Выбрать главу

HMS Arrowhead i dwa inne niszczyciele z jej flotylli i pod jej dowództwem grały rolę agresorów w ćwiczeniach, których celem było zaatakowanie (lub obrona) konwoju. Arrowhead i Attack obecnie pracowicie udawały, że ich nie ma, obserwując, jak reszta flotylli ich szuka. Wszystkie systemy pokładowe przykręcono na minimalne zużycie energii, a sensory pasywne śledziły dziewięć niszczycieli i lekki krążownik, paradujące za rufami w roli frachtowców i eskorty. Jeszcze ze dwie godziny i cały „konwój” powinien zbliżyć się na odległość skutecznego zasięgu rakiet, a cała eskorta szukała ich dokładnie w przeciwnym kierunku. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, na odprawie po ćwiczeniach ktoś naprawdę naje się wstydu. Była to świadomość sprawiająca rozwalonej w fotelu Tribece autentyczną satysfakcję.

Oczywiście zawsze istniała możliwość, że któryś z niszczycieli zawróci i zacznie ich szukać we właściwym rejonie, ale nawet jeśli tak się stanie, istniała niewielka szansa, że znajdzie. Jeżeli zaś znajdzie, nie pozostanie jej nic innego, jak dać całą naprzód i liczyć na szczęście, ale to była najgorsza możliwość i jak dotąd nic nie wskazywało, by miała się sprawdzić. Kapitan Edwards najwyraźniej zdecydował, że agresorzy czają się z boku, w czym pomógł mu nadany w odpowiednim momencie fragment rozmów między niszczycielami. Fragment został starannie spreparowany, by wyglądał na przypadkowy, nadano go zaś z pokładu HMS Ambush — trzeciego niszczyciela agresorów znajdującego się tam, gdzie Edwards spodziewał się wszystkich trzech.

Tribeca uśmiechnęła się, myśląc z przyjemnością o zrobieniu z Edwardsa durnia. Samo w sobie nie było to zbyt trudne, bowiem Edward był pompatycznym dupkiem, ale rzadko następowało publicznie. Do głowy mu nawet nie przyjdzie, że ktoś może okazać się sprytniejszy i…

— Przepraszam, skipper, ale wychwyciłem właśnie coś dziwnego… O, znowu.

— Co dziwnego? — zdziwiła się, spoglądając na oficera taktycznego. — Co za coś, Becky?

— Nie wiem… To jak… — Zapytana potrząsnęła głową i poleciła oficerowi łącznościowemu. — Hal, przeczesz rejon od 080 do 120. Wydaje mi się, że to laser komunikacyjny.

— Laser komunikacyjny? Kto tu próbuje z kim nawiązać łączność?!

— Nie wiem, skipper, ale to może być tylko to. — Becky dostroiła pasywne sensory i dodała: — Nikogo i niczego nie rejestrujemy w tym rejonie, a ten laser ma dziwnie małą moc, ale to na pewno laser komunikacyjny. Łapię go tylko momentami, wygląda na to, że jest niedokładnie sfazowany albo coś w tym stylu…

— Też go mam — przerwała jej oficer łączności. — Namiar 088. To rzeczywiście laser komunikacyjny, ale łapiemy jedynie skraj transmisji. Myślę, że nie chodzi o sfazowanie: to system śledzenia celu nadajnika nie jest dokładnie skalibrowany. Wiązka odchyla się minimalnie, ale wystarczająco, żebyśmy byli w stanie ją odebrać. Transmisja jest kodowana… i nie rozpoznaję szyfru…

— Co?! — Tribeca zerwała się z fotela i podeszła pospiesznie do stanowiska taktycznego. — Masz tam coś, Becky?… Cokolwiek?

— Nie, skipper. Cokolwiek tam jest, ma naprawdę dobre ekranowanie i znajduje się zbyt daleko, by sensory pasywne mogły to wykryć. Mam uruchomić aktywne?

— Poczekaj. — Tribeca potarła czoło, zapominając nie tylko o satysfakcji, ale w ogóle o ćwiczeniach.

Arrowhead był ponad dziesięć minut świetlnych od najbliższego starszego oficera. Jeżeli nada wiadomość i będzie czekać na rozkazy, da temu, kto obsługiwał laser, co najmniej dwadzieścia minut na wydostanie się z zasięgu aktywnych sensorów. I to w dodatku nie mając pojęcia, jakim kursem odleciał ten tajemniczy obiekt. A skoro Hal nie był w stanie zidentyfikować szyfru, na pewno nie był to sojusznik, nie wspominając już o jednostce Królewskiej Marynarki…

Wróciła na fotel, siadła i wcisnęła przycisk interkomu.

