— Katastrofie, panie Pierre?
Pytanie zadała drobna blondynka z pierwszego rzędu ubrana zgodnie z dolistowską modą, choć nieco mniej wyzywająco. Nie miała też przesadnego makijażu, który stanowił ostatni krzyk mody.
— Katastrofie, panno Ransom — odparł ciszej. — Proszę, się rozejrzeć i zastanowić. Jak długo Stypendium jest utrzymywane ponad poziomem inflacji, ludzie są szczęśliwi, ale co z tego? Budynków się nie remontuje, usługi stoją na coraz niższym poziomie, awarie wodociągów czy innych sieci stają się coraz częstsze i dłuższe, nasz system edukacyjny to kpina produkująca analfabetów, przemoc i gangi to codzienność w dzielnicach Proli, a mimo to wszystkie pieniądze idą na Stypendium, rozrywki publiczne i służbę bezpieczeństwa. Chodzi o to, by społeczeństwo było jak najdłużej szczęśliwe i nieświadome, bo jak długo takie jest, obecne kręgi rządzące utrzymują się przy władzy. Na inwestycje czy naprawy po prostu nie ma pieniędzy. Jeśli to za mało, proszę przyjrzeć się naszym siłom zbrojnym. Ludowa Marynarka pochłania olbrzymią część budżetu, a admirałowie są taką samą bandą skorumpowanych egoistów jak członkowie rządu, a na dodatek, co jest znacznie gorsze, są także niekompetentni.
Przy ostatnim zdaniu prawie zgrzytnął zębami, wywołując zdziwioną wymianę spojrzeń części obecnych, ale Cordelia Ransom nie uważała jeszcze kwestii za wyjaśnioną.
— Sugeruje pan, że rozwiązaniem jest całkowita przebudowa systemu? — spytała.
— Rozwiązaniem idealnym, które w praktyce jest całkowicie niewykonalne. Ani my nie zdołamy tego dokonać, ani nikt inny: ten system, który istnieje obecnie, ewoluował przez ponad dwa stulecia i nie da się go zmienić w sposób szybki czy radykalny. Stypendium to smutna konieczność i pozostanie nią w przewidywalnej przyszłości. Konieczność łupienia innych systemów, bo to właśnie robimy i nie ma co się oszukiwać, także — ponieważ skądś trzeba będzie brać pieniądze. Tak pozostanie przez kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt lat, obojętne jakich zmian gospodarczych byśmy nie zainicjowali. Jeśli spróbujemy zbyt szybko usunąć zbyt wiele cegieł, cała budowla zawali nam się na głowy. Ta planeta nie jest nawet w stanie się wyżywić! Jak myślicie, co się stanie, jeśli zabraknie nam zagranicznej waluty na kupowanie żywności poza granicami Republiki?
Odpowiedziała mu cisza.
— Właśnie. Ci z was, którzy pragną radykalnych reform, muszą zrozumieć od razu, że ich przeprowadzenie to proces trudny i długotrwały. Ci, którzy są bardziej zainteresowani władzą, a zapewniam, że są tacy wśród zgromadzonych, lepiej niech również coś zrozumieją, i to jak najszybciej. Jeśli nie zrealizujemy przynajmniej podstawowych reform, za dziesięć lat nie będzie czym rządzić, bo Republika po prostu przestanie istnieć. Reformatorzy potrzebują władzy, by móc działać, posiadający władzę potrzebują reform, by przetrwać. O tej zasadzie musicie wszyscy pamiętać. Podobnie jak i o tym, że spory na temat decyzji politycznych mogą nastąpić dopiero wtedy, gdy całkowicie przejmiemy władzę. Jeśli zaczną się wcześniej, będzie to oznaczało koniec nie tylko naszych zamierzeń, ale i — fizycznie — nas samych. Czy to ostatnie jest zrozumiałe dla wszystkich? — Przyjrzał im się chłodno, więc odpowiedzieli chaotycznym acz zgodnym chórem potaknięć i twierdzących gestów. — Doskonale. W takim razie przejdźmy do konkretów. Na pewno wszyscy się zastanawiacie, dlaczego zebrałem was akurat teraz, by powiedzieć wam to wszystko. Otóż dlatego, że zaistniał bardzo poważny ku temu powód. Wszyscy słyszeliście o pogranicznych incydentach między nami a Sojuszem Manticore?… Tak też myślałem. Media o nich trąbią, a czego by człowiek nie słuchał czy nie oglądał, propaganda wbija wszystkim do głów, że mamy kryzys międzynarodowy i wszystko inne jest nieważne. To prawda, mamy. Tylko nikt wam nie mówi i oficjalnie nie powie, że to nie Królestwo jest odpowiedzialne za te incydenty, tylko my. Nasz rząd i flota zaplanowały te prowokacje jako wstęp i uzasadnienie do zaatakowania Sojuszu Manticore.
Rozległy się odgłosy niedowierzania i zaskoczenia.
— Tak jest, w końcu zamierzają to zrobić. Najpierw pozwolili, by Królestwo urosło w siłę i zorganizowało Sojusz, a teraz dążą do wojny. Tylko że ta wojna nie będzie przypominała żadnej z dotychczasowych, bo przeciwnik jest na to zbyt groźny, a nasi admirałowie zbyt niekompetentni i pozbawieni jaj. — Wściekłość i ból wykrzywiły mu twarz, ale po chwili kontynuował spokojnie. — Ci idioci z Octagonu wymyślili sobie plan kampanii i udało im się przekonać rząd, że jest on wykonalny. Nie znam wszystkich szczegółów, ale nawet gdyby plan był najlepszy z możliwych, nasza marynarka nie jest w stanie go zrealizować, mając takiego przeciwnika jak Royal Manticoran Navy. Tyle teorii. A praktyka jest jeszcze gorsza: wiem, że już ponieśliśmy serię klęsk i to we wstępnej fazie działań. Klęsk, do których nie przyznano się nawet wobec Kworum.
Przerwał, spoglądając na milczących słuchaczy. Gdy ponownie zaczął mówić, nie próbował nawet ukryć nienawiści.
— Jedna z tych klęsk dotknęła mnie osobiście. Mój syn i połowa jego eskadry została wybita podczas przeprowadzania jednej z „drobniejszych prowokacji”. Zmarnowano cztery krążowniki liniowe z wyszkolonymi załogami zupełnie bez sensu, a skurwysyny, które to wymyśliły, nawet nie mają odwagi, by się przyznać, że tak się stało. Gdybym nie miał własnych źródeł informacji w siłach zbrojnych… A więc znacie już mój motyw, panie i panowie!
Ostatnie zdanie dodał po dłuższej przerwie, która także upłynęła w całkowitej ciszy, głosem, w którym dźwięczały lód i stal. Tym tonem ciągnął: