— Skądże znowu — odparło wcielenie niewinności, stawiając w kącie złożony szybowiec.
— Tak się składa, że próbowałem się z panią skontaktować, ma’am. — MacGuiness spoważniał. — Po południu doręczono list z Admiralicji.
Honor na sekundę zamarła, po czym z wyszukaną presją poprawiła ustawienie szybowca. Admiralicja przesyłała większość korespondencji drogą elektroniczną; listy, i to pisane na pergaminie, rezerwowano na specjalne okazje. Problem polegał na tym, że zarówno miłe, jak i niemiłe. Zmusiła się do zachowania obojętnej miny i odwróciła się spokojnie.
— Gdzie go położyłeś? — spytała.
— Koło pani talerza, ma’am. — MacGuiness spojrzał wymownie na chronometr. — Kolacja czeka. Odruchowo cofnęła się lekko.
— Rozumiem… cóż, pozwolisz, że się umyję, a potem zajmę się obydwoma kwestiami.
— Jak tylko uzna pani za stosowne, ma’am — odparł bez śladu tryumfu w głosie.
Honor zmusiła się do wejścia do jadalni niespiesznym krokiem, choć miała ochotę biec. Stary dom stanowił jej prywatny azyl — była jedynaczką, a rodzice w ciągu tygodnia mieszkali w apartamencie w Duvalier City, gdzie mieściła się firma, czyli prawie pięćset kilometrów na północ. Bez nich dom wydawał się pustawy, co było tym dziwniejsze, że będąc daleko, wyobrażała sobie zawsze, że rodzice i ów budynek stanowią nierozerwalną całość zapamiętaną z dzieciństwa.
MacGuiness czekał obok jej krzesła ze starannie złożoną serwetką przerzuconą przez ramię. Jednym z przywilejów towarzyszących wpisaniu na listę starszych rangą oficerów był stały przydział stewarda, którego mogła sobie wybrać. Jedyne, czego do końca nie była pewna, to jak MacGuiness wybrał siebie na to stanowisko — wyglądało na to, że jest to po prostu jedna z nieuniknionych kolei losu. W każdym razie od paru lat pilnował jej niczym jastrzębica młodych, kierując się własnym zestawem Żelaznych zasad. Jedna z nich głosiła, że nic mniej istotnego od niespodziewanej bitwy nie ma prawa zakłócić kapitańskiego posiłku, toteż chrząknął, widząc, że ledwie siadła, sięgnęła po kopertę. Honor spojrzała na niego, więc wymownym gestem zdjął pokrywę z półmiska.
— Nie tym razem, Mac — powiedziała spokojnie i złamała lakową pieczęć.
Westchnął i przykrył półmisek.
— Bleek! — ocenił wesoło tę scenkę Nimitz ulokowany przy drugim końcu stołu, gdzie stało jego nakrycie.
MacGuiness zmarszczył brwi, Honor zaś wyjęła z koperty dwie karty pergaminu i rozłożyła je z szelestem. Przebiegła pismo wzrokiem i gwałtownie wciągnęła powietrze. MacGuiness zamarł, Honor przeczytała list ponownie — tym razem wolno i starannie. Uniosła głowę.
— Sądzę — powiedziała, patrząc mu w oczy — że mamy dziś wyjątkową okazję, Mac. Może byś tak otworzył butelkę Delacourt rocznik dwudziesty siódmy?
— Delacourt, ma’am?
— Wątpię, żeby ojciec miał coś przeciwko temu… w tych okolicznościach.
— Rozumiem… w takim razie sądzę, że to dobre wieści, ma’am?
— Słusznie sądzisz — odchrząknęła i pogładziła pergamin prawie z szacunkiem. — Wygląda na to, że Ich Lordowskie Moście w swej niezgłębionej mądrości zdecydowały, iż jestem gotowa do powrotu do czynnej służby, choć pojęcia nie mam, skąd to wiedzą. Admirał Cortez znalazł już nawet dla mnie okręt… Daje mi dowództwo HMS Nike. I uśmiechnęła się tak radośnie, jak jej się dawno nie zdarzyło.
Nieporuszony zazwyczaj MacGuiness gapił się w nią z opuszczoną szczęką. HMS Nike bowiem nie był zwyczajnym krążownikiem liniowym. Był najsłynniejszym okrętem Royal Manticoran Navy i najbardziej pożądanym dowództwem dla każdego kapitana, bowiem przysparzającym najwięcej prestiżu. W Królewskiej Marynarce zawsze był okręt o tej nazwie; historia Nike sięgała czasów Edwarda Saganami, twórcy RMN. Obecny HMS Nike był najnowszym i najsilniejszym krążownikiem liniowym we flocie.
