Выбрать главу

Winda stanęła, drzwi otworzyły się i Harrington dała mu znak, by wyszedł pierwszy. W korytarzu przejęła rolę przewodnika i tak dotarli do drzwi admiralskiej sali odpraw. Gdy przekroczyli próg, siedzący za stołem Sarnow uniósł głowę znad ekranu komputera.

— Kapitan Young, sir — powiedziała cicho Harrington i przedstawiony stanął na baczność.

Sarnow oglądał go w milczeniu przez długą chwilę, nim wstał z fotela. Young odpowiedział mu spojrzeniem starannie pozbawionym jakiegokolwiek wyrazu, ale coś w zielonych oczach przełożonego ostrzegło go, że ma do czynienia z kolejnym zwolennikiem suki. Czyżby jemu też dawała dupy?

— Kapitanie. — Sarnow skinął głową. Young zacisnął zęby, słysząc, że pominięto należny mu tytuł; miał nadzieję, że broda to zamaskuje.

— Admirale — odparł równie bezbarwnie.

— Sądzę, że ma mi pan sporo do powiedzenia o tym, jak wygląda sytuacja widziana z Manticore; przyznaję, że z chęcią posłucham. Proszę siadać.

Young ostrożnie usiadł, starannie ustawiając szpadę — była niewygodna, ale dawała mu przewagę, podkreślając, jak wspaniale wygląda w porównaniu z ubranym w normalny służbowy mundur admirałem. Sarnow, najwyraźniej nie zwracający na to żadnej uwagi, spojrzał na Harrington i powiedział z uśmiechem:

— Jak rozumiem, ma pani umówione spotkanie na terenie bazy, lady Honor. — Young jeszcze mocniej zacisnął zęby, słysząc, jak tytułuje tę dziwkę, podczas gdy jemu tego odmówił. — Proszę wrócić na pokład, o której uzna pani za stosowne, albo poinformować oficera wachtowego, jeśli bardziej odpowiada pani powrót jutro.

— Dziękuję, sir. — Honor skinęła głową i dodała, obojętnie spoglądając na Younga. — Żegnam, kapitanie. I wyszła.

— A teraz, kapitanie Young… — Sarnow rozsiadł się wygodnie — do rzeczy. Przywiózł pan wiadomości od admirała Caparelliego. Pisze on, że przedyskutował z panem sytuację przed pańskim odlotem, sądzę więc, że najlepiej będzie zacząć od tego, co powiedział panu Pierwszy Lord Przestrzeni.

— Oczywiście, panie admirale. — Young usadowił się wygodniej, nie zapominając o przytrzymywaniu szpady. — Po pierwsze…

ROZDZIAŁ XXI

Robert Stanton Pierre wyprowadził niewielki, nie rzucający się w oczy pojazd z głównego pasma ruchu i przełączył komputer pokładowy na kontrolę lądowania Haskins Tower. Następnie usiadł wygodniej i rozejrzał się — wokół mienił się różnobarwnymi światłami Nouveau Paris, stolica Ludowej Republiki Haven. Widok był ładny, ale Pierre miał wyjątkowo ponurą minę… Tak ponurą, że nie pozwalał sobie na nią przy świetle dziennym.

O tak późnej porze ruch był niewielki, czego z jednej strony żałował — duży pozwoliłby mu ukryć własne posunięcie, ale oficjalny rozkład zajęć miał tak wypełniony, że nie zdołał wyrwać się w ciągu dnia, zwłaszcza że ludzie Palmer-Levy pilnowali go z zapałem godnym lepszej sprawy. Na szczęście nie byli przesadnie inteligentni — jeśli pokazało im się to, czego się spodziewali, można było mieć pewność, że zauważą i przestaną rozglądać się za czymkolwiek innym. Dlatego właśnie tak to wszystko zorganizował, by wiedzieli o jego spotkaniach z Partią Praw Obywatelskich. Stanowiła tak długo część systemu, że jej przywódcy — z nielicznymi wyjątkami — nie byli w stanie oburącz domacać się w półmroku własnej dupy. Niezdolność do działania zredukowała ich do roli wygodnej osłony jego prawdziwych poczynań. Nie żeby partia jako taka nie przydała się, kiedy nadejdzie właściwy czas, tyle że nie będzie to Partia Praw Obywatelskich znana Palmer-Levy (czy swoim obecnym przywódcom).

