Oficerowie mieli rozmaite indywidualne powody do zadowolenia — na przykład Eve Chandler prawie się oblizywała na myśl o pogawędce z oficerem taktycznym HMS Invincible na temat wyników strzelań artyleryjskich i Królewskich Nagród. Zadowolenie zaś Ravicza porównać dało się jedynie ze stanem ducha treecata posiadającego własną grządkę selerów. Albo nawet dwie grządki. Nowy generator spisywał się znakomicie i Agamemnon ledwo osiągał wyniki, które Nike przychodziły bez trudu. Podobno nawet całe dwa razy widziano uśmiech na twarzy Moneta, co samo w sobie stanowiło historyczny ewenement.
No a poza tym komodor Banton przyrzekła, że jej załoga tym razem stawia.
Honor zauważyła błysk w oczach Henke i uśmiechnęła się, korzystając z faktu, że odwrócona do swej konsoli Mike tego nie widzi. Michelle Henke miała wszelkie powody do zadowolenia — to dzięki niej Nike spisał się tak dobrze i pozostał w pełnej sprawności bojowej mimo wielu tygodni spędzonych w doku. Nie chodziło zresztą o ćwiczenia czy prognozy symulacyjne — owszem, były i będą istotne w szkoleniu czy utrzymywaniu poziomu wyszkolenia każdej załogi, ale to nie one odróżniały zespoły doskonałe od zwyczajnie dobrych. Załoga HMS Nike miała owo niemożliwe do zdefiniowania „coś”. Być może powodował to wpływ esprit de corps, zawsze obecny na okrętach noszących to imię, być może świadomość, że są spadkobiercami chlubnej tradycji i wstyd byłoby jej nie sprostać. A może wynikało to z zupełnie innych przyczyn. Honor nie potrafiła powiedzieć, skąd bierze się owo „coś”, ale czuła to wokół, tak jak czuje się naelektryzowane powietrze. Podczas ćwiczeń nawet nie myślała o manewrach, a przynajmniej nie świadomie, po prostu wiedziała, jakie rozkazy wydać. A załoga bezbłędnie je wykonywała. Nic dziwnego, że wszyscy mieli powody do zadowolenia z samych siebie.
Pozytywny wpływ na ogólne samopoczucie miał też fakt, że komodor Banton należała do dobrych oficerów i przyzwoitych ludzi. Honor mogłaby bez zastanowienia wymienić z dziesięciu wyższych oficerów, którzy zachowaliby się mniej sympatycznie po takim laniu, jakie dostała Banton, zwłaszcza gdyby odkryli, że sprawcą nie był Sarnow, lecz ona. Honor sądziła jednak, że Banton podejrzewała dokładnie to samo co ona — Sarnow zdecydował się sprawdzić, ile jego kapitan flagowy jest naprawdę wart w realnej sytuacji, a nie w symulacji, a to była pierwsza ku temu okazja. Sześciu z siedmiu pozostałych dowódców okrętów eskadry było od niej wyższych starszeństwem, toteż miała okazję udowodnić, że stanowisko zawdzięcza zdolnościom, a nie układom. Udało się jej to i jedynie resztka przyzwoitości powstrzymywała ją przed puszeniem się jak Nimitz.
Tak na dobrą sprawę miała zamiar puszyć się i nie tylko, i to już za parę godzin — była środa, a okręty dotrą do bazy przed kolacją. Planowała zjawić się u Paula z butelką ojcowego Delacourta i dowiedzieć się, co konkretnie miał na myśli, dziwnie radośnie napomykając o masażu z gorącym olejkiem…
Poczuła, że równocześnie, uśmiecha się i rumieni i nic a nic ją to nie obeszło.
— Mam ślad wyjścia na nadprzestrzeni — zameldowała nagle komandor Chandler. — Jedno źródło napędu, odległość sześć minut pięćdziesiąt dziewięć sekund świetlnych. Jest zbyt duże jak na jednostkę kurierską.
Honor spojrzała na nią zaskoczona, czego oficer taktyczna nie dostrzegła, pochylona nad klawiaturą. Wyprostowała się po kilkunastu sekundach i z zadowoleniem kiwnęła głową.
— To nasza jednostka, ma’am, bo ma nasz napęd. Wygląda na ciężki krążownik, ale nie zidentyfikuję klasy, dopóki nie znajdzie się w zasięgu sensorów nadświetlnych.
— Rozumiem. Uważaj na niego, Eve. Tak na wszelki wypadek.
