Wyprostował się niezwykle ostrożnie.
— Wróciły, Midge?
Zapytana zaprzeczyła ruchem głowy.
— Boje w tym sektorze zarejestrowałyby ich powrót? — spytał nieco głośniej.
— Automatycznie. Ale mogli wrócić poza zasięgiem… co jest mało prawdopodobne, chyba że wiedzą o bojach i był to manewr wykonany wyłącznie na nasz użytek. Z ćwiczeń z zasady wraca się kursem zbliżonym do tego, którym się na nie leci. Jeśli wykluczymy oszustwo na naszą cześć, to te okręty na dłużej opuściły system, bo odleciały ponad tydzień temu, sir.
Ogilve przytaknął, masując nasadę nosa. To, co zobaczył, było niewiarygodne. Pomysł, iż cała obsada stacji Hancock przeprowadzała gdzieś manewry trwające ponad tydzień i zostawiła bazę nie strzeżoną w okresie takiego wzrostu napięcia, był niedorzeczny. A wyglądało na to, że przeciwnik zrobił coś jeszcze głupszego — opuścił w ogóle system, a przynajmniej wyprowadził stamtąd główne siły. Stacja Hancock była bezbronna!
Odetchnął głęboko i spojrzał na oficera astrogacyjnego.
— Jak szybko możemy się stąd wynieść? — spytał rzeczowo.
— Żeby nie wykryli naszego odlotu?
— Oczywiście!
— Hm… — Zapytany wykonał serię błyskawicznych kalkulacji i odparł: — Przy zachowaniu obecnego kursu wyjdziemy z zasięgu znanych platform sensorycznych Królewskiej Marynarki za dziewięćdziesiąt cztery godziny i osiemnaście minut, sir.
— Cholera! — jęknął Ogilve, odruchowo wycierając spocone dłonie o nogawki spodni, nim się opamiętał.
Informacje, które właśnie otrzymał, były zbyt ważne, by podejmować jakiekolwiek ryzyko. Najbezpieczniej było poczekać i opuścić system tak jak zwykle. Co prawda kolejne cztery dni bezczynności nie były miłą perspektywą, ale za to gdy wrócą do Seaford…
— Dobrze — odezwał się zdecydowanym tonem. — Zarządzam kompletną ciszę energetyczną na okręcie. Nic nie ma prawa zostać wyemitowane z pokładu. Jamie, nie będziemy zgrywali danych z pozostałych przekaźników. Midge: przez następne cztery doby żyj w zgodzie z pasywnym sensorami. Jeżeli cokolwiek miałoby się do nas zbliżyć, chcę natychmiast o tym wiedzieć. Te dane właśnie spłaciły koszty całej operacji i dostarczymy je do Seaford. Nawet gdybym musiał wchodzić w nadprzestrzeń na oczach całej Królewskiej Marynarki!
— A zachowanie operacji w tajemnicy, sir? — zaprotestował jego zastępca.
— Nie zamierzam ściągać na nas uwagi, ale informacje są zbyt cenne, by ryzykować, więc jeśli będzie wyglądało na to, że mogą nas zauważyć, odlatujemy natychmiast i mam gdzieś operację „Argus”. To jest dokładnie to, na co czeka admirał Rollins, i choćby się waliło i paliło, dostanie to!
ROZDZIAŁ XX
Honor skinęła głową wartownikowi pilnującemu drzwi do jej kabiny i bez słowa weszła do środka. Jej oblicze było całkowicie pozbawione wyrazu, ale Nimitz siedział na jej ramieniu tak spięty, że na twarzy MacGuinessa zamarł powitalny uśmiech, a rysy stężały w nic nie wyrażającą maskę.
— Dobry wieczór, ma’am — powiedział bezbarwnym tonem.
Odwróciła głowę, jakby dopiero w tym momencie zauważyła jego obecność. W pierwszej chwili zacisnęła usta, potem wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się. Dla kogoś, kto nie znał jej dobrze, ten uśmiech mógłby wyglądać naturalnie.
— Dobry wieczór, Mac — odparła, podchodząc do biurka.
Rzuciła na blat beret, przeczesała palcami włosy i przestawiła Nimitza z ramienia na wyściełaną grzędę. Dopiero gdy usiadła, spojrzała ponownie na MacGuinessa.
— Muszę dokończyć raport z ćwiczeń — powiedziała. — Dopóki nie skończę, odbieraj wszystkie połączenia, dobrze, Mac? Łącz tylko admirała Sarnowa, jego sztab, komandor Henke i dowódców okrętów. Innych przełączaj na pierwszego oficera.
