Выбрать главу

A potem zostawiła go pod strugami wody, złapała swoje rzeczy i uciekła.

Pojęcia nie miał, jak zdołał dotrzeć do izby chorych — nie pamiętał ani wyjścia z sali gimnastycznej, ani spotkania z Reardonem i Cavendishem. Pamiętał tylko, że pomogli mu dotrzeć do lekarza i wymyślili, że spadł ze schodów. Nikt w to naturalnie nie uwierzył, ale ta wersja wraz z wpływami taty uratowała go przed oficjalnymi konsekwencjami. Przynajmniej tymi najgorszymi, bo świętoszkowaty wieprz Hartley i tak zmusił go do przeprosin. Musiał przeprosić tę dziwkę w obecności jego i adiutanta akademii.

Skończyło się na oficjalnej naganie za „prześladowanie”, o którym doniósł MacDougal. Ani przez chwilę nie wątpił, że suka wszystko wygadała, ale nikt nie ośmielił się zrobić z tego użytku. I nic dziwnego, bo czym były słowa takiego śmiecia przeciwko słowom syna earla North Hollow. Ale musiał ją przeprosić, a co gorsza, zaczął się jej bać. był przerażony, że mogłaby mu ponownie zrobić krzywdę, i za to nienawidził jej bardziej niż za samo pobicie.

Wyszczerzył zęby we wściekłym grymasie. Po ukończeniu akademii zrobił, co mógł, by wyrównać rachunki — użył wpływów i koneksji rodzinnych, by zniszczyć jej karierę, jak na to zasłużyła, ale ścierwo miało zawsze zbyt wielu przyjaciół, jak choćby ten osioł Courvosier. Choć ten związek był akurat w stanie doskonale zrozumieć — nie mógł co prawda tego udowodnić, ale nie ulegało żadnej wątpliwości, że dawała mu dupy. Bo tylko to mogło tłumaczyć fakt, że ten stary kurdupel tak pilnował jej kariery. Ale w końcu dostał za swoje i Young żałował jedynie, że mieszkańcy Masady nie dorwali przy tej okazji i Harrington.

Otrząsnął się ze wspomnień i wrócił do ponurej rzeczywistości, pełnej ciągłych porażek. Jak by nie próbował, nie mógł pindy ostatecznie załatwić. Obaj z ojcem zdołali jedynie opóźniać jej awanse, ale dziwka miała wkurzający zwyczaj zjawiania się tam, gdzie coś się działo, i jakimś cudem zawsze obracała kłopoty na swoją korzyść. Zaczęło się od wypadku w maszynowni, kiedy służyła jako oficer taktyczny na HMS Manticore. Za wyciągnięcie trzech bezwartościowych półgłówków, którzy nie mogąc znaleźć wyjścia, w panice zesrali się w gacie, dostała medal i monarsze podziękowanie. Potem została wymieniona w rozkazach z racji uratowanie następnych kretynów, zbyt głupich, by uciec z drogi żywiołu, gdy Attica trafiła Gryphon w dwieście siedemdziesiątym piątym. Gdzie by, cholera, nie spojrzał, zawsze znalazł się ktoś ciężko zachwycony zachowaniem i osobą tej gangreny.

Już miał nadzieję, że w końcu ją załatwił, gdy trafiła na placówkę Basilisk, ale nie — musiała, cholerna baba, wyczaić próbę opanowania systemu przez Republikę Haven, jakby ta nie mogła wybrać innego terminu. Znowu miała po prostu niesamowite szczęście, ale to nikogo nie obchodziło. Na nią posypały się nagrody, a on oberwał za „brak właściwej oceny zagrożenia dowodzonej placówki”. I kiedy ją wysłano w chwale do systemu Yeltsin, jego te kutasy złamane z Admiralicji wyznaczyły do eskortowania konwojów na trasie Manticore — Konfederacja Silesiańska i z powrotem. Czyli zesłano go na zadupie i skazano na zapomnienie. Żeby mu się nie nudziło, kazali mu jeszcze aktualizować dane o sile fal grawitacyjnych oraz aktualizować mapy i powierzyli jeszcze parę innych podobnych zadań przewidzianych dla Zwiadu Kartograficznego. Gdyby nie rosnący kryzys, który zmusił ich do szukania okrętów, gdzie się dało, dalej latałby bez sensu jak wahadło.

Dostał przydział na stację Hancock i kogo musiał spotkać? Ją, i to jako kapitana flagowego eskadry, którą jego eskadra osłania. Jak ktoś ma pecha, to zawsze wdepnie w gówno, jak mawiał tatuś — czeka go wykonywanie rozkazów tej małpy i nawet nie będzie mógł skorzystać z przywileju urodzenia, żeby hołotę ustawić na właściwym miejscu, bo tymczasem pizda wkręciła się do arystokracji. I to na równorzędną pozycję — najnowsza parweniuszka w Królestwie, ale hrabina jej mać!