Kontrola lądowania sprowadziła jego pojazd w pobliże budynku, toteż dla odmiany na nim skoncentrował uwagę. Wieża Haskinsa miała ponad czterysta pięter i kształt olbrzymiego, pustego w środku sześciokątu ze stali i ceramkretu. Sześciokąt wyrastał z zielonego parku i poznaczony był licznymi otworami prowadzącymi na poziomy parkingowe. Był taki czas, gdy podobne wieże, będące w praktyce niewielkimi, samodzielnymi miastami, stanowiły dumę stolicy. Ale czas ten należał do przeszłości — Haskins Tower podobnie jak inne, w teorii niezniszczalne, już zaczynała się sypać, a od jej ukończenia minęło ledwie trzydzieści lat. Wieczny ponoć ceramkret pękał i upstrzona łatami szybkoschnących kompozytów i śladami innych napraw elewacja przypominała skórę trędowatego. Tego akurat z zewnątrz nie było widać, ale wiedział, że dwadzieścia trzy najwyższe piętra zostały pięć standardowych lat temu zamknięte i opuszczone z powodu masowej awarii kanalizacyjnej. Naturalnie zgłoszono to gdzie trzeba i stosowny urząd wciągnął budynek na listę napraw, toteż ekipy remontowe powinny się tu zjawić któregoś dnia. Zakładając naturalnie, że te cholerne gryzipiórki nie skierują ich do ważniejszego zadania, na przykład naprawy basenu jakiegoś tuza. Albo że fachowcy nie zdecydują się na łatwiejsze rozwiązanie i nie rzucą roboty, przechodząc na Dolę.

Nie lubił tej budowli, bowiem przypominała mu o zbyt wielu rzeczach z przeszłości, jak też uświadamiała przykrą prawdę, że nawet jego pozycja obecnie nie wystarcza, by ściągnąć tu hydraulików. Była to niezwykle irytująca świadomość. Kontrolował głosy mieszkańców tej dzielnicy — to był jego teren, bo od niego zależał w znacznej mierze podział łupów wydartych systemowi. Dlatego był dla tych ludzi tak ważny. I dlatego był tu bezpieczny. Palmer-Levy nie była w stanie przeniknąć jego ochrony, a najprawdopodobniej w ogóle nie wiedziała, że ona istnieje.

Pojazd wleciał do częściowo oświetlonego tunelu dolotowego i Pierre uśmiechnął się bez śladu wesołości — dzięki prolongowi wyglądał młodo. W rzeczywistości miał dziewięćdziesiąt jeden lat standardowych, ale dni, w których wywalczył sobie wyjście z roli Dolisty, czyli z najgłębszych dołów społecznych Republiki, wbiły mu się w pamięć. Pamiętał nawet czasy, gdy zgnilizna nie sięgała jeszcze tak głęboko — czasy, kiedy kanalizacja Haskins Tower zostałaby naprawiona w ciągu paru dni, a gdyby okazało się, że urzędas odpowiedzialny za jej budowę wziął łapówkę i zezwolił na użycie gorszych materiałów, straciłby wszystko, co miał, i wylądowałby w pudle na naprawdę długo. Teraz nikogo to nie obchodziło.

Nacisnął niczym nie wyróżniający się spośród innych przycisk i komputer przestał słuchać poleceń kontroli lotów. Teoretycznie było to niemożliwe, nie wspominając o tym, że nielegalne, za to wykonalne jak najbardziej. Wszystko w Ludowej Republice można było obejść, jeśli posiadało się pieniądze, kontakty i choć odrobinę odwagi czy choćby zdecydowania. Przejął sterowanie i skierował się ku opuszczonemu apartamentowi na trzysta dziewięćdziesiątym trzecim piętrze. Wylądował na tarasie, który co prawda nie został zaprojektowany z myślą o tym, ale dlatego właśnie Pierre używał tak małego i lekkiego pojazdu. Wyłączył wszystkie systemy i wysiadł.

Nadszedł czas, by ktoś wreszcie naprawił Haskins Tower. I nie tylko.

Wallace Canning uniósł głowę szybkim i nerwowym ruchem, słysząc odgłos silnych kroków odbijający się echem od pustych ścian i podłogi. miał wrażenie, że po gołej posadzce maszeruje cały legion. Odbył jednak w ciągu ostatnich trzech lat zbyt wiele podobnych spotkań, choć może nie w tak zwariowanych warunkach, by dać się ponieść emocjom. Już nie panikował, a doświadczenie nauczyło go rozróżniać dźwięki — zbliżał się ku niemu jeden człowiek, a więc wszystko było w porządku. Oparł się o ścianę i czekał.