiły zidentyfikować przybyszów — kody na ekranie zmieniały się dosłownie co chwilę. Co oznaczało, że goniły ich jakieś okręty wojenne, i to z dobrym wyposażeniem do wojny radioelektronicznej. Widząc odczyt odległości — jedyny stały na ekranie taktycznym, bo nawet ilość jednostek ulegała zmianie — przełknął z trudem ślinę. Trzysta milionów kilometrów przy obecnej prędkości napastników oznaczało, że dogonią oni konwój za około trzy godziny. Żaden statek nie zdołałby osiągnąć wystarczającej prędkości, by im uciec. Zaklął bezgłośnie i wytarł spotniałe nagle dłonie o poręcz fotela. Ktokolwiek ich gonił, nie miał przyjaznych zamiarów — inaczej nie ogłupiałby sensorów. Pozostawało tylko dowiedzieć się, kim byli ścigający i ilu ich było. A na to istniał tylko jeden sposób.
— Alarm bojowy! — rozkazał oficerowi taktycznemu i nie czekając na klaksony alarmowe, dodał: — Ruth, połącz mnie z kapitan Zilwicką i powiedz jej, że mamy za rufą nie zidentyfikowane jednostki zbliżające się z dużą prędkością. Dołącz analizę taktyczną wraz z danymi i dodaj, że zawracamy, żeby zidentyfikować napastników.
— Aye, aye, sir.
— Sternik, zwrot o sto osiemdziesiąt stopni przy maksymalnym wytraceniu prędkości.
— Aye, aye, sir.
— Manny, chcę, żebyśmy wrócili na poprzedni kurs, gdy będziemy od nich o dziesięć minut świetlnych — polecił astrogatorowi. — Może nie zidentyfikujemy ich dokładnie z tej odległości, ale dowiemy się, ilu ich jest i do jakich klas należą.
— Aye, aye, sir. — Manny pochylił się nad klawiaturą w chwili, w której z windy wyszła ubrana w próżniowy skafander pierwszy oficer.
Przez ramię miała przerzucony skafander MacAllistera, a na twarzy ponury uśmiech.
— Zdaje się, że zaczyna się zabawa, Marge. — MacAllister odebrał od niej skafander i skierował się ku sali odpraw. — Pilnuj wszystkiego, póki się nie przebiorę.
— Niszczyciel zawrócił i zbliża się, sir — zameldował oficer taktyczny.
Theisman spojrzał na Reichman, która nawet nie mrugnęła okiem. Oboje tego właśnie się spodziewali i Theisman poczuł abstrakcyjną sympatię dla załogi niszczyciela.
— Jakieś rozkazy, ma’am? — spytał.
— Nie, kapitanie. Nim znajdzie się w zasięgu rakiet, zdoła nas zidentyfikować i policzyć. A poza tym i tak nam nie ucieknie, nieprawdaż?
— Tak jest, ma’am — przyznał cicho Theisman. — Nie sądzę, żeby uciekł.
HMS Hotspur zbliżał się do pościgu z przyspieszeniem ponad pięćdziesięciu jeden kilometrów na sekundę kwadrat, by po dziewiętnastu minutach lotu wykonać ponownie zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i oddalić się znacznie szybciej. Kiedy odległość wzrosła do około stu pięćdziesięciu ośmiu milionów kilometrów, zwolnił do trzydziestu tysięcy kilometrów na sekundę. Komandor porucznik MacAllister miał już pełną świadomość, co go czeka — komputer pokładowy poradził sobie z ECM-ami przeciwnika i wyświetlił na ekranie taktycznym, kto ich goni.
— Ruth, przekaż kolejną wiadomość do dowódcy eskorty — polecił cicho. — Wiadomość brzmi: „Ściga nas sześć ciężkich krążowników Ludowej Marynarki klasy Scimitar. Oceniam, że konwój znajdzie się w zasięgu ich rakiet za sto pięćdziesiąt sześć minut”. Koniec wiadomości.
Twarz kapitan Helen Zilwickiej przypominała wykutą z kamienia maskę, gdy słuchała meldunku MacAllistera o zagrożeniu znajdującym się trzynaście i pół minuty świetlnej za jej rufą. Stosunek sił wynosił sześć do pięciu i każdy z okrętów wroga był większy i nieporównywalnie lepiej uzbrojony. A na dodatek przewaga techniczna, którą normalnie mogłaby wykorzystać, teraz była prawie bez znaczenia, gdyż sprawdzała się w pojedynkach rakietowych, a rakiety wewnątrz fali grawitacyjnej były bezużyteczne. Żaden napęd systemu impeller nie był w stanie tu funkcjonować, ponieważ potężne siły grawitacyjne, jakie ich otaczały, spowodowałyby natychmiastowe jego zniszczenie. Oznaczało to także, iż żaden z okrętów nie mógł liczyć na ochronę stwarzaną przez ekrany czy osłony burtowe.