Winda zwolniła, a na ekranie nad drzwiami wyświetlił się numer doku, do którego się zbliżała. Widząc to, zdołał jakoś zetrzeć z ust grymas i przybrać kamienny wyraz twarzy. Cztery lata! Cztery nie kończące się lata standardowe musiał znosić upokarzające uśmieszki gorszych od siebie, będąc obiektem pokazowej wręcz niechęci Admiralicji. To także była zasługa tej dziwki i wiedział, że kiedyś w jakiś sposób odpłaci jej za to z nawiązką. Teraz jednak musiał przetrwać jeszcze jedno upokorzenie, udawać, że nic nigdy między nimi nie zaszło i nie czuje do niej urazy.

Winda stanęła i drzwi rozsunęły się, wziął więc głęboki oddech i wyszedł na oszkloną galerię doku. I ogarnęła go kolejna, świeża fala nienawiści, gdy przez pancerne okno zobaczył wspaniały okręt. Duma Królewskiej Marynarki, HMS Nike powinien być jego okrętem, a nie tej wrednej cwanizny, ale i tego go pozbawiła.

Poprawił pas ze szpadą i pomaszerował sztywno ku wartownikom z Korpusu stojącym przy wejściu korytarza łączącego stację z okrętem.

Honor wraz z wartą trapową czekała przy wylocie tunelu łączącego okręt z bazą na pojawienie się Younga. Wypełniało ją obrzydzenie i miała ochotę co parę sekund wycierać dłonie, ale nie poddała się — stała nieruchomo z twarzą zastygłą w obojętną maskę. Na ramieniu czuła dziwną lekkość, bo nie odważyła się zabrać ze sobą Nimitza. Treecaty znacznie rozsądniej niż ludzie likwidowały zagrażających im wrogów, a gdyby Nimitz dopadł Younga, żadne cuda medycyny by go nie uratowały.

Young wyłonił się zza zakrętu. Zobaczywszy jego mundur, prawie niezauważalnie zacisnęła wargi. Pompatyczny dupek jak zwykle przesadził i wystroił się jak na bal, przekonany, że jego wygląd i rodowa fortuna wywiera na wszystkich odpowiednio duże wrażenie. Dotarł do czerwonej linii oznaczającej granicę okrętowego pola grawitacyjnego, złapał za drążek i ku jej cichej satysfakcji, szpada zaplątała mu się między nogami, gdy stawał na pokładzie. Potknął się i niewiele brakowało, by poleciał na pysk, co stanowiłoby bezwzględnie najoryginalniejsze wejście na pokład w dziejach RMN.

Niestety, odzyskał równowagę przy wtórze świstu trapowego. Warta wyprężyła się w pozycji zasadniczej, co do jednego zachowując drewniane miny, a Honor przeżyła chwilę radości, widząc, jak Young czerwieni się z upokorzenia i wściekłości. Nie dała tego po sobie poznać, obserwując, jak gwałtownymi ruchami poprawia szpadę i pas.

Zasalutował, nadal czerwony na twarzy. Nie potrzebowała Nimitza, by wyczuć emanującą z niego nienawiść i wściekłość. Mógł być wyższy starszeństwem, ale to on był gościem na jej okręcie, i doskonale wiedziała, jak gorzka to musi być dla niego chwila, gdy mu odsalutowała.

— Proszę o pozwolenie wejścia na pokład, pani kapitan. — Tenor absolutnie niepodobny do głosu admirała Sarnowa był całkowicie bez wyrazu.

— Pozwolenia udzielam, kapitanie — odparła równie rzeczowo i formalnie. — Proszę za mną, admirał oczekuje pana w sali odpraw.

Young kiwnął głową i ruszył w ślad za nią ku windzie.

Gdy wsiedli, stanął w rogu, plecami do ściany, by być jak najdalej od narożnika, w którym Honor wybierała trasę na klawiaturze. Atmosfera panująca w windzie była tak gęsta, że można by było ją kroić. Young obserwował Harrington i rozkoszował się własną nienawiścią jak bukietem rzadkiego koniaku. Jego gorycz doprawiała słodka pewność zemsty.

Honor zdawała się nie zauważać jego spojrzenia — stała rozluźniona, z dłońmi splecionymi za plecami, i przyglądała się wyświetlaczowi podającemu, gdzie się aktualnie znajdują. Ignorowała go tak, że odruchowo zacisnął dłoń na rękojeści szpady.

Brzydki, kościsty prymityw, którego pamiętał z akademii, zniknął i do Younga dotarło, że nienawidzi wysokiej, ślicznej kobiety, w którą się zmieniła. Jej urodę podkreślały starannie nałożone kosmetyki, sprawiając wrażenie, jakby zrobiła to od niechcenia i oprócz strachu wywołanego jej fizyczną bliskością poczuł też pożądanie. Najbardziej w tej chwili pragnął ją mieć i sprowadzić do roli kolejnego nacięcia na oparciu łóżka — kolejnej zaliczonej dupy. Wtedy wreszcie znalazłaby się na właściwym miejscu.