— Aye, aye, ma’am.
Honor złączyła palce, opierając na nich podbródek — jeden ciężki krążownik w niczym nie zmieniał ich ogólnej sytuacji, ale przynajmniej eskadra Van Slyke’a osiągnie wreszcie pełny stan etatowy. Reszta zaś będzie w nim widzieć forpocztę znacznie silniejszego wsparcia, które im obiecano. Poza tym na pewno wiezie nowe rozkazy i informacje, a w tych okolicznościach każdy strzęp aktualnych danych był mile widziany.
Zdjęła Nimitza z oparcia i posadziła na swoich kolanach, drapiąc go za uszami i zastanawiając się nad odprawą wyznaczoną na ranek następnego dnia. Chciała poruszyć parę spraw, jak choćby ewentualne wykorzystanie sond radioelektronicznych, i musiała się zastanowić, jak to przeprowadzić, by nikt nie poczuł się dotknięty, a wszyscy zrozumieli.
Minęło kilkanaście minut, podczas których jej umysł analizował i układał potrzebne frazy, traktując odgłosy wachty jako miłe tło oznaczające, że wszystko jest w porządku. Jednak senny wyraz jej oczu i rozleniwiona pozycja były zwodnicze — ledwie na konsoli łączności rozległ się oznaczający nowe połączenie cichy dźwięk, już całkowicie przytomna wpatrzyła się w zgarbione plecy komandora porucznika Moneta.
Ten wcisnął jakiś przełącznik i słuchał przez moment, przyciskając odruchowo prawą dłoń do ucha, w którym miał głośniczek. A potem zaskoczona Honor zobaczyła, jak ramiona podskakują mu rytmicznie — gdyby nie wiedziała, jak dalece jest pozbawiony poczucia humoru, przysięgłaby, że chichoce. Wcisnął kolejną kombinację klawiszy i odwrócił się wraz z fotelem ku niej. Miał zwyczajowo grobową minę, ale coś błysnęło w jego oczach, gdy odchrząknął i zameldował:
— Impulsowa transmisja do pani, ma’am — przerwał i dodał po sekundzie: — Od kapitana Tankersleya.
Honor poczuła ciepło rozpełzające się po policzkach i zadała sobie pytanie, czy wszyscy na pokładzie wiedzieli o… tym, co łączy ją z Paulem? W końcu to nie ich interes! Nie żeby miała się czego wstydzić, a Paul był oficerem bazy, więc w żaden sposób nie można było do ich związku zastosować przepisów zabraniających bliskich kontaktów między oficerami pozostającymi w stosunku podległości służbowej. Już miała zmrozić Moneta spojrzeniem i ostrą odpowiedzią, gdy uświadomiła sobie, że zachowuje się jak ostatnia kretynka: oczywiście, że wszyscy doskonale wiedzieli, łącznie z Sarnowem i jego sztabem! Po prostu dotąd nie zdawała sobie sprawy, że jej nieistniejące życie uczuciowe wyróżniało ją spośród innych i że powinna sobie to uświadomić znacznie wcześniej. Dotarło do niej również, że wyraz oczu Moneta nie był złośliwy czy nieprzyjazny, lecz łagodnie rozbawiony, podobnie jak reakcja pozostałych na mostku. Dyżurna wachta wydawała się wręcz zadowolona, że dowódca w końcu ma romans.
— Proszę przełączyć na mój ekran — poleciła, zdając sobie sprawę, że milczała o moment za długo.
— To prywatna wiadomość, ma’am — odparł neutralnym głosem Monet i Honor uśmiechnęła się.
Następnie posadziła Nimitza na ramieniu, wstała i zmusiła się do zachowania powagi.
— W takim razie proszę przełączyć na moją salę odpraw.
— Naturalnie, ma’am.
— Dziękuję, panie Monet — powiedziała i pomaszerowała ku drzwiom sali odpraw.
Przechodząc przez próg, zastanowiła się nagle, dlaczego Paul próbował się z nią skontaktować — Nike dotrze do bazy za pół godziny, ale w tej chwili zwłoka w łączności wynosiła siedemnaście sekund, uniemożliwiając w praktyce jakąkolwiek konwersację. Dziwne, że nie poczekał jeszcze kwadransa — wtedy mogliby normalnie porozmawiać.
Postawiła Nimitza na stole, siadła na miejscu kapitana i włączyła wbudowany w blat komputer. Na ekranie pojawiło się logo HMS Nike, prawie natychmiast zastąpione przez twarz Tankersleya.