Honor parsknęła śmiechem, widząc jego minę, i postukała palcem w pergamin.
— Pisze, że mamy się zameldować na pokładzie w środę. Zdążysz się spakować, Mac?
Zapytany otrząsnął się z osłupienia i uśmiechnął szeroko.
— Myślę, że tak, ma’am. To rzeczywiście odpowiednia okazja, by otworzyć butelkę Delacourt rocznik dwudziesty siódmy!
ROZDZIAŁ II
Prom wewnątrzsystemowy zacumował na pokładzie hangarowym Stacji Kosmicznej Jej Królewskiej Mości Hephaestus, toteż Honor wyłączyła notes, schowała go do kieszeni i wstała. Z kamienną twarzą wyjęła spod lewego naramiennika biały beret dowódcy okrętu i założyła go. I skrzywiła się w duchu — nie nosiła beretu od ponad roku standardowego i zapomniała, że jej włosy urosły. Ponieważ wymianę beretu uważano za proszenie się o nieszczęście, pozostały jej dwie możliwości — ściąć włosy lub spróbować powiększyć rozmiary obecnego nakrycia głowy na ile się da. Nałożyła go najlepiej jak się dało i wyciągnęła ręce ku Nimitzowi. Ten błyskawicznie wspiął się na wyściełane ramię kurtki mundurowej i zajął swoje miejsce z cichym bleeknięciem. Po czym gestem zadowolonego właściciela poklepał beret. Honor stłumiła uśmiech, który w jej przekonaniu nie pasował do oblicza starszego rangą oficera, na co treecat prychnął ironicznie. Wiedział, ile ten symbol dla niej znaczył, i nie widział najmniejszego powodu, dla którego nie miałaby tego okazać. Prawdę mówiąc, nie było potrzeby przybierania „marsowego oblicza kapitańskiego”, jako że oprócz niej i Maca nikt nie wiedział, kim jest i po co przybywa na stację, ale odruchy zadziałały. Niewiele było rzeczy ważniejszych od właściwego objęcia nowego okrętu. Poza tym… Zmusiła się do przerwania wewnętrznego bełkotu i przyznania się przed sobą, że po prostu obawia się powrotu w przestrzeń w roli dowódcy okrętu. Przerwa była zbyt długa, a godziny spędzane w symulatorze pomiędzy operacjami i rehabilitacją były ledwie częścią czasu, który powinna tam spędzić.
Niestety, z lekarzami trudno się dyskutuje, a kiedy głównym lekarzem jest własny ojciec, w dyskusji takiej jest się z góry stroną przegraną. Poza tym, nawet gdyby zgodził się, by siedziała w symulatorze do oporu, i tak nie zastąpiłoby to prawdziwych lotów. Na dodatek Nike był największym okrętem, jakim dotąd dowodziła — miał 880 tysięcy ton i załogę złożoną z ponad dwóch tysięcy osób. Już sam ten fakt mógł wywołać obawy i podenerwowanie nowego dowódcy. Miała jednakże świadomość, że nie tylko długotrwała przerwa jest powodem jej niepokoju — dowództwo HMS Nike było olbrzymim zawodowym komplementem, zwłaszcza dla kogoś, kto nigdy nie dowodził okrętem tej klasy. Był to też wyraźny dowód uznania jej działań na poprzednim stanowisku, niezależnie od wątpliwości, które żywiła w tej kwestii, i niedwuznaczny sygnał, że Admiralicja przygotowuje ją do stanowiska flagowego. Ale taki zaszczyt oznaczał również wielką odpowiedzialność i zwiększone szansę na klęskę.
Odetchnęła głęboko, wyprostowała się i odruchowo dotknęła trzech gwiazdek wyhaftowanych nad rzędem baretek po lewej stronie kurtki mundurowej. Coś głęboko w niej zaczęło radośnie chichotać. Każda z nich reprezentowała bowiem dowództwo okrętu zdolnego do lotów w nadprzestrzeni. Obejmując każdy z nich, miała dokładnie takie same obawy i wątpliwości. Naturalnie za każdym razem istniały drobne różnice, ale podstawowa kwestia zawsze była ta sama — niczego we wszechświecie nie pragnęła bardziej niż dowodzenia okrętem i niczego bardziej się nie bała niż tego, że zawiedzie jako dowódca.