— Maszynownia, porucznik Riceman — popłynął głos z ekranu taktycznego fotela.

— Rice, mówi kapitan. Zapomnij o ćwiczeniach. Zaraz ogłoszę alarm bojowy. Jak szybko możemy mieć napęd i ekran?

— Za osiemdziesiąt sekund, skipper — odparł rzeczowo Riceman.

— W takim razie przygotuj się. Becky, na mój rozkaz ogłosisz alarm bojowy, ale nie uaktywniaj sensorów i kontroli ognia. Skoro nasz gość jest w zasięgu lasera komunikacyjnego, może także znajdować się w zasięgu broni energetycznej, więc żadnych emisji dopóki nie będziemy mieli osłon i ekranu. Jasne?

— Aye, aye, ma’am. Co z HMS Attack? Bez ekranu będzie idealnym celem…

— Fakt, ale gdyby ten, kto się tam czai, wiedział o naszej obecności, nie nadawałby, nie sądzę więc, żeby wykrył nas pasywnymi sensorami. Moim zdaniem będzie zbyt zajęty i zaskoczony pojawieniem się sygnatury naszego napędu, by sprawdzać, czy mamy towarzystwo. Attack powinien zorientować się, że zaszło coś nieplanowanego, i uruchomić napęd, ale na wszelki wypadek… Hal, wyceluj laser komunikacyjny w HMS Attack i gdy tylko będziemy dysponowali ekranem, przekaż mu rozkaz alarmu bojowego!

— Aye, aye, ma’am.

— Doskonale!… Becky, alarm bojowy!

— Kontakt! — krzyknął nagle oficer taktyczny Alexandra. — Mam sygnaturę napędu w namiarze 136 na 192! Niszczyciel RMN w odległości osiemnastu milionów kilometrów, ma’am!

— Cholera! — Komandor Trent walnęła pięścią w poręcz fotela. — Alarm bojowy, ale nie uruchamiać żadnych aktywnych urządzeń! Potwierdzić!

— Żadnych aktywnych urządzeń, aye, aye! — powtórzył oficer taktyczny Yasir Raven.

Równocześnie wdusił przycisk alarmu bojowego i okręt wypełnił przenikliwy dźwięk klaksonów alarmowych. Zakaz uruchamiania aktywnych urządzeń oznaczał niemożliwość uruchomienia napędu i postawienia osłon burtowych, ale istniała nadal niewielka szansa, że nie zostali zauważeni…

— Impuls radarowy! — Głos oficera taktycznego przebił się przez dźwięk alarmu. — Namierzyli nas, ma’am!… Drugie źródło napędu!… Dwa niszczyciele o osiemnaście milionów kilometrów!

Trent zmełła w ustach przekleństwo. Znajdujące się tak blisko i w takim namiarze wrogie okręty mogły uruchomić napędy tylko z jednego powodu. Tylko co, do ciężkiej cholery, robiły z wyłączonymi napędami dokładnie tam, gdzie musiał w nie trafić promień lasera komunikacyjnego w przypadku nawiązania łączności z przekaźnikiem?!

— Zmieniają kurs, ma’am — zameldował oficer taktyczny. — Wchodzą na przechwytujący z przyspieszeniem pięćset dwadzieścia g!

— Uruchomić napęd! — rozkazała i zwróciła się do oficera astrogacyjnego. — Oblicz kurs do granicy nadprzestrzeni, Jackie, i weź pierwszy z brzegu kurs wejścia. Chcę stąd zniknąć, jak tylko generatory będą gotowe.

— Aye, aye, ma’am.

— Napęd gotów, ma’am!

— Sternik, kurs 125 i obrót na lewą burtę!

— Aye, aye, ma’am… Jest 125 i obrót na lewą burtę!

Trent odwróciła się ku ekranowi, przyglądając się wściekle parze niszczycieli RMN — znajdowały się ledwie o minutę świetlną, czyli tuż tuż. Były za daleko, by atakować, zakładając, że odważyłyby się na atak przy takiej różnicy uzbrojenia, ale i tak spowodowały już większe straty, niż gdyby po prostu zniszczyły jej okręt.

Zmusiła się do spokojnego siedzenia, choć ponurej miny nie zdołała zastąpić maską obojętności. Miała świadomość, że ktoś będzie musiał zapłacić za to, co się właśnie wydarzyło, i niezależnie od tego, kto jeszcze zostanie uznany winnym, to na jej głowę spadnie całe występujące w tej części galaktyki gówno.