— Oczywiście, ma’am. — Mac starannie ukrył zaskoczenie i troskę spowodowane tym niezwykłym poleceniem, a Honor znów uśmiechnęła się odruchowo, słysząc jego neutralny ton.
— Dzięki — włączyła komputer. MacGuiness odchrząknął i spytał:
— Podać kakao, ma’am?
— Nie, dziękuję — odparła, nie unosząc głowy znad ekranu.
Mac zamarł na moment z osłupiałą miną. Po chwili udało mu się opanować i spojrzał na Nimitza. Treecat wyglądał na równie spiętego jak on sam, ale zastrzygł uszami i odwrócił łeb, wskazując nosem drzwi do kuchni, toteż MacGuiness nieco się odprężył. Odwrócił się i wyszedł cicho niczym duch.
Honor utkwiła niewidzący wzrok w literach wyświetlonych na ekranie. Kiedy usłyszała odgłos zamykających się za stewardem drzwi, przymknęła powieki i zakryła oczy dłonią. Zauważyła wymianę spojrzeń między stewardem a Nimitzem, i z jednej strony była rozgoryczona, z drugiej bardzo im obu wdzięczna.
Po chwili opuściła ręce i z westchnieniem opadła na oparcie fotela. Nimitz mruknął pytająco, więc spojrzała na niego zmęczonym, zgorzkniałym wzrokiem.
— Wiem — powiedziała cicho.
Zeskoczył na biurko, siadł wyprostowany i spojrzał jej prosto w oczy. Odruchowo wyciągnęła dłoń i pogładziła go leciutko. Nie domagał się energiczniejszej pieszczoty. Za to Honor poczuła w umyśle jego równie delikatny dotyk.
Odkąd byli razem, wiedziała, że treecat potrafi w jakiś sposób pomóc jej przezwyciężyć napady złości czy depresji, choć nigdy nie była w stanie zrozumieć, jak to robi. Z tego, co wiedziała, nie potrafił tego nikt z adoptowanych przez treecaty ludzi. Od czasu walki na Graysonie ich więź nie tylko uległa wzmocnieniu, ale i dziwnej zmianie, z której nie do końca zdawała sobie sprawę. Teraz na przykład czuła delikatny dotyk łagodzący targające nią emocje. Treecat nie próbował ich tłumić czy zabrać — być może nie potrafił, a być może wiedział, jak bardzo by się opierała. Albo wytłumaczenie było jeszcze prostsze — może to było coś nieetycznego z jego punktu widzenia. Nie wiedziała i prawdę mówiąc, niewiele ją to obchodziło. Ponownie przymknęła oczy, głaskając delikatnie jego futro, podczas gdy on równie delikatnie zajmował się jej wewnętrznymi zranieniami.
To było nieuczciwe — czuła się taka szczęśliwa pomimo grożącej im wojny z Haven, a teraz spotkało ją coś takiego. Zupełnie jakby Young wiedział, jak jest jej dobrze, i celowo zrobił, co mógł, by to zepsuć. Miała ochotę kląć i rozbijać wszystko wokół, wyładować swą złość na nieuczciwy wszechświat. Tyle że tak naprawdę wszechświat był nie tyle nieuczciwy, co obojętny — guzik go to wszystko obchodziło.
Poczuła na policzku delikatny, choć zdecydowany dotyk chwytnej łapy i otworzyła oczy. Nimitz miauknął cicho i tym razem uśmiechnęła się szczerze. Wzięła go w ramiona i przytuliła, czując jego ulgę z powodu zelżenia jej bólu.
— Dzięki — szepnęła, wtulając twarz w puszyste futro. Bleeknął łagodnie, więc przytuliła go mocniej, a potem odstawiła na grzędę.
— Dobra, Stinker, już nad tym panuję — zapewniła go prawie normalnym tonem i dodała, widząc, że machnął potwierdzająco ogonem: — I naprawdę muszę dokończyć przed kolacją ten raport, więc siedź spokojnie i miej na mnie oko. Zgoda?
Kiwnął łbem i ułożył się wygodnie, obserwując, jak wpierw czyta to, co już napisała, a potem bierze się za dopisanie ciągu dalszego.
Minęło pół godziny. Pisanie raportu tak pochłonęło Honor, że usłyszała dopiero powtórny sygnał wywołania. Skrzywiła się, wcisnęła klawisz przyjmujący połączenie i na ekranie tekst zastąpiła twarz MacGuinessa.
— Przepraszam że przeszkadzam, ma’am — oznajmił formalnie — ale admirał Sarnow chce z panią rozmawiać.
— Dzięki, Mac — wyprostowała się i przeczesała włosy, nim wcisnęła klawisz akceptacji.